CLXXVIII Jonathan


Sophie dziwnie się zmieszała, gdy usłyszała nazwisko „Dashwood”. Jonathan postanowił zatem nie drążyć tego tematu, przynajmniej teraz. Mogło to bowiem dotyczyć pewnej delikatnej kwestii, o której Mark i Bart wiedzieć nie musieli.

- Tylko nastawiłem mu bark – powiedział Jonathan skromnie. – Nic wielkiego.
- Za to „nic wielkiego” dostałem niezły ochrzan od Bradley’a Leszcza, ale warto było – zarechotał Mark. -  To nam zrobi niezłą reklamę.
- Tu nie o reklamę chodzi, ale o dobre serduszko naszego Jonathana! – zaśmiał się Bart, udając niewinnego. Jonathan miał przemożną ochotę kopnąć go pod stołem w kostkę.
- Nie słuchaj ich, to debile – westchnął Jonathan. Gdyby mógł, obydwu by zamordował w tej chwili.
- Chyba zapomniał, że tworzymy zgrany zespół, a spala nas poziom intelektualny! – W oczach Barta zatańczyły łzy.
- Czy możemy zejść już ze mnie? – poprosił Cavendish niemal błagalnie.
- Nie chcesz nam opowiedzieć czegoś o młodym Dashwoodzie? – spytała Sophie, trzepocząc rzęsami zalotnie. Jonathan był świadomy tego, że sobie z niego kpiła.
- Młody Dashwood jest nikim szczególnym. Koniec tematu.
- Jest nikim szczególnym, prócz tego, że jest synem jednego z naszych darczyńców – prychnął Mark.
- Daj, spokój, nie mieliśmy zbyt wiele okazji do rozmowy.
- I dlatego postanowiłeś zarwać noc. Coś mi się tu nie trzyma kupy. Jesteś pewien, że Dashwood trafił do naszego cudownego szpitala sam?

Mark miał czasem coś na kształt szóstego zmysłu czy trzeciego oka, które potrafiło wejrzeć w ciemne odmęty Jonathana i wygrzebać z nich odrobinę światełka. Jonathan wolałby, żeby owe światełko pozostało jego słodką tajemnicą.

Rozmyślanie na temat Julii Middleton pozwalało Jonathanowi zapomnieć na chwilę o innych problemach. Bradley Lester i Cormick schodzili na dalszy plan, Emma Bradshaw tak go nie irytowała, pacjenci płynęli jakby płynniej, nawet Briggs wydawała się być całkiem miła.

Spotykał Julię w najmniej oczekiwanych momentach. Zaczęło się od drobnych wypadków. Jonathan wcale nie musiał znajdować się na oddziale ratunkowym, przychodził jednak, czasem tylko po to, by się poszwendać, czasem żeby rzeczywiście pomóc. Nikt mu nigdy za to nie podziękował, lecz Jonathan miał to gdzieś. Pewnego dnia wszyscy lekarze byli zajęci, gdy na oddziale pojawiła się dziewczyna z obficie krwawiącą ręką. Ktoś zemdlał na jej widok. Jonathan miał jednak nerwy ze stali i taki widok nie robił na nim wrażenia. Zresztą zranienie było dość powierzchowne, wiele hałasu o nic. Zszył ją wtedy, nie przeczuwając, że za jakiś czas znów się spotkają.

Za drugim razem ją pouczył odnośnie bezpieczeństwa pracy w laboratorium. Przyjęła to wszystko ze stoickim spokojem, jakby niewiele sobie z tego robiła. Konsekwencją tego postępowania był trzeci wypadek. Obiecał sobie, że za czwartym razem nie będzie taki miły, choć tak naprawdę nigdy nie był zbyt miły wobec pacjentów. Uważano go bowiem za chłodnego jegomościa, który był ponad tym wszystkim.
              
Za czwartym razem nie chodziło jednak o nią, a o tego Dashwooda, który wyglądał jak mielonka. Kiedyś miał złamany noc i krzywo się zrósł, nowe złamanie było świetną okazją, by naprawić tamten błąd, lecz okoliczności owego złamania nie zasługiwały na pochwałę. Jakimś cudem Julia natknęła się drugi raz na tych samych obwiesi. Wystarczyło, że Jonathan spojrzał na nich spode łba, by się wycofali. Dashwood nie miał tyle szczęścia. Miał natomiast cholernie dużo szczęścia, jeśli chodziło o Julię.
              
Przywlekła go do szpitala, choć on zapewne zgłaszał pewne obiekcje. Tacy, jak on, zawsze zgłaszają obiekcje. Gotowa była pozostać z nim na noc, choć nie miało to najmniejszego sensu. Była dla niego zdecydowanie za dobra. Nie zasługiwał na nią. Niemniej taki Dashwood miał swoją Julię, podczas gdy Jonathan nie miał absolutnie nikogo.

- Pamiętacie Julię Middleton? – spytał Jonathan, próbując ugryźć temat w najmniej inwazyjny sposób. Musiał się odsłonić, lecz nie zamierzał przesadzać z ekspozycją. – Znów ją spotkałem.
- Ona jest powodem, dla którego chciało ci się spać w szpitalu? – Mark uniósł brwi.
- Nie bezpośrednio… Po prostu zaskoczyło mnie, że pojawiła się z Dashwoodem. Akurat z nim. Choć z drugiej strony nie powinno mnie dziwić. Mieszka z nim.
- Nieładnie tak pchać się z butami do czyjegoś życia – zauważyła Sophie. Mark z Bartem zniknęli na chwilę powalczyć o dostawę piwa.
- To zwykła ciekawość. Nasze drogi spotkały się już tyle razy… Nic z tego nie rozumiem.
- Zgaduję, że nie wierzysz w przeznaczenie.
- Nie jestem zabobonny. Niemniej to musi coś znaczyć.
              
Cała kwestia zawisła nad Jonathanem niczym widmo, nie mógł się pozbyć przeczucia, że w jakiś pośredni sposób Julia łączyła go z Sophie. Rzadko kiedy pozwalał sobie na takie nieracjonalne przemyślenia, lecz pewna ilość alkoholu sprawiała, że odstępował nieco od sztywnych zasad.
              
Chłopcy zmyli się wcześniej niż zwykle, porozumiewawczo mrugając do Jonathana. Zapewne chcieli zapewnić mu i Sophie odrobinę swobody na małe tete-a-tete. Ciężko jednak było mówić o składnej konwersacji, gdy alkohol już zbierał swoje żniwo. Miał nadzieję, że Sophie nie zauważyła, że lekko plącze mu się język.
              
Uzgodnili, że Sophie odprowadzi Jonathana, który nie mieszkał daleko od pubu, a u niego zamówią taksówkę, która zabierze ją do domu. Nie chciała zostać na noc, choć – jak sama mówiła – w domu nikt na nią nie czekał.
              
Gdy weszli do jego mieszkania, Nora tradycyjnie spała w kuchni. Uniosła głowę, otworzyła jedno oko, ale gdy dotarł do niej zapach obcej osoby, natychmiast się poderwała. Jonathan rzadko kogo sprowadzał kogoś do domu, a już bardzo rzadko kogoś obcego. Nie wiedział zatem, jak zareaguje jego włochata towarzyszka. Mogła być o niego chorobliwie zazdrosna. Nora musiała mieć zdrowo poprzewracane w głowie, żeby wybrać Jonathana na swojego towarzysza.
- Włochata paskudo, znów śpisz w kuchni – mruknął z niezadowoleniem. – Nie ma wygodniejszych miejsc w tym domu?
              
Nora ziewnęła przeciągle i podeszła do krawędzi kontuaru. Stuknęła nosem w wyciągnięty palec Jonathana, po czym przeniosła swoje hipnotyzujące spojrzenie na Sophie. Jonathan obawiał się, że Miles nie lubiła zwierząt, to by ją skreśliło już na samym początku. Nora zawahała się, lecz zaryzykowała i dała się pogłaskać gościowi. „Miła”, skwitowała kotka krótkim miauknięciem.

- Wygląda na to, że Nora cię polubiła – stwierdził Jonathan, otwierając lodówkę.
- To jest Nora? – zdumiała się Sophie.
- A kogo się spodziewałaś pod tym imieniem? – zaśmiał się Cavendish. Gdy na jaw wyszło, że Jonathan jest sam jak palec, Sophie jakoś chętniej przystała na jego propozycję, by została na noc. Oczywiście bez podtekstów.
              
Jonathan przygotował im drinki, które nie uwzględniały kolejnych dostaw alkoholu.
- Musimy pić dużo wody – stwierdziła Sophie, usadowiwszy się wygodnie obok Nory na stole w kuchni.
- Dorzucę nam zatem więcej lodu – zawyrokował Jonathan. – W końcu to też woda.
- Wolę nie myśleć, z jakim kapciem się obudzę rano…
- Zatem jaki sens jest w piciu wody?
- Kapeć będzie mniejszy. Przynajmniej teoretycznie.
- Wypiliśmy tylko trochę piwa… - rzekł Jonathan powoli. Wzmianka o kapciu przypomniała mu o dziewczynie z sieci.
- Piwo czy nie piwo… Alkohol to alkohol…
              
Mowa Sophie stawała się coraz mniej składna.
- Nie jesteś chyba przyzwyczajona do spożywania takich ilości alkoholu – zasugerował Jonathan.
- Masz rację, nie jestem. Ostatni raz tak się czułam… W sumie to nie pamiętam kiedy. Nie chciałabym, żeby wyszło, że na studiach.
- Nie podejrzewałbym cię o szaleństwa na studiach.
- Na studiach byłam dość szurnięta. Zarywanie nocek negatywnie odbiło się na moim zdrowiu psychicznym. Dlaczego ciągle mówimy o mnie?
              
Jonathan wzruszył ramionami, opierając się plecami o lodówkę.
- Być może dlatego, że ja jestem cholernie nudny? – odparł. – Poznałaś moich uroczych przyjaciół, oni zdradzili ci nieco o mnie, więc czas porozmawiać o tobie. Na usta ciśnie mi się jedno pytanie.
- Mianowicie?
- Co łączy cię z Dashwoodem?
- Juniorem czy seniorem? – spytała głupio Sophie, po czym zaśmiała się, jakby to był wyjątkowo udany żart. – Henry Dashwood jest prawnikiem.
- Wiem o tym.
- Wynajęłam go po śmierci Willa.
- Chyba nie do końca wywiązał się z powierzonego mu zadania, skoro jego rodzina nadal coś do ciebie ma.
- Z prawnego punktu widzenia sprawa została zamknięta. Spadek nabyłam legalnie i nie mam absolutnie żadnych zobowiązań względem Phillipsów. To, że mnie nachodzą… Dashwood nie ma na to najmniejszego wpływu. Ja też mam do ciebie drobne pytanie.
- Mianowicie?
- Co cię łączy z Julią Middleton?
              
Jonathan zajrzał do swojej szklanki, jakby tam mógł znaleźć odpowiedź na to pytanie.
- Mówiłem już, że była moją pacjentką – westchnął Jonathan.
- Mówiłeś, ale co z tego wynika? Chyba się w niej nie zadurzyłeś?
- A nawet jeśli, to co?
- Nie uważasz, że to trochę… nieodpowiednie?
- Nie jest już moją pacjentką, tylko przypominam. A tak naprawdę za mało o niej wiem, żeby móc w ogóle coś do niej poczuć. I dlaczego zboczyliśmy na mnie? Przecież mieliśmy rozmawiać o tobie!
              
Nudny program kulinarny stał się tłem dla ich rozmowy o wszystkim i o niczym. Nora ułożyła się na kanapie między Jonathanem i Sophie, jakby wyraźnie chciała zaznaczyć, że jej pan należał tylko do niej. Późny wieczór przerodził się w ciemną noc, a ciemna noc w blady poranek.
              
Powieki Sophie walczyły z grawitacją. Gdy wyczerpali już wiele tematów i nie mieli siły, by otwierać usta, szum telewizora ukołysał ją do snu. Jonathan, choć niemożebnie zmęczony, nie mógłby zasnąć z inną osobą w mieszkaniu. Nie, wcale nie posądzał Sophie o to, że mogłaby mu wynieść pół lodówki. Nie był przyzwyczajony do czyjejś obecności poza Norą.
              
Wyszedł na balkon, by odetchnąć świeżym powietrzem. Śliczna kobieta spała w jego salonie, a on poczuł się niesamowicie samotny. Gdy spotkają się w pracy, nie pozostanie nawet ślad po ich rozmowach. Na szczerość mógł sobie pozwolić zwykle tylko w obecności Marka i Barta. Sam był zdumiony własnym postępowaniem, gdy odpowiadał na wnikliwe pytania Miles. Nie mógł zrzucić tego na alkohol, to była jego świadoma decyzja. W jakiś sposób Sophie zdołała obejść barykadę, którą sobie postawił po odejściu Judd.
              
Mark wrobił go w portal randkowy, by nie czuł się samotny, by mógł porozmawiać z kimś innym, z kimś nowym. Stojąc na balkonie, poczuł, że to wszystko nie miało najmniejszego sensu. Nie wiedział, gdzie znajdowała się jego tajemnicza dziewczyna z internetu. Czy kiedykolwiek się spotkają? A jeśli już do tego dojdzie, spełni jego oczekiwania? Dlaczego miałby tracić energię na kogoś, kogo być może nigdy nie pozna w prawdziwym życiu? W salonie na kanapie smacznie spała sobie Sophie, którą zdołał polubić przez te kilka godzin. Nawet jeśli mieliby skończyć jako przyjaciele, była to bardziej satysfakcjonująca znajomość. Mógł usłyszeć jej głos, zobaczyć jej twarz, była czymś żywym i prawdziwym, a nie tylko zbiorem wiadomości w sieci. Być może musiał przyspieszyć bieg wydarzeń, by przekonać się, czy warto bawić się dalej w portal randkowy. Przecież tak naprawdę nie robił tego dla siebie, ale żeby Mark się odczepił.

HawkeyePierce: Proszę, powiedz mi, że ty też cierpisz na bezsenność…

Jonathan zamknął drzwi balkonowe i spojrzał na śpiącą Sophie. Nora siedziała na oparciu kanapy, kołysząc się lekko na boki z zamkniętymi oczami.
- Jesteś głupia, dlaczego nie pójdziesz spać? – rzucił do kotki. „To samo pytanie można zadać tobie.”
              
Sophie okręciła się na bok na kanapie, z kieszeni spodni wypadł jej telefon. Upadł na podłogę, a jego ekran się rozświetlił. Jonathan podniósł go i odłożył na stolik. Byłby go zignorował, lecz pewien komunikat wyświetlający się na ekranie przykuł jego uwagę. „HawkeyePierce: 1 nowa wiadomość”. Zamarł, nie mogąc oderwać wzroku, aż ekran w końcu zgasł. Przykrył Sophie kocem i już miał pójść do sypialni, lecz jego myśli ciągle krążyły wokół jej telefonu. Czyżby miał już przywidzenia?
              
Nienawidził się za to, przywiązywał wielką wagę do poszanowania prywatności. Musiał się jednak upewnić, że nie pomieszało mu się w głowie. Odblokował telefon, komunikat o nowej wiadomości nadal się wyświetlał. Sophie używała tej samej aplikacji. W życiu by jej nie podejrzewał o korzystanie z portalu randkowego. Jonathan odniósł wrażenie, że sprawa związana z Willem była jeszcze zbyt świeża, by angażować się w nowy związek czy choćby w jego poszukiwanie.
              
Nora łypnęła na niego z dezaprobatą. Wiedział, że postępuje niewłaściwie. Kliknął na powiadomienie, czując, że w najbliższym czasie tego pożałuje. Ujrzał wiadomość, którą sam przed chwilą wysłał. Zatem jego tajemnicza dziewczyna o pseudonimie „HeartStrings” leżała na jego własnej kanapie, w jego własnym mieszkaniu, przykryta jego własnym kocem.

Komentarze

Popularne posty