CXCI Sophie


Wróciwszy do domu, wielkiego, pustego domu, Sophie pomyślała, że powinna przyjąć taktykę Jonathana. Powinna odczarować to miejsce z czyjąś pomocą. Powinna przegonić ducha Willa, który żył tutaj w dosłownie każdej rzeczy.
              
Rozejrzała się po salonie i zaczęła od zniszczenia ramki ze zdjęciem matki Willa, która po śmierci syna pragnęła zniszczyć jej życie. Przeszukała w pośpiechu szuflady komody w poszukiwaniu innych zdjęć. Po chwili doszła do wniosku, że powinna pozbyć się przede wszystkim ubrań Willa. Przecież nie będzie ich nosiła, a tym sposobem zwolni miejsce w szafie na własne rzeczy. Było już jednak późno, postanowiła zatem, że zaczeka z tym wszystkim do następnego dnia. W końcu udało się jej wynegocjować przerwę u wielkiego ordynatora. Uśmiechnęła się lekko na jego wspomnienie.
              
Nagle jej telefon dał o sobie znać. Miała nadzieję, że nie było to rozpaczliwe wezwanie na nocny dyżur z powodu jakiegoś tragicznego wypadku.

HawkeyePierce: Miałem nadzieję, że może cię zastanę, chyba że znów pracujesz w nocy.

               Brwi Sophie powędrowały do góry. Musiała przyznać, że miał wyczucie.

HeartStrings: Dziś wyjątkowo sobie odpuściłam. A ty nie możesz spać?
HawkeyePierce: Sen jest dla słabych.
HeartStrings: Inaczej będziesz mówił, gdy będziesz musiał rano wstać.
HawkeyePierce: Jeśli oczywiście będę musiał.
HeartStrings: Twój szef jest wyrozumiały?
HawkeyePierce: W pewnym sensie sam sobie szefuję.
HeartStrings: To znaczy?
HawkeyePierce: Nie mam zamiaru wyjawiać ci, gdzie pracuję. Jednak gdybym moją pracę przyrównał do korporacji… Powiedzmy, że jestem głównym kierownikiem mojego wydziału, a nade mną jest już tylko prezes firmy.
HeartStrings: Brzmi poważnie. Co się jednak stanie z twoimi owieczkami, gdy ciebie zabraknie?
HawkeyePierce: Podejrzewam, że moje owieczki cieszą się każdą chwilą beze mnie.
HeartStrings: Wyobrażam sobie ciebie jako surowego szefa…
HawkeyePierce: No, spoko gościem to ja bym siebie nie nazwał.

Wieczór spędzony z Jonathanem był wyjątkowo miły, lecz dopiero facet z portalu randkowego sprawił, że zdołała się do końca rozluźnić. Zaszyła się na kanapie z telefonem, kocem i kubkiem gorącej herbaty ze wspaniałą świadomością, że następnego dnia nie musi iść do pracy. Uważała, że będzie się czuła niezręcznie w obecności Jonathana, gdy ledwie dzień wcześniej tak się spoufalili.

HeartStrings: A więc jesteś typowym skurwielem?
HawkeyePierce: Rozszyfrowałaś mnie! Czy podobam ci się coraz bardziej?
HeartStrings: Nie jestem pewna… Dlaczego sądzisz, że kobiety wolą drani?
HawkeyePierce: Z własnego doświadczenia. Gdy jestem miły, nikt nie bierze mnie na poważnie.
HeartStrings: Czyżbyś usłyszał kiedyś od dziewczyny, że jesteś za miły?
HawkeyePierce: A żebyś wiedziała. Wolę jednak słyszeć, że jestem dupkiem. To o wiele bardziej bezpośrednia obelga.
HeartStrings: Bycie miłym to obelga?? Czy ja nie nadążam?
HawkeyePierce: „Jesteś miłym chłopcem” – oznacza, że tak naprawdę jesteś nudny i jakiś taki miękki.
HeartStrings: Tak mówią głupie dziewczyny. Takie, które jeszcze się nie sparzyły typowym dupkiem.
HawkeyePierce: Będzie niedyskrecją z mojej strony, jeśli spytam, czy ty już się sparzyłaś?

Sophie zastanawiała się, w jakiej konformacji znajduje się jegomość po drugiej stronie ekranu. Czy też wylegiwał się wygodnie na kanapie w swoich czterech ścianach? A może nudził się na korporacyjnej imprezie? Kim tak naprawdę był Sokole Oko? Miała tylko nadzieję, że nie wyglądał jak młody Alan Alda, choć nie do końca wiedziała dlaczego.
              
A jeśli miała do czynienia z facetem, który miał spore doświadczenie w skręcaniu naiwnych dziewczyn w internecie? Mógł być cholernie inteligentny, przez co żadna nie mogła się mu oprzeć i każda konwersacja wciągała jak zachłanne bagno. Sophie poczuła obrzydzenie do tego typu procederów, nie zamierzała być kolejną płotką złapaną w sieć.
              
Ostrożnie odłożyła telefon na stolik, jakby był fiolką z zakażonym materiałem. Obawiała się, że dała się nabrać na gładką gadkę nieznajomego jak jakaś głupia dziewczyna. Momentalnie odechciało się jej całej zabawy.
- Co ja najlepszego wyprawiam? – rzuciła do pustego domu. – Zachowuję się, jakbym miała szesnaście lat!
              
A jeśli ten po drugiej stronie jest kimś zupełnie innym? Nie mogła z góry zakładać, że miała do czynienia z prawdziwym dupkiem. Być może był to miły facet, który zgrywał dupka, bowiem został kiedyś zraniony? Zapragnęła dać mu szansę na opowiedzenie swojej historii. Możliwe, że zrewanżowałaby mu się tym samym. Miło byłoby poznać jego opinię odnośnie sprawy z Willem. Chciała nabrać pewności, że zrobiła to, co słuszne. Same słowa Cavendisha jeszcze nie dawały jej tej pewności.
              
To była dziwna mieszanka. Will, Sokole Oko i Jonathan. Nie mogła się wyzbyć wrażenia, że wszyscy trzej mieli ze sobą wiele wspólnego.

Komentarze

Popularne posty