CXC Jonathan


Jonathan nabrał ochoty na coś mocniejszego po nieprzyjemnej rozmowie z Atkinsem. Proszenie go o pomoc było dużą ujmą na jego honorze. Na szczęście młodzieniec bardziej przejęty był możliwością powrotu do łask, by dochodzić, dlaczego Cavendishowi zależało na informacjach odnośnie Lestera.
              
Poprawił węzeł krawatu i narzucił na siebie płaszcz. Spojrzał na zegarek i stwierdził, że w zasadzie nieco się zasiedział. Siostra Bradshaw rzuciła mu dziwne spojrzenie, gdy przechodził obok dyżurki pielęgniarek. Czyżby wszystkie wątpliwości miał wypisane na twarzy? Sophie wyminęła go szybkim krokiem, rozmawiając przez telefon.
              
Spotkali się na zewnątrz, niecierpliwie postukiwała obcasem o chodnik. Na jej twarzy odmalowywała się irytacja, jakby telefoniczna konwersacja była dla niej nieprzyjemna. Jonathan nie powinien pytać, z kim i o czym rozmawiała. W zasadzie blisko byli pożegnania, obawiał się Jonathan.

- Dokąd zatem chcesz mnie zabrać na naszą drugą randkę? – spytała Sophie, strzepując z siebie resztki irytacji.
- Znam jedno fajne miejsce – odparł Jonathan. – Z gatunku tych eleganckich i do bólu nudnych. Pojawia się jedna kwestia techniczna.
- Jaka?
- Nie mam samochodu, więc nie bardzo to ja mogę cię tam zabrać, ale obiecuję, że oddam ci za benzynę.
              
Sophie zaśmiała się krótko i głową wskazała swój samochód. James upakował zatem swoje długie nogi na siedzeniu pasażera w limonkowym Fiacie. Zamienił się w samochodową nawigację, dyktując Sophie dokładne wskazówki.
- Precyzyjny nie tylko na sali operacyjnej – mruknęła pod nosem Sophie.
              
Jonathan zabrał Sophie do jednej ze swoich ulubionych restauracji, starając się stłumić nieprzyjemne wspomnienia związane z Judd. Wielokrotnie jadali tu kolację. Miejsce było jasne i przytulne. Kelner od razu poprowadził ich do stolika, który Jonathan zwykle rezerwował. Sophie ukryła się za kartą dań, by po chwili ukazać się ze zbolałą miną.

- Coś się stało? – spytał Cavendish z niepokojem.
- Wszystko tutaj brzmi tak wykwintnie… - stęknęła. – To tak jakbyś rzucał perły przed świnie…
- Nie szkoda mi pereł na tak piękną świnię – odparł Jonathan z przekorą.
- Możesz mi powiedzieć, z jakiej planety się urwałeś?
- Powiem ci. Może kiedyś.
- Zawsze jesteś taki tajemniczy?
- Jestem tajemniczy? Wydawało mi się, że jestem nudny jak flaki z olejem.
              
Sophie zaśmiała się cicho, po czym stwierdziła, że już wie, co będzie jadła. Jonathan skinął na kelnera, który podszedł, by przyjąć zamówienie.
- Ktoś taki jak ty zapewne często jada w takich miejscach – stwierdziła Sophie, rozglądając się po restauracji.
- Zazwyczaj jem żarcie na wynos w swoim małym mieszkanku – odparł Jonathan, rozkładając równo sztućce przed sobą. – Nora zawsze dopomina się o swoją porcję. Tak naprawdę oprócz wyjść z Bartem i Markiem nie mam wielu okazji do rozbijania się po ekskluzywnych restauracjach.
- Nie spotykałeś się z innymi kobietami od czasu rozstania z…
- Nie czułem takiej potrzeby – powiedział szybko Cavendish. – Ponadto żadnej nie zaufałem na tyle, by pokazywać się w tym miejscu po tym, co odwaliła Judd.
- Och, rzuciła cię tutaj? – Sophie zniżyła głos do szeptu. – To dlaczego tutaj jesteśmy?
- Lubiłem to miejsce, zanim poznałem Judd. Dlaczego miałbym go teraz nie lubić?
- Ale…
- Siedziała na twoim miejscu, gdy mi oznajmiała, że mnie zostawia. Głosem wypranym z emocji, nawet jej nie drgnęła powieka. Po czym urządziła mi mały cyrk. Zawsze musiała pokazywać, że jest górą. Zaaranżowała wszystko tak, jakobym to ja ją zdradził. Krzyczała, rzucała rzeczami, a na koniec tak trzasnęła drzwiami przy wychodzeniu, że wypadła szyba.
              
Sophie zasłoniła dłonią usta.
- Normalnie w życiu bym się tu już nie pokazał, ale mam słabość do ich steków – ciągnął Cavendish. – No i tym razem trafiłem na godną towarzyszkę.
- Skąd wiesz, że nie odegram tu małej scenki…?
- Spróbuj małej scenki tutaj, a ja odegram ci całą sztukę w szpitalu. – Zmarszczył groźnie czoło, czym tylko ją rozbawił. – A tak naprawdę z twoją pomocą chciałbym odczarować to miejsce.
- Mam się obawiać?
              
Jonathan wzruszył ramionami. Kelner przyniósł ich zamówienie i przez chwilę jedli w milczeniu. Sophie jednak nie mogła powstrzymać się od gadania.
- A jak twoje sprawy z Julią? – zagadnęła.
- Czy możemy przestać mówić o mnie? – jęknął Jonathan. – Dlaczego nie pomówimy o tobie?
- Bowiem teraz rozmawiamy o tobie! Dlaczego się przed nią tak bronisz?
- Ponieważ to absurdalne!
- Jak jedna mała dziewczyna może być aż tak absurdalna? Te wasze zbiegi okoliczności są po prostu romantyczne! A jeśli coś mogłoby z tego wyniknąć?
- Rozbrajasz mnie. Specjalnie jesteś taka naiwna?
- Tylko mi nie mów, że się w niej zakochałeś! A może to ona się w tobie zakochała i dlatego cię nachodzi?
              
Cavendish plasnął się dłonią w twarz. Powstrzymywał się, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- Obawiam się, że jej serduszko jest już zajęte – rzekł z odrobiną jadu. – Chyba powoli zdaje sobie z tego sprawę.
- A więc w końcu się spotkaliście poza szpitalem! Nie wierzę, że nie zdałeś mi sprawozdania z tej rozmowy – burknęła Sophie. Obecnie zachowywała się, jakby byli dobrymi przyjaciółmi. Jakby znali się od lat i mogli sobie pozwolić na takie docinki.
- Nie należy do zbyt rozmownych osób, ale jak chcesz spiknę was razem. Poopowiadacie sobie wszystko. Jaki to świat jest mały i takie tam ecie pecie…
- Zaostrzasz mój apetyt.
- Zamówię ci drugą porcję, jeśli będziesz chciała.
- A potem nie zmieszczę się w drzwiach do szpitala.
- Od czego jest jeszcze podjazd dla karetek?
- Z takim poczuciem humoru nie dziwię się, że jesteś sam.
- Jeśli nie możesz mnie znieść, gdy jestem najgorszy, na pewno nie zasługujesz na mnie, gdy jestem najlepszy – rzucił sentencjonalnie Jonathan, sięgając po kieliszek z winem. – Wierz mi, jeszcze nie jestem najgorszy.
- Doprawdy, chyba nie chciałabym cię zobaczyć jako tego najgorszego…
- Widzisz, nie wszyscy wiedzą, jak ugłaskać bestię!
- Jakimś cudem mi się udaje, co?
- To chyba dlatego, że zasmarkałaś mi fartuch.
- Nasza randka traci na romantyczności, gdy wyciągasz na wierzch takie brudy.
              
Tak naprawdę żadne z nich nie traktowało tego spotkania jako randkę. Jonathan przywykł do tego, że na randkach robi się raczej inne rzeczy.
- Chyba wiem, z kim cię spiknę – stwierdził Cavendish po chwili namysłu.
- Aż boję się pomyśleć, kogo masz w zanadrzu – westchnęła Sophie, pochylając się lekko do przodu.
- Nie uważasz, że Hamilton ma to coś w sobie? – Jonathan wyszczerzył zęby w paskudnym uśmiechu. Uśmiech ten poszerzył się, gdy Sophie kopnęła go w nogę pod stołem.
- Tak naprawdę on kocha tylko ciebie! Nawet nie wiesz, jak za tobą tęskni!
- Jesteś doprawdy niepoważna!
- Mam dla ciebie lepsze wyzwanie! Załóżmy sobie konta na portalu randkowym i zobaczmy, komu pierwszemu się uda.
- Nie zniżyłbym się do takiego poziomu…
- Nieważne, i tak bym wygrała.
- Czyżbyś już kogoś znalazła? Jest ładniejszy ode mnie?
              
Sophie zmieszała się lekko.
- Tam nie ma zdjęć, więc w zasadzie nie mam najmniejszego pojęcia, jak wygląda. Jednak miło mi się z nim rozmawia.
- Życzę ci jakiegoś pasztecika.
- Nie mów, że jesteś zazdrosny. Ty i ja za bardzo się różnimy, żeby coś z tego wyszło.
              
Jonathan poczuł lekkie ukłucie wstydu. Dlaczego mogło mu się wydawać, że jego znajomość z Sophie mogła przerodzić się w coś więcej? Dlaczego jakiś koleś z internetu – nie mający kształtu ani twarzy – był w czymkolwiek lepszy od niego?
              
Ciepło napłynęło mu do twarzy. To on był tym kolesiem. Czy powinien teraz ujawnić swój sekret i zdusić to wszystko w zarodku? Przewidywał jednak, że nie skończy się to najlepiej.
- Gdybyś jednak potrzebowała pomocy z twoim tajemniczym amantem, służę pomocą – powiedział w końcu, siląc się na spokój.
- A niby dlaczego miałabym chcieć twojej pomocy? – zdumiała się Sophie.
- Bo wiem, co faceci chcą usłyszeć. W końcu sam jestem jednym z nich.

Komentarze

Popularne posty