CXVII Michael

Brak zapalonych świateł, nieobecność samochodu oraz ulotki w skrzynce na listy dobitnie świadczyły o tym, że Charles naprawdę postanowił wyjechać. Michael skorzystał z okazji, by nieco się rozejrzeć.
              
Zaczął od gabinetu Charlesa, spodziewał się znaleźć jakieś ciekawe rzeczy w jego wiecznym chaosie, a może miał w biurku tajemniczą szufladkę na skarby. Po przekroczeniu progu jego gabinetu zastał nienaturalny porządek. Stosy papierów zniknęły z biurka. Półki z książkami były przerzedzone. Na ścianach brakowało kilku istotnych rzeczy.
              
Na półkach obecnie znajdowały się książki należące do doktora Wrighta, każda z nich była podpisana. Książki Charlesa natomiast zniknęły. Charles miał szafę, w której przechowywał akta swoich pacjentów. Michael zajrzał do niej, wszystkie teczki były starannie ułożone i podpisane.
              
Usiadł przy biurku Charlesa i zaczął po kolei otwierać szuflady. Oprócz przyborów biurowych, paczki żelków i pękniętego kubka niczego ciekawego nie znalazł. Żadnych notatek, kalendarza, listów. Michael dostrzegł, że na ścianach brakowało dyplomów Charlesa, zniknął nawet kaktus o dziwnym kształcie, który zawsze stał na komodzie w kącie. Pomieszczenie nie należało już do Charlesa, stało się zupełnie bezosobowe.
              
Wyglądało na to, że Charles na dobre wyniósł się ze swojego gabinetu. Jeszcze niechby się okazało, że wyprowadził się z domu i uciekł z kraju.
              
Michael miał zapasowy klucz do domu Charlesa. Ten nigdy się nie dowiedział, że Michael wszedł w jego posiadanie, ani tym bardziej – jak do tego doszło. Dom Charlesa nie był już taki uporządkowany. Wyglądało na to, że pakował się w pośpiechu. W kuchni stały dwie filiżanki niedopitej herbaty. Michael skierował się do sypialni Charlesa na piętrze. Pościel znajdowała się w nieładzie, a cały pokój wypełniony był kwiatami, jakby ktoś obrabował kwiaciarnię i cały łup ukrył w tym pomieszczeniu.
              
Michael przeczesał nerwowo włosy, wpatrując się w peonie, lilie, róże, gardenie… Czyż trudniej było o bardziej oczywisty znak, że była tu kobieta? Michael zauważył ogólną metamorfozę domu Charlesa – nowe meble, nowe bibeloty, nowy kolor na ścianach.
              
Zbiegł po schodkach z powrotem do salonu. Na stole niegdyś stało niezbyt urodziwe pudełko, o które Michael nigdy nie pytał. Obecnie znajdowała się na nim niewielka chińska waza. Wzrok Michaela przykuła żółta teczka leżąca na skraju stołu. Usiadł na krześle i ostrożnie otworzył teczkę.
              
Należała do Elizabeth, była podpisana jej imieniem i tym śmiesznym nazwiskiem „Swallowtail”. Co ciekawe, był to odpis dokumentacji medycznej. Z zaciekawieniem obejrzał sobie zdjęcia z tomografii, po czym przeszedł do szczegółowego opisu. To, co przeczytał, zbulwersowało go. Już dawno nikt tak skutecznie nie podniósł mu ciśnienia. Zamknął teczkę i popędził do doktora Wrighta. Musiał się o tym dowiedzieć.

***

- Przeczytaj to sobie – rzucił Michael gorączkowym głosem, rzucając na stół żółtą teczkę Elizabeth. Doktor sięgnął po teczkę z ociąganiem.
- Co to takiego? – spytał bezbarwnym głosem.
- Czytaj, czytaj – odparł zniecierpliwiony Michael.
              
Doktor niechętnie zapoznał się z zawartością teczki. Każdy dokument przeczytał wnikliwie, zatrzymując się dłużej na kwestiach, których nie rozumiał.
- Mój syn jest głupcem – skwitował po przeczytaniu wszystkiego.
- Nie rozumiesz? Elizabeth go wrobiła!
- Posłuchaj, jeśli ją kocha, nic na to nie poradzimy.
- Złapała go na litość! A jeśli to wszystko to ściema?
- Jest zbyt porządna, by posunąć się do czegoś takiego. Papiery wyglądają na autentyczne.
              
Benjamin rzucił teczkę na stół, po czym nalał sobie whisky. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że zaczyna się to przeradzać w poważny problem.

- To wszystko, co masz do powiedzenia? Charles zamierza się z nią ożenić! – wybuchł Michael. – Nie przeszło ci nawet przez myśl, dlaczego chce to zrobić?
- Owszem, może złapała go na litość. Z tych dokumentów wynika, że nie pożyje zbyt długo. Miałem kiedyś pacjentkę z guzem, która nie mogła poradzić sobie z diagnozą. Zawinęła się po trzech miesiącach.
- To jeszcze o niczym nie świadczy.

- Świadczy, jeśli życie Elizabeth miałoby być liczone w miesiącach… Działa to na naszą korzyść, prawda? Szybko się zaczęło, szybko się skończy. Będzie czas żałoby, a potem wszystko wróci do normy, jakby nic się nie stało.
- Zatem nie widzisz problemu?
- Sam się rozwiąże, bez naszego udziału.
- Charles ożeni się z Elizabeth, zrobi to, doskonale o tym wiesz.
- Znam swojego syna.
- Nie do końca, skoro nie wiedziałeś o jego planach.

- Ty też o nich nie wiedziałeś. Ta dyskusja do niczego nie doprowadzi. Oczywiście możesz spróbować przekonać Charlesa, że postępuje pochopnie. Może odroczy kwestię ślubu i nie zdąży splamić honoru mojej rodziny.
- A jeśli zdąży go splamić?
- Powiedziałem mu, że jeśli zamierza ją poślubić, może nie nazywać się moim synem. Zamierzam dotrzymać słowa.
              
Bolesna obojętność Benjamina zaskoczyła Michaela. Najwyraźniej do końca nie wierzył w to, że Charles był zdolny do związania się na stałe z Elizabeth, która wyglądała – według dokumentów – na śmiertelnie chorą. Może było mu już wszystko jedno. Ostatnio oberwało mu się z tylu stron, że nie wiedział, komu miał oddać.
              
Pozostawił doktora z jego smutkami. Był takim człowiekiem, że nie znosił, gdy się nad nim użalano. Zamiast tego topił smutki w alkoholu, skoro i tak przebywał w domu sam.
              
Zignorował obecność Zoe, która niespodziewanie wróciła z Londynu. Była wstrząśnięta, zapewne podsłuchiwała. Świetnie, nie dość, że była koleżanką Elizabeth, to jeszcze miała kolejny powód, żeby jej współczuć.
              
Gdyby Elizabeth była kimś innym, na pewno zatrzymałby się na chwilę, by pochylić się nad jej marną osobą i złożyć wyrazy współczucia. Być może mieliby szansę się polubić, być może czasem by gdzieś poszli. Niestety Elizabeth była Elizabeth. Obdzierała go powoli z jego zdobyczy. Zabrała mu Charlesa, doktora wprowadziła w stan niepewności. W Cambridge było tyle osób, które były jej życzliwe. Miała gdzie mieszkać dzięki Randy’emu, miała co zjeść dzięki Marge, miała gdzie pracować dzięki Hendersonowi. Nie musiała się nawet specjalnie wysilać.
              

Najgorsze było to, że całkowicie odmieniła Charlesa. Już nigdy nie będzie taki sam. To zabolało Michaela najbardziej.

Komentarze

Popularne posty