CLXXXII James


Zaczął podejrzewać, że w którymś momencie popełnił błąd. Zrobił lub powiedział coś nie tak. Gdy wygrzebali George’a z księgarni i skierowali się na parking, Julia stała się nienaturalnie milcząca. James sądził, że postanowi naskarżyć szoferowi na wszelkie nieuprzejmości, których źródłem był James Dashwood. Opowieść o jego dokonaniach byłaby doskonałą kontynuacją sklepowej zabawy. Zamiast tego otrzymał obojętne spojrzenie oraz przedziwną aurę chłodu otaczającą Julię.
              
Skoro byli tylko we dwójkę, James obarczył winą samego siebie, odrzucając jakiekolwiek zewnętrze bodźce, które mogły popsuć Julii humor. Nie lubił, gdy się smuciła. Zabawna, nawet sarkastyczna, była najlepsza. Tylko wtedy, gdy się uśmiechała, pozwalała odrobinie jej wewnętrznego światła wypuścić się na zewnątrz.

- Powiedziałem coś nie tak? – spytał cicho, lecz gonie dosłyszała zajęta pakowaniem zakupów do bagażnika. Unikała jego spojrzenia, tylko potwierdzając tezę Jamesa. Najwidoczniej czekała ich niesamowicie długa podróż do rezydencji. Czas dłużył się w nieprzyjemnej atmosferze.
              
Anna była szczerze zaskoczona rezultatem zakupów, jakby nie wierzyła w umiejętności Jamesa. Julia zniknęła, ledwie przekroczyli próg rezydencji. Musiał zatem wziąć wszystkie zasługi na siebie.
              
James uznał, że Julia potrzebuje chwili wyciszenia. Jako introwertyczka nie znosiła dobrze miejsc o dużym zaludnieniu, musiała odebrać swoją porcję energii, a regenerowała się w samotności. Jej samotność trwała podczas obiadu, deseru i pory odpoczynku. Julia nie zeszła na dół, wszyscy uznali, że zwyczajnie położyła się spać. Jakaś część Jamesa pragnęła wierzyć w to wytłumaczenie.
              
Skoro spała, nierozsądnym byłoby zakłócać jej spokój. James miał jednak niespokojne sumienie, które w egoistyczny sposób pragnął zaspokoić. Jego druga część, nieegoistyczna, która ostatnimi czasy rosła w siłę, pragnęła, by Julia czuła się dobrze w rezydencji mimo poczucia winy z powodu narażania lorda na dodatkowe koszty.
              
Zapukał do pokoju, lecz nie doczekał się odpowiedzi.
- Chyba nie powinieneś tam wchodzić – zasugerowała Kitty, przechodząc obok niego.
- A to niby dlaczego? – zdumiał się James.
- Sam chyba powinieneś wiedzieć. Co jej nagadałeś?
- Nic jej nie powiedziałem! – obruszył się James.
- Oczywiście, to nigdy nie jest twoja wina. Jeśli wyjdziesz stamtąd z podbitym okiem, to będzie tylko i wyłącznie twoja wina.
              
Nawet z jedną niesprawną ręką był w stanie stawić jej czoła, jeśli by zaszła taka potrzeba. Wypowiedź Kitty mogła wskazywać, że Julia była w paskudnym nastroju i nie należało jej drażnić.  Tym bardziej musiał się z nią zobaczyć.
              
Cichcem wsunął się do pokoju, w obawie, że może oberwać czymś w głowę. Julia jednak zamieniła się w poczwarkę na łóżku. Zawinęła się szczelnie w kołdrę i nie dawała znaku życia. James usiadł na skraju łóżka i westchnął przeciągle. Spłoszył się, gdy obudził tym Julię.

- Coś się stało? – spytała zaspanym głosem, zgarniając włosy z twarzy.
- To ciebie powinienem o to zapytać – rzekł James, marszcząc czoło. – Źle się czujesz? Jesteś chora?
              
Julia parsknęła śmiechem.
- Człowiek nie może już zwyczajnie pójść spać?
- Jules, to nie jest zwyczajnie. Jest środek dnia.
- Kiedy zarywasz nocki, środek dnia jest w zasadzie środkiem nocy. Chcesz czegoś konkretnego?
- Nie, przyszedłem sobie na ciebie popatrzeć – sarknął James. – Chciałem sprawdzić, czy wszystko w porządku. Nie przyszłaś na obiad.
- James, nie musisz tego robić – powiedziała twardo Julia.
- Czego niby?
- Nie musisz przejmować się mną tak bardzo.
- Nie muszę, bo tego nie chcesz, czy nie powinienem?
              
Przymknęła na chwilę oczy, zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Poszłam spać, bowiem wyprawa do sklepu mnie zużyła – stwierdziła zamiast tego. – Ja tak po prostu mam.
- Powiedziałem coś nie tak. Dobrze o tym wiem.
- Skoro o tym wiesz, powinieneś równie dobrze wiedzieć, co takiego powiedziałeś, James.
- Nie zamierzasz ułatwiać mi zadania, co?
- Nie zasługujesz na to. – Posłała mu krzywy uśmiech.
              
James przypomniał sobie, kiedy nastąpiła drastyczna zmiana w zachowaniu Julii. Starała się z tym ukryć, lecz nie była szczególnie dobra w maskowaniu negatywnych uczuć. W niezwykłym dla siebie geście pogładził ją po policzku. Zaczerwieniła się, lecz nie powiedziała słowa.

- Masz rozpalone czoło – skwitował James. – Chyba naprawdę jesteś chora. Poproszę Annę, żeby ci coś przygotowała.
- Jeśli już musisz się fatygować, pofatyguj się do końca – odparła Julia. – Nie proś o pomoc Annę.
- Jasne, co tylko chcesz. – James uśmiechnął się szeroko i pocałował Julię w czoło.
              
Błyskawicznie znalazł się za drzwiami, jakby nie chciał przeciągać tego momentu niezręczności. Minęło dużo czasu, odkąd ostatni raz pozwolił sobie na taką czułość. James wiedział, że popełniał błąd, ciągle popełniał te same. Nie zamierzał jednak nikogo przepraszać. Był odpowiedzialny sam za siebie, nawet jeśli miałoby się to dla niego skończyć nieciekawie.

- Co ty wyprawiasz? – spytał Charles, gdy przyłapał Jamesa krzątającego się w kuchni.
- Nie rozumiem, co takiego dziwnego jest w mojej obecności tutaj – odparł niedbale Dashwood. – Co u Kitty? – Założył, że Darcy zakończył kolejną sesję.
- Cóż, dziś nie potrafiła się skupić na sobie.
- To niedobrze, w końcu to dla niej tu jesteś.
- Potrafię być też bardzo bezinteresowny. O co chodzi? Coś się stało?
              
Uwagę Jamesa na chwilę przykuło kipiące mleko, Charles cierpliwie czekał na odpowiedź. Był dobry w cierpliwym czekaniu. Gdy nie mógł już dłużej udawać, ja bardzo jest zajęty, oparł się o szafkę i westchnął przeciągle.

- Kitty na pewno wspomniała ci o Julii – powiedział niepewnie.
- W zasadzie nic mi nie powiedziała. Poza tym, że chyba się o coś pokłóciliście.
- Nie nazwałbym tego kłótnią. Pojechaliśmy razem na zakupy do marketu.
- Z tego, co wiem, nie przepada za takimi ekspedycjami. Za dużo ludzi. – Brwi Charlesa nieco się uniosły.
- Niepotrzebnie ją wyciągnąłem. Niezmiernie tego żałuję.
- Z drugiej strony to przecież nic wielkiego, prawda?
- Nie no, jasne. – James skrzywił się lekko. Poczuł na sobie chłodne spojrzenie Charlesa, które w milczeniu go osądzało. – Pewna stara prukwa wzięła nas za… Gdy tak o tym pomyśleć… To głupie. Niepotrzebnie zacząłem o tym mówić.
- O nie, nie wymigasz się. Sam zacząłeś, bądź łaskaw skończyć.
- Pewna stara prukwa wzięła nas za małżeństwo, a ja jeszcze miałem czelność z tego żartować.
- Rzeczywiście, dobry powód do…
- Charles, a jeśli ona coś do mnie czuje?
- Jest na to zbyt inteligentna – sarknął Darcy.
- Dzięki za pocieszenie.
- Nawet jeśli, doskonale zdaje sobie sprawę z przepaści społecznej między wami. Którą ja osobiście uznaję za kompletną głupotę. Oczywiście, nic się nie stanie, ponieważ ty traktujesz ją jako przyjaciółkę, prawda?
              
James milczał zbyt długo. Zaległa między nimi cisza nie do zniesienia, podczas której Darcy wnikał w jego wnętrze i czytał w nim jak w otwartej księdze.
- Moje uczucia względem niej nie są takie jednoznaczne – wyrzucił z siebie. – Ojcu mogłoby się to nie spodobać.
- On chce dla ciebie jak najlepiej – odparł łagodnie Charles. – Sam jest ofiarą kilku niewłaściwych wyborów w życiu. Po prostu dobrze się zastanów.
- Mówisz, jakbym zaraz chciał się jej oświadczać…
- Niedokładnie to miałem na myśli. – Charles położył dłoń na klamce drzwi kuchni. – Miej się na baczności, by jej nie skrzywdzić.
- Od kiedy to zajmujesz się obroną biednych, szarych Julii?
- Od kiedy polubiłem taką jedną. Pamiętaj, mam na ciebie oko. Oczywiście zawsze służę pomocą. Julia jest pod pewnymi względami podobna do Elizabeth.
              
Słowa Charlesa jeszcze długo pobrzmiewały echem w głowie Jamesa, gdy Darcy wyszedł. Zaraz wszyscy będą przeciwko Jamesowi, skoro tak bardzo lubili Julię. Spociły my się dłonie, właściwie dlaczego? Przecież nie robił niczego nieodpowiedniego. Po prostu troszczył się o Julię, która nie czuła się najlepiej. Na pewno robił to tylko i wyłącznie jako przyjaciel? Sam przecież powiedział, że jego uczucia nie były jednoznaczne. W życiu niewiele rzeczy było czarno-białych.

- Rany, już myślałam, że się poddałeś! – zaśmiała się Julia, gdy James wszedł z tacą, którą taszczył z wielkim trudem. W końcu tylko jedną rękę miał sprawną w stu procentach.
- Nie doceniasz mnie! – odparł James. Julia wyskoczyła z łóżka, jakby nic się nie stało. Jakby wcale nie musiała się zregenerować poprzez sen. Owszem, jej twarz nosiła delikatne znamiona zmęczenia, lecz uśmiech na jej twarzy zdradzał gotowość do żartów. James wcale nie poczuł ulgi. Znał ten uśmiech i pragnął widzieć go jak najczęściej.
- Kakao jest niemal zimne – stwierdziła Julia, lecz nie przeszkodziło jej to w dorobieniu sobie wąsików z pianki. – Ale liczy się to, że zrobiłeś je sam. – Poklepała go czule po dłoni. James przypomniał sobie, jak ta sama dłoń pogładziła go po policzku. Nadal czuł ciepło tamtego dotyku, jakby został oparzony. – Bo zrobiłeś je sam, prawda?
- Oczywiście, Charles patrzył mi na ręce. W razie czego mam świadka.
- Jak mu idzie z Kitty?
              
Cała Julia, bardziej przejmuje się innymi niż sobą. James dostrzegł również drugą stronę medalu. To była klasyczna zasłona dymna, mała zmyłka mająca przenieść konwersację na zupełnie inne tory. Chciała tym zamaskować wcześniejszą bezczelność Jamesa. Zaakceptował ten fakt, nie chciał robić siebie większego idioty, niż był. Mogło się okazać, że sympatia Julii była tylko sympatią. Być może to James upatrywał w jej zachowaniu oznak głębszego uczucia. Miał ochotę trzasnąć się w głowę.

- Charles nie spowiada mi się z postępów terapii – odparł, przesuwając talerz z ciastkami w stronę Julii. Posłała mu rozbawione spojrzenie nawiązujące do niedawnego tuczenia osobników jej płci.
- Tajemnica zawodowa, rozumiem – rzekła.
- Po prostu się nie przyzna, że mu nie idzie.
- Daj spokój, jest aż tak źle?
- Biorąc pod uwagę fakt, że normalnie zjadła z nami obiad… Jest coraz lepiej.
- To dobrze wróży. Nie powinniście jednak z Henrym na tym poprzestawać. Nie może być tak, że Charles będzie jedyną osobą, z którą Kitty będzie rozmawiała.
- Przecież ma ciebie! Od typowo babskich spraw.
- Nie uważam się za autorytet w jakimkolwiek aspekcie, by na mnie polegać. Nie uważasz, że nieco za dużo ode mnie wymagasz?
- Przepraszam, zapomniałem, że miałaś być tylko moim autorytetem.
- Jesteś pewien, że podczas operacji doktor Cavendish nie poprzestawiał ci czegoś w mózgu?
- Zawsze byłem taki pognieciony. Po prostu dotychczas się z tym ukrywałem. Wyciągasz z ludzi to, co najgorsze.
              
Julia zaśmiała się, a łzy zatańczyły w kącikach jej oczu. James cieszył się, że udało mu się zatrzeć nieprzyjemne wrażenia z zakupów. Tylko częściowo zdołał uspokoić swoje sumienie.

- Dlatego ty postanowiłeś mnie dziś porozpieszczać? Co to za święto? – Julia przechyliła lekko głowę na bok.
- Żadne święto. – James wzruszył ramionami. – Jestem ci po prostu coś winien.
- Hej, większość momentów w sklepie była nawet zabawna.
- Dopóki pewien jegomość nie zważył ci humoru…
- Nic nie poradzę na to, że jest kretynem.
- Nie zamierzasz mi powiedzieć?
              
Wpatrywała się w niego niesamowicie długo, jakby oczekiwała, że przez ten czas odnajdzie wszystkie przyczyny. James nie potrafił odwrócić od niej wzroku. Zieleń jej oczu hipnotyzowała go. Za każdym razem, gdy tylko nadarzała się okazja, tonął w morzu mchu, a jego wyobraźnia podsuwała mu coraz śmielsze scenariusze.

- Przepraszam – powiedziała w końcu, zwieszając głowę. – Zapewne masz mnie za typową świruskę, która wymyśla powody, dla których może pokłócić się z facetem.
- Z tą różnicą, że nie jestem twoim facetem.
- Przy tej starej prukwie nie oponowałeś. – Posłała mu wredny uśmieszek.
- Jestem gotów grać swoją rolę, jeśli przyjdzie nam znowu zmierzyć się ze sklepową wojowniczką.
- Wolałabym przez jakiś czas nie pokazywać się w miejscach, w których mogłabym się na nią natknąć.
- A więc będziemy się ukrywać? Jak długo?
- Ta długo, jak będzie trzeba – stwierdziła enigmatycznie Julia.
              
Przeczuwał, że powinien się ulotnić, lecz nie potrafił uwolnić się od obecności Julii. Jeśli jego obecność była jej niemiła, nie dawała tego po sobie poznać. Do późna siedzieli razem w łóżku, tocząc bitwę na słowa, drobne uszczypliwości i co dziwniejsze filmiki z internetu.

Komentarze

Popularne posty