CLXXXVI James


Spróbuj się nie popłakać, powtarzał sobie James, gdy przeglądał mizerną garderobę Julii pod jej nieobecność w rezydencji. Zawartość jej szafy nie zmieniła się ani trochę od ostatniego czasu, gdy widział jej skarpety, gacie i niespektakularne legginsy. Dochodzenie prowadził niemal z duszą na ramieniu, bowiem Julia w każdej chwili mogła wrócić do domu. Polegał na cichym strażniku Rochesterze, który na pewno zareaguje na jej powrót. Cholera, przecież zorientuje się, że grzebałem w jej szafie.
              
Rozumiem, że mieszkamy w jednym domu, lecz jest na tyle duży, że możemy sobie nie wchodzić w drogę. To była zawoalowana groźba, gdyby James ponownie spróbował nadepnąć jej na odcisk. Choć zżerała go ciekawość, powstrzymywał się przed zadawaniem pytań w nadziei, że sama mu kiedyś powie. A chciał wiedzieć, czym naraził się Percy i z kim Julia poszła odreagować. Z tonu jej głosu wywnioskował, że nie była sama. Poczuł malutkie ukłucie zazdrości.
- Zabije nas za to, że myszkujemy w jej szafie – rzucił James do Rochestera.
              
Chyba ciebie, zdawało się mówić jego spojrzenie. Był to niezbyt ładny sposób na sprawdzenie, czy Julia miała się w co ubrać na pokaz u Carringtonów. Podejrzewał raczej, że owa inspekcja wypadnie niepomyślnie. Musiał zatem przedsięwziąć odpowiednie kroki, by wypaść jak najlepiej. Nie chciał narobić sobie wstydu w towarzystwie.

- Zastanawia mnie, czego tak pilnie poszukujesz w mojej szafie – usłyszał nagle. James cały zesztywniał i powoli się odwrócił. Pośrodku pokoju stała Julia, głaszcząc Rochestera po głowie.
- Ty włochaty zdrajco – syknął do psa, który niczym się nie zdradził, że Julia nadchodziła. Był bezszelestny.
- Zgubiłeś tam coś? – chciała wiedzieć Julia.
- Tak, moją wiarę w ludzkość – westchnął James z poczuciem winy.
- To raczej złe miejsce na poszukiwania, musisz wyjść na dwór. A już na pewno z tego pokoju.
- Jules, ja…
- Uwielbiam, gdy się tak zacinasz. Ostatnio to twoja ulubiona fraza.
              
Julia uśmiechnęła się przekornie.
- Wiesz, co moje, to twoje – rzuciła z rozbawieniem. – Tylko ty mi nie oddawaj swojego łupieżu.
              
James szybko przejrzał się w lustrze, lecz niczego takiego nie znalazł na swojej głowie.
- Jesteś taki łatwowierny! – zaśmiała się Julia.
- Bardzo sobie biorę do siebie wszystkie te rzeczy, które mi mówisz – burknął James niezadowolony, że dał się nabrać na taką oczywistą sztuczkę.
- A czy weźmiesz do siebie, gdy ci powiem, żebyś nie gmerał w moich rzeczach? Dowiem się, czego tam naprawdę szukałeś?
- Szukałem czegokolwiek, w czym będziesz mogła wystąpić u Carringtonów – przyznał.
- I co takiego znalazłeś?
- Problem polega na tym, że nic. I nie mów mi, że wszystko jest w porządku. Tu nie chodzi o przemknięcie niezauważonym z domu na uczelnię. Tam będzie masa ludzi i Ramsey na pewno się ciebie uczepi.
- Nie widzę w tym problemu. Och… - westchnęła Julia, sprawiając, że James spiął się jeszcze bardziej. – Nie chcesz się mnie wstydzić… O to chodzi, prawda?
              
James nie chciał ubierać tego w słowa, wolał ubrać Julię w najlepsze stroje, by nie wywołać żadnego poruszenia wśród drętwych lordów i dam, którzy tylko czekali na okazję do plotek. James nie chciał znaleźć się na językach, dość już się najadł wstydu w przeszłości.

- Ze mną możesz być szczery, James.
- Nie chciałem zrobić ci przykrości – stęknął młody Dashwood. Nie tak to sobie wszystko wyobrażał.
- A gmeraniem w mojej szafie…
- Tak, tak, wiem. Należy mi się kara.
- Pozostawiam ją w gestii Rochestera.
- Przyznasz jednak, że nie posiadasz żadnego formalnego stroju na takie okoliczności.
- Nie posiadam – przyznała Julia, marszcząc czoło. – Co zamierzasz z tym zrobić?
- Chodź, zobaczymy, co Larissa ma w swojej pracowni.
              
Nie spodziewał się, że córka Grace zdolna była do wyprodukowania czegokolwiek do noszenia, choć wszyscy tak ją zachwalali na tej jej śmiesznej akademii. Zakradli się po cichu do tajemniczej pracowni Larissy, do której nikt inny nie mógł wchodzić. To było niezwykłe miejsce, w którym powstawały szmaty do podłogi.
              
Julia wystawiła go przed samymi drzwiami, mówiąc, że nie wejdzie to jaskini Larissy. James przewertował szybko wieszaki, by złapać jakieś miętowe coś i szybko prysnąć ze swoją zdobyczą.
- James, nie założę niczego, co zrobiła Larissa – powiedziała Julia zdecydowanie, krzyżując ręce na piersi.
- Jules, nie wszystko musi być paskudne! – zawołał James.
- Niektóre rzeczy mogą być obrzydliwe!
- Daj spokój, materiał jest miły w dotyku…
              
Julia chwyciła sukienkę w dłonie i rozpostarła materiał. Sukienka miała dziwną falbanę i niemożebnie długie rozcięcie. Sprawiała wrażenie wykończonej, więc miał to być finalny produkt.

- Jakoś tego nie widzę – stwierdziła Middleton. – Jak mówiłam, nie włożę tego.
- Więc jak się dowiesz, jak wygląda na człowieku? – spytał głupio James.
- To proste. – Julia położyła mu dłoń na ramieniu. – Ty ją włożysz.
- Nie mówisz poważnie.
- Już widzę, że na mnie będzie za długa, może na tobie się sprawdzi.
              
Zaśmiał się nerwowo w nadziei, że jednak sobie żartuje.
- James, nie zrobisz tego dla mnie? – spytała słodkim głosikiem.
              
Dla nikogo innego by tego nie zrobił, lecz Julia była Julią. Gdy zatrzepotała rzęsami niby kokieteryjnie, był zgubiony. Westchnął przeciągle w geście poddania.
              
Nagle poplątały mu się ręce i nie potrafił rozwiązać węzła krawata. Julia cmoknęła zniecierpliwiona, zarzuciła sobie kieckę Larissy na plecy i pomogła mu uporać się z tym zadaniem. Potem pomogła mu rozpiąć koszulę, bowiem nadal mu nie szło. Znaleźli się w absurdalnej sytuacji, która dla obserwatora z zewnątrz mogła się wydać bardziej niż jednoznaczna.

- Musisz mi pomóc, bo nie wiem, gdzie zaczyna się ta kiecka – rzucił James, gdy Julia chrząknęła cicho na widok jego muskularnego ciała, a przynajmniej takim je nazywał w myślach. Miał nadzieję, że nie wrzuciła go do szuflady z innymi „suchoklatesami”, bowiem za to na pewno by się obraził. Od czasów armii nie ćwiczył zbyt regularnie, lecz mimo to zdołał utrzymać jakoś swoją sylwetkę.
              
Julia odnalazła suwak zamka i rozpięła sukienkę. James wciągnął ją od dołu i z pomocą Julii umieścił się w niej poprawnie. Kilka razy usłyszeli trzask pękających nici. Nie mogła zapiąć sukienki na plecach, James był za szeroki w pewnym momencie. Dopiero po kilku próbach udało się ją zapiąć i to tylko dlatego, że James wypuścił powietrze z płuc. Gdy ponownie je nabrał, znów coś trzasnęło.
              
Rezultat był przekomiczny. Sukienka miała nieprzyzwoity dekolt i równie nieprzyzwoite rozcięcie od dołu, przez co widoczna była większa część jego nogi. Całość była zbyt długa i zbyt paskudna.

- Widzę twój pępek – skwitowała Julia, drapiąc się po brodzie.
- Hej, moje oczy są tutaj – zawołał James, wskazując na swoją twarz.
- Nie wiem, dla kogo ona uszyła tą sukienkę, chyba dla żyrafy.
- Jedno jest pewne, raczej nie nada się do noszenia, gdy już się z niej wydostanę.
­- Jeśli się z niej wydostaniesz. Nie gwarantuję, że uda mi się ją rozpiąć.
- Wytnę się z niej, jeśli będę musiał.
- Wyglądasz przeuroczo – stwierdziła Julia. Znowu ten szyderczy, słodki głosik. – Wszyscy kawalerowie będą się za tobą oglądali. Obróć się dookoła.
              
James zrobił szybki piruecik, by sprawdzić, jak sukienka unosi się w locie.
- Doprawdy przeuroczo! – Julia aż klasnęła w dłonie.

Nagle rozległo się pukanie. James skamieniał.
- Proszę! – zawołała Julia, choć James machał ręką, by tego nie robiła. Do pokoju wszedł Henry z jakimś kartonikiem.
- Ramsey przysyła oficjalne zaproszenie – rzekł lord, nie zwracając uwagi na Jamesa. Bardziej interesował go list, który trzymał w dłoni. – Julio, potwierdzasz swoje przybycie na pokaz u Carringtonów?
- Oczywiście.
- Z osobą towarzyszącą?
- Jak najbardziej.
- Kogo zabierasz?
- Jego. – Wskazała ręką na Jamesa. Lord uniósł brwi.
- Aha. Ładna sukienka, synu – skwitował Henry. James poczerwieniał na twarzy. – Od razu wyślę zatem odpowiedź. Przydałyby ci się do tego jakieś korale, czy coś…
              
Henry zaśmiał się pod nosem i szybko wyszedł z pokoju ku uldze Jamesa.
- Nienawidzę cię – warknął młody Dashwood. Co musiał sobie pomyśleć o nim jego własny ojciec?
- To cię nauczy ze mną nie zadzierać.
- Jesteś najbardziej pogniecioną istotą, jaką kiedykolwiek poznałem.
- Musisz teraz bardzo tego żałować. Twój ojciec zapewne sobie pomyśli: „Kurczę, mój syn chyba jest gejem”.
              
Roześmiali się w tym samym momencie, sprawiając, że Rochester wpadł w popłoch. Biedaczyna nie wiedział, dlaczego dwóch dwunożnych niemal płacze ze śmiechu.
- Uwolnisz mnie z tego? – poprosił James, gdy nieco się uspokoili.
- A mogę się nad tym nieco zastanowić? – Julia ujęła jego twarz w dłonie i ścisnęła policzki.
- Masz tylko kilka sekund, inaczej zamienię się w Hulka i rozerwę tą kieckę…
              
Pogładziła go z rozczuleniem i posłusznie rozpięła sukienkę. Nie omieszkała przy tym musnąć palcem jego pleców. Wzdrygnął się, lecz nie dlatego, że nie znosił obcego dotyku w takich miejscach. Skarcił sam siebie za niepoprawne myśli odnośnie ich wzajemnego położenia.

- Dobrze wiemy, gdzie jest miejsce tej sukienki – rzekł James, odganiając od siebie owe myśli, po czym wepchnął ubranie do śmietnika.
- Larissa na pewno zauważy je nieobecność…
- Dobrze, jedna abominacja mniej. – James wzruszył ramionami. – No chyba, że chcesz zrobić sobie z niej firankę…

Komentarze

Popularne posty