CCI Jonathan


Zacisnął mocno szczękę, powstrzymując się, by nie palnąć czegoś głupiego. Uwaga Sophie była na tyle rozproszona, by nie dostrzegać tych drobnych sygnałów, które wymykały się spod kontroli Jonathana, lecz nie na tyle, by nie zorientować się, że próbował przekierować rozmowę na inne tory. Co oczywiście mu nie wyszło.

- Chodzi o to, by stał się kimś więcej niż tylko anonimową osobowością – westchnął Jonathan, gładząc Norę po głowie. – Żebyś mogła go zobaczyć, żebyś mogła porozmawiać z nim na żywo. Komunikacja niewerbalna też jest w stanie dużo zdradzić.
- Nie czujesz się czasem samotny? – spytała bezpośrednio Sophie.
              
Siedzieli na podłodze oparci o kanapę. Dzieliło ich zaledwie kilkanaście centymetrów. Sophie była już zmęczona i nieco zmulona wypitym alkoholem. Oparła głowę o poduchę kanapy i wlepiła swoje orzechowe spojrzenie w twarz Jonathana.
- Mam nad tobą znaczną przewagę, bowiem los obdarzył mnie Norą – stwierdził Cavendish.
- To nie jest odpowiedź na moje pytanie, Jonathanie – powiedziała miękko. Rano nawet nie będzie pamiętała, że mówiła w ten sposób.
              
Nie chciał się przed nikim zdradzać, ale boleśnie odczuwał samotność każdego dnia. Był taki okres w jego życiu, że budził się u czyjegoś boku, ktoś wiązał mu krawat, ktoś kazał mu wynieść śmieci, ktoś kazał mu kupować na śniadanie croissanty, ktoś ciągle narzekał, że nie opuszczał po sobie deski w toalecie. Miło było mieć do kogo otworzyć usta podczas posiłków, miło było robić coś nie tylko dla siebie. Obecność drugiej osoby, druga szczoteczka w łazience, smuga perfum w powietrzu, bukiet kwiatów w kuchni uzupełniała napięte życie Jonathana o nowe barwy. Wiedział jednak, że można to było zniszczyć z dziecinną łatwością. Ponowne przyzwyczajanie się do szarości, ciszy i samotności było długie i bolesne. W końcu ustaliła się jednak delikatna równowaga, której nie chciał burzyć. Nie chciał znowu przez to przechodzić. Jak dotąd nie spotkał nikogo, dla kogo chciałby się tak poświęcić.
              
I wtedy pojawiła się Sophie. Równie nie na miejscu jak on sam. Stwierdził, że wyglądała uroczo, gdy płakała. Była równie oddana swojej pracy, równie bezkompromisowa, lecz wzbudzała w nim zupełnie inne uczucia. Tęsknił za nią, gdy tylko jej nie widywał, choćby się mieli pokłócić o jakąś pierdołę w szpitalu. Brakowało mu jej, gdy ktoś inny asystował mu przy operacji i czuł dziwną pustkę, gdy spędzał przerwę w zaciszu gabinetu.
              
Dopadło go uczucie winy niczym banda dresiarzy w ciemnej uliczce. Zgrywał dobrego kolegę, a tymczasem był podwójnym agentem. Ta historia nie mogła mieć dobrego zakończenia niezależnie od rozwoju wypadków. Sam sobie zgotował ten los, podczas gdy zaciągał u Sophie coraz większy dług wdzięczności. Czuł do siebie obrzydzenie. Jeśli Sophie zdecyduje się spotkać z Sokolim Okiem, dowie się, że to Jonathan krył się za nim przez ten cały czas. Raczej nie rzuci mu się w ramiona z tej okazji. Będzie miała do niego żal, całkiem uzasadniony. Jonathan postanowił jednak dalej w to brnąć z jednego powodu – nie będą wiecznie pracowali na tym samym oddziale. Gdy Cormick wywiąże się ze swojej umowy wobec Sophie, przynajmniej wobec niej, zostanie przeniesiona na neurochirurgię i przy odrobinie szczęścia już nigdy się nie zobaczą. Tymczasem torturował się zacieśnianiem więzi z kobietą, która na pewno go odrzuci, gdy dowie się prawdy.

- Czuję się samotny – powiedział w końcu Jonathan z lekkim wstydem.
- Na pewno w końcu znajdziesz kogoś, kto cię doceni – stwierdziła dobrodusznie Sophie, po czym ziewnęła przeciągle.
- Pytanie tylko, czy ja w ogóle szukam… Jeśli jednak okaże się, że ten twój facet z internetu to jakiś buc, zawsze jeszcze masz mnie.
              
Sophie zachichotała, jakby sama myśl o tym, że miałaby rozpatrywać Jonathana w tych kategoriach, była najbardziej absurdalną rzeczą na świecie. Cavendish zawtórował jej, choć poczuł się nieco urażony. Postanowił jednak się nad tym nie pochylać, by nie ranić się jeszcze bardziej. W końcu to wszystko to była jego wina.
              
Zasnęła na kanapie, a on sam przeniósł się do swojej sypialni. Nora podreptała za nim, choć jeszcze przed chwilą spała z Sophie.
- Powinnaś jej pilnować – rzucił lekko zachrypniętym głosem. „Chcę spać z tobą”, mówiły jej oczy. – To nasz gość.
              
Powstrzymywał się przed tym, by nie napisać czegoś do dziewczyny od strun ścięgnistych. Chciał zaskoczyć ją kilkoma wiadomościami, które odczyta rano po przebudzeniu się. Zastanawiał się, czy nie powinien zniszczyć tej znajomości, póki nie znała tożsamości Sokolego Oka. Być może wtedy łatwiej jej będzie przekonać się do prawdziwego Jonathana. Do człowieka z krwi i kości, który był na wyciągnięcie ręki. Zwykle wiedział, jak należy postąpić. W tych kwestiach wahał się niczym żółtodziób.

HawkeyePierce: Co powiesz na to, żeby w końcu się spotkać?

Rzucił telefon, jakby był czymś obrzydliwym. Czuł odrazę do samego siebie, bowiem bawił się uczuciami Sophie. Wkrótce ta bańka miała pęknąć i było mu z tego powodu przykro. Po tym incydencie ich stosunki na pewno się pogorszą.

***

Po porannym prysznicu nabrał ochoty na kawę. Tym razem przygotował od razu dwie filiżanki, znając już upodobania Sophie odnośnie śniadań. Aromat kawy i jego krzątanina, choć starał się operować jak najciszej, zbudziły ją, lecz nie była z tego powodu niezadowolona.

- Czytasz w moich myślach – wymamrotała, zwlekając się z kanapy.
- Przed kawą szklanka wody, nie nawodniliśmy się odpowiednio – rzucił niefrasobliwie Jonathan. Miał podkrążone oczy, bowiem nie udało mu się zasnąć.
              
Sophie uniosła lekko brwi, lecz Jonathan nie zwrócił na to uwagi. Przeglądając zawartość lodówki, doszedł do wniosku, że niezależnie od tego, czy przyzna się Sophie na spotkaniu, że od dawna znał jej internetową personę, czy też tego nie zrobi, niczego to nie zmieni. Sophie pójdzie na randkę z nieznajomym, którym okaże się Jonathan, co ogromnie ją rozczaruje tak czy siak.

- On chce się spotkać – powiedziała niespodziewanie Miles, sprawiając, że Jonathan podskoczył w miejscu.
- Kto taki? – spytał, udając, że nie wie, o co chodzi.
- Wszystko w porządku? Wyglądasz paskudnie!
              
Dopadła do niego i przyłożyła chłodną dłoń do jego czoła.
- Chyba za dużo wypiłeś – zawyrokowała.
- To nie przez alkohol. Nie zmrużyłem oka w nocy. Ty za to spałaś jak suseł.
- Wydawałam jakieś dziwne dźwięki?
- Wołałaś mnie przez sen. Jak to leciało…? „Jonathan, och, Jonathan, nie odchodź!” – zapiał przesadnie teatralnie Cavendish.
- Doktorze Cavendish, toż to są pomówienia! – zacietrzewiła się Sophie.
- Dobrze wiem, co słyszałem!
- Chyba czas na wizytę kontrolną u audiologa!
              
Jonathan puścił tę uwagę mimo uszu.
- Rozumiem, że sprawa z Lesterem spędza ci sen z oczu – podjęła poważnie już Sophie. Czyżby się o niego martwiła?
- To nic takiego, jakoś sobie z tym poradzę. Teraz mamy ważniejsze sprawy na głowie. Facet z internetu zaprosił cię na randkę.
- Powinnam się odstawić?
- Przede wszystkim powinnaś się czuć komfortowo sama ze sobą. Nie powinnaś się martwić tym, jak wyglądasz w sukience, nie powinnaś się przejmować uwierającymi butami. Im lepiej będziesz się czuła, tym naturalniejsza będziesz dla niego.
              
Jako że odmówił towarzyszenia jej w przeglądzie jej garderoby, rozgadała się entuzjastycznie, przedstawiając Jonathanowi przeróżne warianty, samodzielnie odrzucając po kolei wszystkie propozycje, zalewając go przeróżnymi domysłami odnośnie Sokolego Oka. Jonathan przysłuchiwał się temu wszystkiemu, popijając kawę, z bolesną świadomością, że nie posiadał żadnej cechy, którą przypisywała mu Sophie.

Komentarze

Popularne posty