CXCIII Julia


Drgnęła niespokojnie, gdy w głosie Jamesa pojawiła się ledwie wyczuwalna smutna nuta. Być może nikt inny by jej nie wyczuł, lecz Julia miała nosa do szczegółów.

- Niech zgadnę, nie lubisz Ramsey’a tylko dlatego, że najzwyczajniej pod słońcem jest dupkiem, co? – zaryzykowała stwierdzenie Julia, przyglądając się, jak James napowietrza trawnik czubkiem parasola.
- Ustalmy raz na zawsze, że jest dupkiem z urodzenia. – James lekko się skrzywił. – Ma to po ojcu. Niemniej mój flegmatyczny ojciec jakoś to wytrzymuje.
- On chyba ma pewne rzeczy jeszcze głębiej w poważaniu.
- Henry Dashwood Mający Wszystko Jeszcze Głębiej – zachichotał James. – Prawda jest taka, że Ramsey przypomina nieco Malfoy’a.
- Czytałeś „Harry’ego Pottera”? Sądziłam, że ludzie z wyższych sfer raczą się filozofią i poezją…
- Jules, czy potrzebujesz nastawienia kilku klepek w głowie? – Julia wyszczerzyła się paskudnie.
- Przecież na tym polega cały mój urok! – żachnęła się.
- Tak, najwidoczniej tak – mruknął James, skupiając się na aeracji.
- Wszędzie cię szukam! – zawołał wilk wywołany prosto z lasu. W ich kierunku żwawo maszerował Ramsey Carrington z lekko zmierzwionymi przez wiatr włosami. Miał na sobie strój do jazdy konnej. – I nic dziwnego, że nie mogłem cię odnaleźć, skoro Dashwood zabrał cię całą dla siebie!
              
Julia wzdrygnęła się lekko, usłyszawszy przesadnie uprzejmy głos Ramsey’a. James wcale nie musiał jej przekonywać do ostrożności względem tego mężczyzny. W całym jego obejściu było coś, co kazało jej mieć się na baczności. Poza tym nikt nigdy nie był przesadnie wobec niej uprzejmy.

- Wiele osób o tobie mówiło – stwierdził Ramsey, wygładzając poły tweedowej marynarki. – Stałaś się ofiarą niesprawiedliwych osądów.
- Jak mniemam broniłeś mojego honoru – odparła Julia, szturchając lekko Jamesa, by zostawił trawnik w spokoju.
- Jako że wcześniej się nie widzieliśmy, było to niemożliwe. – Carrington zrobił smutną minkę. – Mam nadzieję jednak rychło się zrehabilitować.
              
Julia powstrzymała parsknięcie, gdy usłyszała „rychło”. James ostentacyjnie przewrócił oczami, również próbując utrzymać powagę.
- Może się przejdziemy? – zaproponował Ramsey, podając Julii ramię. Ujęła je niepewnie i ruszyła z nim w kierunku krzewiastego labiryntu.
              
James nie miał najmniejszej ochoty przebywać w towarzystwie Ramsey’a, lecz z drugiej strony pozostawianie Julii na jego pastwę nijak mu się nie uśmiechało. Wbił jeszcze kilka razy czubek parasola w ziemię, po czym przeklął pod nosem i poszedł za nimi. Trzymał się w bezpiecznej odległości.

- Widzę, że twój ochroniarz ma cię na oku – zażartował Ramsey. – To niemal urocze, że cię tak pilnuje.
- Co niby jest w tym uroczego? – spytała podejrzliwie Julia.
- Jego starania, by się zrehabilitować. Naszemu drogiemu Dashwoodowi zdarzyło się potknąć kilka razy.
- Nie sądziłam, że facet może być aż tak enigmatyczny…
- Czyżby James nie był z tobą do końca szczery?
- Raczej nie musi mi się ze wszystkiego spowiadać.
              
Mimo iż wolałabym wiedzieć o nim wszystko, dodała w myślach.
- Sądziłem, że się przyjaźnicie, choć może oboje macie nieco odmienną definicję przyjaźni.
              
Jedno jest pewne: definicję łomotu mieli z Jamesem tą samą. Julia odwróciła się lekko, by sprawdzić, czy James nadal za nimi podąża. Szansa na to, że chociaż cień konwersacji dolatuje do jego uszu, dodawała jej otuchy. Niestety Ramsey manewrował nią tak wprawnie, że James stracił ich z oczu. W końcu znajdowali się w labiryncie, który Carrington doskonale znał.
- Mężczyźni i kobiety patrzą na te kwestie nieco odmiennie – ciągnął Ramsey.
- Mogę ci zadać pytanie? – spytała nagle Julia, czując, że musi sobie wyjaśnić kilka rzeczy.
              
Ramsey zatrzymał się nagle i przeszył Julię spojrzeniem swoich orzechowych oczu.
- Pytaj, o co tylko chcesz – odparł z lekkim uśmiechem. – Postaram się odpowiedzieć najlepiej, jak tylko będę mógł.
- Dlaczego ty i James tak za sobą nie przepadacie?
- Spodziewałem się raczej, że spytasz mnie o to, jakie filmy lubię, gdzie chodzę na drinki czy jaki mam rozmiar buta…
- Nie interesuje mnie rozmiar twojego buta – wymamrotała szybko Julia, lekko się czerwieniąc.
              
Ramsey zachichotał, po czym ruszył leniwie ścieżką, wsłuchując się w dźwięk kamieni uciekających spod butów. Julia, chcąc, nie chcąc, poszła za nim.
- Masz rację, zostawmy sobie takie szczegóły na później – powiedział.
- Jak długo znacie się z Jamesem? – chciała wiedzieć Julia. Jej własna dociekliwość zaczynała ją irytować.
- W zasadzie to od dzieciństwa, choć nie mieliśmy dobrego kontaktu. To mały światek i nieraz wpadaliśmy na siebie przy jakichś uroczystościach. Potem znaleźliśmy się w tej samej szkole średniej. Później nasze drogi się rozeszły, sama dobrze wiesz, jaki profil studiów wybrał Dashwood. Do dziś nie mogę tego pojąć. Co takiego szczególnego jest w fizyce?
- A co takiego jest w finansach, biologii czy prawie? – odparła retorycznie Julia.
- Okazuje się, że z Jamesa jest kawał buntownika. Najwidoczniej nie chciał się wdać w swego ojca, który – nawiasem mówiąc – jest dość nudny.
- Jest flegmatyczny, nie nudny.
- Racja, znasz go lepiej, w końcu mieszkasz u niego.
              
Julia nie wiedziała, do czego miała przypiąć ten komentarz, więc po prostu go wyrzuciła ze swoich myśli.
- James opowiadał ci może o Ann? – spytał nagle Ramsey, a na jego twarzy pojawił się lekki cień.
- O Ann? – Julia natychmiast się spięła. – To jakaś jego była dziewczyna?
- Och, więc nasz dumny Dashwood ani słówkiem ci nie wspomniał, jak spartolił pewną ważną sprawę?
- Nic mi na ten temat nie wiadomo – skłamała Julia. Ramsey ożywił się, co było dość niepokojące i zdecydowanie zbyt podejrzane. Być może sprawiła to sposobność pogrążenia Jamesa, a być może coś jeszcze innego.
- Dashwood miał w życiu wiele kobiet – rozpoczął swoją opowieść Carrington. Z jego tonu Julia wniosła, że będzie mocno przesadzona. – No, może nie tak wiele… Nigdy nie był stały w uczuciach. Był jednak taki okres, że był zakochany po uszy w dziewczynie imieniem Ann.
- Mówisz to tak, jakby to było coś dziwnego – zauważyła Julia.
- To nie jest facet, który się zakochuje.
              
Wiesz o nim niespodziewanie wiele, sarknęła w myślach Middleton. Uśmiechnęła się jednak lekko, by nie spłoszyć Ramsey’a. Ciekawość sprawiała, że przybrała sztuczną pozę.
- Niemniej zakochał się w Ann, a ona w nim.
- Skąd możesz to wiedzieć? – Mimo wszystko w dobrym guście było zwątpić w poprawność jego założeń.
- Przyjaźniłem się z Ann. W zasadzie zapoznałem ich ze sobą. A on wszystko spieprzył i złamał jej serce.
              
Julia wiedziała już, że w tym konflikcie obie strony były po trosze winne, a część winy przypadała pewnym dwóm wrednym kobietom.
- James pozwolił Larissie i Grace terroryzować Ann – ciągnął Ramsey. – Bardzo dużo czasu zajęło mi przekonanie Ann, żeby z tym skończyła.
- I dlatego James cię tak nie lubi – skwitowała Julia cierpko. – Bo przekonałeś Ann, żeby go rzuciła.
- Zrobiłem to dla jej dobra. Na moim miejscu zrobiłabyś to samo! – obruszył się Ramsey. – Nie mogłem patrzeć, jak gnije w związku napastowanym przez innych. Sam James nie miał jaj, żeby to ukrócić. Ani nie powstrzymał Grace, ani nie powiedział Ann, że nie chce już z nią być, bo do tego to tak naprawdę zmierzało.

- Tak sądzisz?
- Dashwood zachowywał się tak, jakby zupełnie stracił zainteresowanie.
- Chyba jednak go to bardzo zabolało…
- Bo uciekł do wojska, żeby rzekomo o tym zapomnieć? – parsknął Ramsey. – To doprawdy pocieszne! Myślał tylko o sobie. Zapytaj go, a powie ci, jaki jest nieszczęśliwy z powodu własnej głupoty.
- Zdaje się, że ciebie również cała ta sprawa ubodła… - zaryzykowała stwierdzenie Julia. Ramsey zatrzymał się gwałtownie.
- Mówiłem ci już, że Ann i ja byliśmy przyjaciółmi. – Jego żuchwa zadrgała niespokojnie.
- Czas przeszły?
- Jakiś czas po ich rozstaniu wyjechała do Stanów. Nasze kontakty się rozluźniły, aż w końcu Ann zamilkła. Myślę, że znalazła sobie jakiegoś porządnego faceta i zapragnęła zapomnieć o katastrofie, która spotkała ją tutaj.
- To James, którego nie znałam… - westchnęła Julia.
- Spytaj go o Ann. Gwarantuję ci, że powie ci coś zupełnie innego. Znając życie, zwali część winy na mnie. Sam zrobi z siebie ofiarę. Uważaj na niego.
              
Julii nie podobał się ton, w jakim wypowiedział ostatnie zdanie. To nie było uprzejme ostrzeżenie, a bardziej groźba. Jeśli się nie zastosuje do jego wskazówek, może spotkać ją jakaś nieprzyjemność z jego strony.
- Naprawdę nie chciałbym, żeby spotkało cię to, co spotkało Ann – dodał milszym głosem. – Uznasz, że jestem śmieszny, lecz martwię się o każdą osobę, która zadaje się z Dashwoodem ze względu na jego przeszłość. Z wiadomym wyjątkiem, rzecz jasna.
              
Przysunął się do niej, jakby byli w towarzystwie, a on miał do przekazania coś przeznaczonego tylko dla jej uszu. Julia poczuła w nozdrzach zapach jego wody kolońskiej i lekko zakręciło się jej w głowie.
- Oni wszyscy postrzegają cię jako zabawne zwierzątko – powiedział cicho. – Kim bowiem jesteś wśród ludzi urodzonych z pieniędzmi i władzą?
              
Poczuła się dotknięta tym stwierdzeniem, zwłaszcza że Carrington sam należał do takowych ludzi – urodzonych z pieniędzmi i władzą.
- Dashwood może się kiedyś tobą znudzić – dodał jeszcze ciszej. – Pamiętaj, że zawsze możesz liczyć na moją pomoc.
              
Musnął lekko jej policzek, sprawiając, że przeszły ją ciarki. Na szczęście zza zakrętu wypadł James cały czerwony na twarzy. Na jego widok Ramsey odskoczył od Julii jak oparzony.
- Tu jesteście – wysapał James. – Zgubić się można w tym labiryncie.
- Taki jest jego cel, drogi Jamesie – odparł niewinnie Carrington.
- Musimy już iść – stwierdził Dashwood, po czym rzucił Julii wymowne spojrzenie.
- Naprawdę szkoda – skwitował Ramsey. – Niemniej mam nadzieję, że spotkamy się na balu bożonarodzeniowym.
- Jasne, oczywiście, każda okazja jest dobra – wycedził James. – Idziemy – rzucił do Julii, a jego ton nie znosił sprzeciwu.
              
Posłała Carringtonowi przepraszające spojrzenie.
- Wygląda na to, że naprawdę musisz już iść – stwierdził ten. – Pamiętaj, o czym ci mówiłem.

Komentarze

Popularne posty