CXCVI Sophie
Uwadze
Sophie nie umknęło dziwne napięcie na linii Jonathan – Emma. Czyżby się
pokłócili? Gdyby jednak do tego doszło zachowywaliby się zupełnie inaczej.
Jonathan byłby przez chwilę ostrzejszy w obejściu, natomiast w Emmę wstąpiłaby
ognista energia, która kazałaby jej zająć myśli czymś innym.
Tymczasem
Jonathan unikał spojrzenia Emmy, które ta tak usilnie starała się złowić.
Musiało zajść coś innego. Gdy Sophie zdała sobie z tego sprawę, poczuła lekkie
ukłucie zazdrości. Nie powinna być zazdrosna o Jonathana, skoro flirtowała z
gościem z internetu. Poza tym Emma była dla niej kimś więcej niż tylko
koleżanką z pracy. A Jonathan był dorosły i mógł sobie robić, co chciał.
Pojawienie
się na oddziale grubego jegomościa ze zmiażdżoną stopą zburzyło ład, który
zdołał ustalić się przez weekend. Pan był grupy, miał na sobie szeleszczący
dres, a jego słownictwo ograniczało się do kilku wulgaryzmów. Za nim nadszedł
strach na wróble i młody chłopak, który nie pasował do tego towarzystwa. Doktor
Cavendish kazał sprowadzić psychologa, który pomógłby załagodzić konflikt,
bowiem mieli jeszcze inne przypadki, które wymagały uwagi.
Sophie
kompletowała właśnie dokumentację, żeby przekazać ją ordynatorowi, gdy z windy
wysiadł poważny mężczyzna w stalowoszarym garniturze, ściskając cienką teczkę z
dokumentami pod pachą. Rozejrzał się po izbie przyjęć, a jego spojrzenie było
wyjątkowo chłodne. Podszedł do dyżurki pielęgniarek i zastukał lekko
paznokciami o blat.
- Doktor
Charles Darcy? – spytała siostra Bradshaw, oderwawszy wzrok od monitora
komputera. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Och,
jeszcze nie doktor – odparł uprzejmie mężczyzna. – Podobno doktor Cavendish potrzebuje
mojej pomocy.
- Tak, to
niezwykłe, że potrzebuje czyjejkolwiek pomocy – rzuciła półgębkiem Emma.
- Darcy, nie
spieszyłeś się zbytnio – mruknął nieprzychylnie Jonathan, wychylając się z
gabinetu zabiegowego.
- Cavendish,
rzuciłem wszystko, by zjawić się tu jak najszybciej – odparł w podobnym tonie
Darcy. Trafiła kosa na kamień, pomyślała Sophie.
- Doktor
Miles wprowadzi cię w szczegóły, to jej pacjent. – Powiedziawszy to, Jonathan
rzucił się w wir pracy, nie omieszkując głośno trzasnąć drzwiami.
Dopiero
wtedy Emma i Charles dostrzegli Sophie, która zamarła z długopisem nad kartką.
- Sophie… -
szepnęła Emma, dając jej do zrozumienia, że znajduje się w niezręcznym
położeniu.
- Tak –
westchnęła Sophie. Podpisała się na karcie, po czym chwyciła teczkę swojego
pacjenta w dresie i skinęła na Charlesa. – Stopa pacjenta została zmiażdżona,
najprawdopodobniej wypadek przy pracy – powiedziała, prowadząc go do pokoju
pacjenta. – Niestety nie zgłosił się do szpitala odpowiednio szybko, a
zaawansowane zmiany martwicze wymuszają na nas amputację kończyny.
- Skoro to
konieczne, to chyba nie jestem potrzebny?
- Wymagana
jest zgoda pacjenta na zabieg. Bez niej mamy związane ręce.
Otworzyła
drzwi i zaprosiła psychologa do środka. Sama wolała nie wchodzić, bowiem została
poczęstowana już swoją porcją wyzwisk. Darcy wzruszył ramionami i stanął sam
przeciwko ciężkiej masie.
Sophie
postanowiła, że poczeka na wynik tych negocjacji na korytarzu. Podniesione
głosy świadczyły o zażartej polemice. W tym wszystkim Darcy brzmiał ciszej,
próbując przedstawić wszystkie argumenty za operacją. Po kilku minutach wyszedł
z pokoju, a jego mina nie zdradzała absolutnie niczego.
- Uwielbiam,
gdy nazywają mnie dupkiem – sarknął Darcy. – Choć to i tak było najłagodniejsze
określenie.
Coś w tym
stwierdzeniu sprawiło, że serce Sophie zaczęło mocniej bić. Jego ton zbyt
podobny był do gościa z internetu.
- Wątpię,
żeby później był przychylniejszy – powiedział Charles, wyrywając ją z zadumy.
- To co
robimy? – spytała Sophie, choć to ona powinna to wiedzieć.
- Mówił ci
ktoś, Darcy, że jesteś beznadziejny w tym, co robisz? – rzucił Jonathan,
pojawiając się niczym jeździec na białym koniu.
- Wypraszam
sobie, pacjenci onkologiczni to zupełnie inna kategoria… - odparł Charles, a
przez jego twarz przebiegł lekki cień.
Zatem tym na
co dzień zajmował się Charles Darcy. Przebywał na oddziale onkologicznym i
służył pacjentom oraz ich rodzinom w trudnych chwilach. To nie była łatwa praca
i choć nie można jej było porównywać z trudami chirurgii, była potrzebna.
Sophie uważała, że istotnym czynnikiem w zmaganiach z chorobami jest psychika
człowieka. Tylko dzięki pozytywnemu nastawieniu i determinacji pacjenta można
było liczyć na sukcesy terapeutyczne. Kto wie, może istnieją jakieś nieodkryte
jeszcze mechanizmy obronne w organizmie, które uruchamiały się pod wpływem
psychiki. Medycyna znała wiele przypadków ozdrowienia, gdy wyczerpano już
wszystkie opcje.
Darcy był
psychologiem, a psycholog nie był lekarzem. Skąd zatem pomyłka Emmy i niejasne
sprostowanie Charlesa? Sophie doszła do wniosku, że postanowił wspiąć się na
wyższy szczebelek w naukowym światku – zupełnie jak ona – i był w trakcie
doktoratu. Z tą różnicą, że o doktoracie Sophie nikt nie wiedział. Nawet
wszechwiedzący pan ordynator. Sophie miała nadzieję zbierać materiał podczas
pracy na neurochirurgii, a tymczasem stała w miejscu na oddziale ratunkowym,
który nie stwarzał wielu okazji do pogłębiania wiedzy w jej dziedzinie.
Podobnie
musiał się czuć Jonathan. Ile czasu zajmie mu dojście do wniosku, że tak dalej
być nie może? Póki co wypełniał swoje obowiązki nienagannie, przyzwyczajając
swoich współpracowników do wysokich standardów, a jednocześnie oswajał ich z
myślą, że nie jest niezastąpiony. Siłą rzeczy Lars i Melissa przejmowali część
bieżących obowiązków, co było na rękę zwłaszcza doktor Thompson. Oddział powoli
przechodził w tryb „radzenia sobie bez Cavendisha”, by móc funkcjonować, gdy
Jonathan powróci na ortopedię.
Jednak gdy
na niego patrzyła, robiło się jej smutno. Próbował być uszczypliwy, lecz akurat
tego dnia musiał się do tego zmuszać, jakby nie chciał się zdradzić przed
innymi z tym, że cokolwiek go martwiło. Owszem, zamartwiał się o Barta, a
jeszcze bardziej o możliwość powrotu na swój stary oddział. Sophie obawiała
się, że w tym wszystkim musiał istnieć jakiś haczyk. Osadzenie kogoś z zewnątrz
na stanowisku ordynatora wcale nie świadczyło o tymczasowości tego rozwiązania.
Co się stanie z Jonathanem, gdy nie będzie mógł już wrócić?
Był silnym
człowiekiem, który sprawiał, że inni liczyli się z jego słowami. Lecz nie
zawsze można było wygrywać. Człowiek w końcu poznaje gorzki smak porażki, a
niektórzy czują go po dziś dzień. Jonathan figurował jednak w rankingach
najlepszych chirurgów w kraju i gdyby musiał zmienić miejsce pracy, każdy przyjąłby
go z otwartymi rękoma.
Inaczej
rzecz się miała z Sophie. Była uwiązana do pewnych miejsc poprzez swoją
rozprawę i na pewno była o wiele mniej atrakcyjną partią pod względem
zawodowym. Znalezienie nowej pracy byłoby dla niej o wiele trudniejsze, zwłaszcza
że teraz nadal była w „nowej pracy”. Ona również obawiała się o swoją
tymczasowość. Zawsze się mogło okazać, że stanowisko, na które tak czekała,
nigdy nie istniało, a ona miała tylko zapełnić dziurę na oddziale ratunkowym.
Nie narzekała na pracę tutaj, ale nie chciała pracować na nim do końca życia.
Komentarze
Prześlij komentarz