CXXIV Elizabeth

Charles padł wycieńczony, co świadczyło o tym, jak bardzo się wszystkim przejmował. Elizabeth podejrzewała, że cały czas martwił się, czy wszystko się uda, czy mu nie ucieknie, a dodatkowo zamartwiał się o to, z czego będzie żył w niedalekiej przyszłości.
              
Otuliła go szczelnie kocem, by w nocy nie zmarzł. Na stoliku przy łóżku leżał jego telefon z wyciszonym dźwiękiem, który udatnie ignorował wszelkie wiadomości oraz przychodzące połączenia. Wiedziona ciekawością postanowiła mu się przyjrzeć, choć dobrze wiedziała, że nie powinna szpiegować Charlesa. Z drugiej strony nie miał nic do ukrycia.
              
Poza wiadomościami od Michaela, których było nieprzyzwoicie dużo. Michael nalegał w nich, by Charles się z nim spotkał. Mamy kilka ważnych spraw do omówienia. Elizabeth nie wątpiła, że były to bardzo ważne sprawy, które w jakimś stopniu dotyczyły również jej. Michael wspominał również, że Zoe zostawiła doktora Wrighta, który potrzebował pilnie pomocy. To dziwne, że nie potrzebował pomocy, gdy umarła jego żona, a gdy dziewczyna, z którą spotykał się relatywnie niedługo, sprawiła, że znajdował się w rozsypce. Wszystko to były jedynie rozpaczliwe próby ściągnięcia Charlesa z powrotem na złą drogę. Do niektórych nie dotarło, że Charles odnalazł swoją ścieżkę.
              
Daj sobie spokój z Elizabeth, ojciec cię wydziedziczy. Na szczęście tę kwestię mieli już za sobą, Charles wydziedziczył siebie samego, przyjmując nazwisko swojej matki.
              
Ojciec gotów jest przyjąć cię z powrotem i wybaczyć ci te wszystkie głupstwa. Te wszystkie głupstwa narastały w nim od wielu lat i nigdy by się nie objawiły, gdyby Elizabeth nie wróciła do domu.
              
Dość często rozmyślała o tym, czy na pewno podjęła słuszną decyzję. W końcu Jones mógł uczynić z niej swoją prawą rękę. Niestety nie pociągnęłaby zbyt długo, zważywszy na jej chorobę. A gdyby nigdy się o niej nie dowiedziała? Mogła by być szanowanym wykładowcą, naukowcem z osiągnięciami, kimś ważnym w harvardzkim światku. Zamiast tego wybrała nowotworową niedolę bez szans na zabłyśnięcie na uczelni nad rzeką Cam.
              
Koniec końców poszła za głosem serca, podczas gdy umysł krzyczał: „Kariera!”. Pragnęła spokoju ducha i choćby miała oglądać Charlesa z daleka jak jakiś ekskluzywny towar na wystawie sklepowej – warto było. Spojrzała na jego spokojne oblicze, oblicze człowieka, który był najzwyczajniej w świecie szczęśliwy.
              
Skasowała wszystkie wiadomości, które nie powinny dotrzeć do Charlesa i wyczyściła rejestr połączeń z niechcianych telefonów. Charles oczywiście wiedział, że Michael do niego wydzwaniał i pisał, ale nie musiał wiedzieć, co było przedmiotem owych wiadomości.

***

Charles słowem nie wspomniał o manipulacjach, jakich się dopuściła. Uśmiechał się, jakby nic się nie stało. Nie wyspał się, miał kaca, a mimo to uśmiechał się jak głupi do sera. Każdego innego człowieka nieco niepokoił jego uśmiech seryjnego mordercy, Elizabeth wiedziała jednak, że jej mąż po prostu tak wyglądał. Prawdopodobnie odziedziczył to po dziadku.
              
Obowiązki wzywały Henry’ego do Londynu, wkrótce miał dołączyć do niego Charles, by omówić jego plany zawodowe. Charles nieco denerwował się ową rozmową, bowiem nie miał sprecyzowanego planu działania. Dlatego przez ostatnie dni pobytu w Porthtowan chodził dziwnie zamyślony i nie był zbyt dobrym kompanem do konwersacji, gdy czy napitku.
              
Elizabeth zauważyła, że nie chciał pytać jej o zdanie, jakby się obawiał, że nie zaaprobuje jego pomysłów. Z drugiej strony mógł chcieć po prostu przejąć cały ciężar odpowiedzialności na siebie, by nie zadręczać jej niepotrzebnie nudnymi szczegółami. Niezależnie od jego motywów postanowiła nie poruszać drażliwych tematów. Korzystała z wakacji nad morzem, jakby miały być to jej ostatnie wakacje.
              
W pewnym sensie pogodziła się ze swoim losem, nie dawała sobie zbyt wielkich nadziei. Starała się nie zdradzać ze swoimi czarnymi myślami, by nie ranić Charlesa. Wszystko, co robił, robił wszakże dla niej.

***

W drodze powrotnej nie natknęli się na żadne owce, zatem obyło się bez żartów odnośnie gapienia się na zwierzęta. Charles w zasadzie był niezwykle milczący, wiedział, że najgorsze dopiero przed nim. Na horyzoncie widniała konfrontacja z ojcem i z Michaelem, nie wiedział, która z nich była gorsza. Elizabeth niewiele mu mogła w tym pomóc, miała tego świadomość. Miała tylko nadzieję, że nie oberwie za mocno rykoszetem, bo nie wiedziała, ile była w stanie znieść.

- Zdaje się, że muszę zamówić nową tabliczkę na skrzynkę na listy – mruknął Charles w połowie do siebie.
- A co jest nie tak ze starą? – odparła głupio Elizabeth, ciesząc się, że w końcu raczył się do niej odezwać, choć tak dobrze im się razem milczało.
- No nie wiem? To miało być retoryczne pytanie?
- A może to miało być retoryczne pytanie?
- Boisz się operacji?
              
To pytanie było jak cios w mostek, mocne i zupełnie niespodziewane. Musiało długo dręczyć Charlesa, skoro teraz wypłynęło tak niefrasobliwie.
- Nawet nie wiesz jak… - powiedziała ostrożnie
- Spisałaś już testament?
- Och, żeby ci w głowie nie zawróciło od tych bogactw, które ci po mnie zostaną! – sarknęła Elizabeth. – Swoją drogą posiadam małą fortunę zaklętą w…
- Książkach – dokończył Charles. – Wiem, ile kosztują te twoje cegły.
- Gdybyś potrzebował pieniędzy, zawsze możesz je sprzedać.
- A jeśli będziesz ich potrzebowała?                                                                                
              
Elizabeth przewróciła oczami, dając Charlesowi do zrozumienia, że przyszłość rysowała się raczej w ciemnych barwach i na pewno nie skorzysta już ze swoich książek.
- To nieładnie z twojej strony – odciął się Charles. – Tak przewracać oczami…
- Niczym innym przewrócić nie mogę.
- Okropieństwo, doprawdy.
              
Gdyby mogła, kopnęła go w kostkę. Niestety wszystkie takie manewry, gdy Charles prowadził samochód, były potencjalnie niebezpieczne. Musiała zatem przez resztę drogi znosić jego uszczypliwości, które sama zainicjowała. Dostrzegła jednak szelmowski uśmieszek na twarzy Charlesa, który świadczył o tym, że na chwilę odegnał od siebie przykre myśli. Na chwilę.


Komentarze

Popularne posty