CXXX Elizabeth

Starała się z całych sił, by nie zgrywać nadmiernie poturbowanej i obolałej. Wiedziała, że od jej samopoczucia będzie zależało samopoczucie Charlesa. Nie chciała go niepotrzebnie martwić. A najgorsze – policyjne przesłuchanie – dopiero przed nią.
              
Gdy Charles wyszedł na chwilę, by porozmawiać o jej stanie – miała nadzieję, że był dobry – do pokoju wślizgnął się Michael. Natychmiast zamarła przerażona. Na szczęście trzymała w dłoni pilot, którym w każdej chwili mogła przywołać pielęgniarkę.
              
Michael wyglądał, jakby coś go przeżuło i wypluło. Miał podkrążone oczy, wymiętą koszulę, a na dodatek sprawiał wrażenie, jakby stracił parę kilo. Nie rozumiała, dlaczego w ogóle się do niej fatygował, skoro nie był zamieszany w całą sprawę. A może jednak był?

- Jak się czujesz? – spytał zachrypniętym głosem, po czym przysiadł na stołku obok łóżka. Zawiewało od niego damskimi perfumami. Co gorsza, Elizabeth wiedziała, czyje były to perfumy.
- W porządku – powiedziała ostrożnie. A może doktor wysłał go na przeszpiegi?
- Była już u ciebie policja?
- Litości, niedawno się obudziłam!
- Musisz im powiedzieć, że to był doktor Wright.
- A więc wiesz, że to on?
- Dosłownie minęliśmy się w bramie. Elizabeth, musisz im to powiedzieć!
- Muszę?
- Gdy policja przyjechała, niefortunnie znajdowałem się na miejscu.
              
Elizabeth jak przez mgłę pamiętała, czy w końcu do kogoś się dodzwoniła. Może wybrała numer alarmowy, może zdołała podać adres, a może po prostu ją namierzyli.
- Byłaś nieprzytomna – tłumaczył dalej gorączkowo Michael. – Ubrudziłem się krwią. Policja zinterpretowała to po swojemu.
              
Skoro na miejscu zdarzenia znaleźli nieprzytomną, pobitą kobietę oraz mężczyznę ubrudzonego jej krwią, nie było miejsca na żadne inne interpretacje.

- Aresztowali mnie. Na szczęście mam znajomego na komisariacie i wypuścili mnie za kaucją. Skoro się obudziłaś, będą chcieli usłyszeć twoją wersję zdarzeń. Musisz im wtedy powiedzieć, kto ci to zrobił.
- Muszę? – powtórzyła Elizabeth, czując narastający gniew. – Zawsze tylko żądasz, rozkazujesz! Sądzisz, że będę tańczyła, jak mi zagrasz? W tym stanie raczej nie wybieram się na tańce.
- Elizabeth, proszę cię… - jęknął Michael błagalnie, chwytając jej dłoń.
              
Wyszarpnęła mu się, a w przypływie złości złapała za kołnierz jego koszuli i przyciągnęła do siebie.
- Dlaczego miałabym cokolwiek dla ciebie robić? – powiedziała cicho. – Może powinnam obarczyć cię winą? Zamknęliby cię i nie musiałabym cię już oglądać. W końcu dostałbyś za swoje! Za te wszystkie lata! Za wszystkie twoje żarciki, złośliwości i czyste świństwa.
- Błagam cię… Przecież nie miałem z tym nic wspólnego! – Michael zaczął się pocić.
- Tak jak ze śmiercią matki Charlesa?
- To on ją zabił, jak tylko pomogłem mu jakoś zatuszować…
              
Michael zorientował się, że popełnił poważny błąd i ugryzł się w język. Elizabeth puściła go i opadła na poduszki. Kątem oka dostrzegła Charlesa stojącego w progu pokoju.

- Po prostu się wynoś – rzuciła bezbarwnym głosem.
- Wynocha, zanim wezwę gliny – dodał od siebie Charles z wściekłym grymasem na twarzy.
- Charles, musisz na nią wpłynąć… - zaczął Michael, lecz został brutalnie wypchnięty na korytarz. Drzwi zatrzasnęły się za nim z hukiem.
              
Charles usiadł na tym samym stołku, na którym przed chwilą siedział Michael.
- Co powiedział lekarz? – spytała Elizabeth, jakby przed chwilą nic się nie stało.
              
Charles nie odpowiedział, wpatrując się tępo w ścianę. Przez chwilę obawiała się, że wieści nie były zbyt pomyślne.
- Znalazłem list – powiedział w końcu. Zatem nie było z nią aż tak źle.
- Natknęłam się na niego przypadkiem, porządkując rzeczy…
- Różnił się znacząco od wszystkich listów, które dostałem od matki w trakcie studiów.
- Za każdym razem miałeś wrażenie, jakbyś czytał słowa ojca, prawda?
- Całą noc nie spałem, próbując ułożyć sobie pewne rzeczy w głowie. Z listu wynika, że mój ojciec faszerował matkę jakimś świństwem. Tego jednego dnia jej nie przypilnował, a ona nie wzięła prochów. Poznałaś babcię Darcy, wiesz, że potrafi nieźle wygarnąć. Cóż, moja matka też miała w sobie ten ogień.
              
Elizabeth pogładziła Charlesa po dłoni. Rozumiała, że zmierzał do bolesnej konkluzji.
- Musiała zrobić ojcu awanturę, a on zareagował gwałtownie – ciągnął Charles martwym głosem. – Przeliczył się jednak w swoich kalkulacjach i w rezultacie zabił moją matkę. Później wyszło, że doszło do jakiegoś tam „nieszczęśliwego wypadku” i w rezultacie się z tego wywinął. Elizabeth… - Spojrzał na nią smutnym wzrokiem. – Muszę wiedzieć, czy on… Kto był wtedy u ciebie?
              
Stanęła przed jednym z najtrudniejszych wyborów na świecie. Z jednej strony mogła oskarżyć Michaela i zemścić się za wszystkie lata cierpień i poniżeń. Może i miał znajomego na komisariacie, lecz niekoniecznie w sądzie. Elizabeth mogła poprosić jednego z najlepszych prawników w Anglii i zgotować Michaelowi surowy wyrok. Czy wtedy Blackwoodowie będą go tak bardzo kochali? Czy może zrozumieją swój błąd i wyprą się przestępcy?
              
Z drugiej strony mogła oskarżyć prawdziwego oprawcę, doktora Benjamina Wrighta, łamiąc serce swojemu mężowi. Czy chciał usłyszeć, że to właśnie jego ojciec niemal zakatował mu żonę? Czy chciał oskarżać własnego ojca? Czy byłby w stanie oskarżyć własnego ojca? W tym wariancie również mogli posłużyć się jednym z najlepszych prawników w Anglii, by zamknąć „powszechnie szanowanego obywatela” na kilka lat. Nie dosięgnęła go sprawiedliwość w związku ze śmiercią Mary, więc może w tym wymiarze posmakuje litery prawa. Elizabeth wiedziała, że sprawa śmierci matki nie dawała Charlesowi spokoju, choć zdołał pogodzić się z jej stratą. Po prostu nigdy nie uznał wyjaśnień ojca.
              
Tym razem doktor nie zdołałby się wyprzeć, Michael nie pomoże mu zatuszować śladów, bowiem Elizabeth żyła i to właśnie ona mogła oskarżyć doktora. Czy to oskarżenie przyniosłoby spokój Charlesowi? Czy uciszyłoby jego wewnętrzne wołanie o pomstę dla śmierci matki?
              
Mszcząc się na Michaelu, nie okazałaby się wcale lepsza od niego. Choć perspektywa zemsty była bardzo kusząca, nie uspokoiłoby jej to. Wiedziałaby, że prawdziwy zbrodniarz przebywa na wolności. Co więcej mógłby ją ponownie zaatakować. Wolała poświęcić swoją dumę na rzecz człowieka, którego kochała bardziej niż siebie. Taka była cena miłości.

- Twój ojciec – powiedziała ledwie słyszalnym głosem. Z tym wyznaniem opuściły ją resztki sił. Łzy zatańczyły w kącikach oczu. Niech się teraz dzieje, co chce.
- Zabiję skurwiela – wyszeptał Charles, boleśnie ściskając palce Elizabeth. – Trzeba było to doprowadzić do końca lata temu.
              
Charles przyznał, że niepotrzebnie porzucił dochodzenie prawdziwej przyczyny śmierci matki. Był głupcem, wierząc w wyjaśnienia ojca.

- Teraz już się z tego nie wywinie, policja wznowiła śledztwo – dodał.
- Twój ojciec oskarżył mnie, że przeze mnie policja znów zapukała do jego drzwi.
- To Henry… Stwierdził, że mu nie popuści.
- Musiał ją bardzo kochać.

Komentarze

Popularne posty