CL Jonathan

Jonathan Cavendish rzucił bezładnie klucze od mieszkania do porcelanowej miseczki, a drzwi za nim zamknęły się z hukiem, jakby śledził go nerwowy duch. Nie był przesądny, ale mimowolnie się wzdrygnął. W mieszkaniu panowała ciemność, nikt na niego nie czekał. Poza jedną osobistością.

- Znów śpisz na stole – mruknął, zapaliwszy światło. Na wyspie w kuchni, na samiutkim jej środku leżała włochata kotka. Gdy usłyszała Jonathana, przeciągnęła się i ziewnęła przeciągle. – Ty włochata paskudo… - Nachylił się nad nią i usłyszał miarowe mruczenie kotki. Pozwoliła mu się pogłaskać po brzuchu, ale gdy próbował sprzedać jej całusa w pyszczek, zatrzymała go łapą. – Rozumiem, za dużo czułości.
              
Powlókł się ciężkim krokiem do sypialni.
- Czy możesz mi wytłumaczyć, co tu się stało? – krzyknął do kotki, która mlasnęła, zeskoczyła z blatu i niespiesznie podreptała do sypialni za swoim panem.
              
Jonathan stał przed łóżkiem, na którym niegdyś leżały poukładane i równo poskładane ubrania, natomiast teraz była to sterta ciuchów, jakby ktoś rzucił granat. Kotka usiadła na dywanie, spojrzała na niego, spojrzała na ubrania i znów na niego, po czym przekrzywiła głowę, jakby pytając: „W czym problem?”.
              
Jonathan i Nora, bowiem tak nazywała się kotka, byli przedziwną parą. On – wysoki blondyn z zabójczymi niebieskimi oczami, ona – puszysta dama o chłodnym, błękitnym spojrzeniu. Okoliczności, w których się poznali również były przedziwne. Jonathan był zatwardziałym kawalerem wynajmującym duży apartament w nowoczesnym kilkupiętrowym budynku. Był chirurgiem i w jego życiu nie było miejsca na zbędne rzeczy. Był minimalistą, dlatego jego mieszkanie było skromnie urządzone, zapewniając mu sporo przestrzeni, a przywiązanie do sterylności i bieli w pracy rzutowało na ogólny wygląd domostwa.
              
Nigdy nie przepadał za zwierzętami, tak wychowała go matka. Uznawała, że zwierzęta tylko brudzą i roznoszą choroby. Dlatego Jonathan nigdy nie mógł mieć nawet najmniejszego zwierzątka. Niektórzy uważali, że wiele przez to stracił.
              
Nie miał zbyt wielu znajomych, ci, którzy przy nim wytrwali ze względu na jego trudny charakter, byli na wagę złota. Życie towarzyskie miał raczej ubogie, więc mógł poświęcać więcej czasu swojej pracy. Nie wiedział już, czy przez nadmiar pracy nie miał czasu na rozrywkę, czy z powodu braku rozrywki wolał brać nadgodziny.
              
Norę spotkał w wąskiej uliczce, którą czasem chadzał, gdy chciał sobie skrócić drogę do domu. Nie zwróciłby na nią uwagi, gdyby nie fakt, że nie była sama. Trzech obdartych gówniarzy uznało, że była wspaniałym celem dla puszek i kamieni. Nora była przestraszona, nie wiedziała, co powinna zrobić. Nie miała instynktu, który kazał jej uciec, gdzie pieprz rośnie. Cóż, Nora nie była zwyczajnym podwórkowym kotem. Jonathan pogonił dzieciaki, lecz one były na tyle bezczelne, że odważyły się mu pyskować. Dopiero gdy to on zaczął rzucać w nie kamykami, skapitulowały. Uznawszy, że spełnił dobry uczynek, poszedł dalej przed siebie.
              
Kotka jednak podążała za nim. Odganiał ją kilka razy, lecz ona była nieustępliwa.
- Słuchaj, nie mogę ci pomóc – powiedział wtedy do niej.
Zatrzymała się, usiadła i zamachała ogonem. Z westchnieniem ulgi odszedł, ale gdy otworzył drzwi od apartamentowca, kotka śmignęła mu między nogami i pognała schodami na górę. Zatrzymała się pod drzwiami do jego mieszkania.
- Skąd wiesz, gdzie mieszkam? – zdziwił się.
              
Kotka wepchnęła się mu do mieszkania. Jonathan nie mógł nic na to poradzić. Ganiał ją po wszystkich pokojach, a ona wślizgnęła się pod łóżko, skąd nie mógł jej wygonić. Wyszła dopiero, gdy zdołał zapomnieć o jej obecności. Robił sobie kanapkę w kuchni, gdy nagle poczuł, że coś ociera mu się o nogę.

- Nadal tu jesteś? – spytał, po czym poczęstował ją kawałkiem szynki. Była wygłodniała, więc mięso zniknęło w mgnieniu oka. Bezczelny futrzak wskoczył na blat wyspy kuchennej i patrzył, jak przygotowuje sobie jedzenie. Kotka śledziła każdy jego ruch swoimi wielkimi oczami.
              
Przyjrzał się jej uważnie, naprawdę nie wyglądała na podwórkowego kota. Może uciekła komuś z mieszkania? Miała gęste, brązowe pręgowane futerko z jasnym kołnierzem na szyi. Miała ładną buźkę z dużymi niebieskimi oczami. Wyglądała tak, jakby cały czas była na coś zła. Na nosie miała drobne zadrapanie, jedyne świadectwo pobytu na ulicy.
              
Oczyścił rankę wodą utlenioną, z czego nie była zadowolona. Poprychała, pomiauczała, po czym ponownie zasadziła się na jego kanapkę. Oddał jej zatem fileta z kurczaka, którego miał zamiar sobie przyrządzić na obiad, ale jakoś w międzyczasie przeszła mu na niego ochota. Pokroił jej nawet w kawałeczki, by łatwiej jej było zjeść. Skorzystał z chwili spokoju, by zjeść swój posiłek przed telewizorem w salonie.
              
Kotka nie dawała za wygraną. Wskoczyła mu na kolana, chwilkę pougniatała i ułożyła się wygodnie, głośno mrucząc. Z początku to mruczenie strasznie irytowało Jonathana. Przyzwyczaił się jednak, a nawet uznał za przyjemne. Porzucił zatem pomysł umieszczenia przybłędy w schronisku.
              
Jego znajomi stwierdzili, że postradał zmysły. Mówili, że sobie nie poradzi. Ktoś potem go oświecił, że ma do czynienia z rasowym kotem. Jonathan zastanawiał się, dlaczego ktoś wyrzucił Ragdolla na śmietnik. Nora też tego nie wiedziała. Powinna być przestraszona i zdezorientowana nowym miejscem, była jednak wdzięczna swojemu wybawcy. Przez kilka dni nie odstępowała go o krok i była bardzo niepocieszona, gdy musiał ją opuścić.
              
Kupił jej łóżeczko, ale rzadko z niego korzystała. Spała wszędzie, tylko nie tam – na kanapie, na blacie w kuchni, na jego książkach, a w nocy lubiła układać mu się na piersi, by móc wsłuchiwać się w jego bicie serca. Odradzono mu kupowanie akcesoriów typu drapak, koty najbardziej lubiły kartony, w których takie akcesoria przychodziły. Podarował Norze taki właśnie karton i była wniebowzięta.
              
Nie miała jakichś wygórowanych wymagań. Smakowała jej karma ze średniej półki, choć lubił czasem ją rozpieszczać prawdziwymi przysmakami. Jej ulubionym zajęciem było wysiadywanie na parapecie i obserwowanie życia, które toczyło się na ulicy. Czasem odwiedzał ją ptaszek, więc oglądała go ze wszystkich stron i stukała w niego przez szybę. Jonathan śmiał się z niej po cichu.
              
Gdy zagłębiał się w swoje święte księgi albo ślęczał nad laptopem, Nora przychodziła, wciskała się na kolana i obracała do niego tyłkiem, łaskocząc puszystym ogonem w nos. Jonathan myślał, że życie z kotem będzie trudne. Bywało czasem tak, że Nora nie trafiła do kuwetki, kłaczek jej ugrzązł albo postanowiła, że sprawdzi, co takiego fajnego trzyma w szufladzie poza skarpetami. Nora uratowała go jednak przed kilkoma niefortunnymi związkami. Nie była specjalnie nieufna czy wredna wobec obcych, ale pewnych ludzi nie lubiła. Pewne osoby nie lubiły jej. Gdy czasem przyprowadzał kogoś do domu, dziewczyna albo miała alergię na koty, albo nie lubiła zwierząt, albo miała w sobie coś, co sprawiało, że Norze odbijało. Gniewał się na nią, a jak… Ale z perspektywy czasu musiał przyznać, że miała rację. Jedna laska okazała się być naprawdę niezłą świruską.
- Wszędzie są twoje kłaki, złotko – powiedział czule, porządkując ubrania i upychając je w szafie.
              
Nora miauknęła radośnie. „Spójrz, jaki prezent ci zrobiłam”.
- Siwiejesz, moja panno. – Zawsze zwracano mu uwagę, że na czarnym płaszczu ma pełno białych kłaków. Nie lubił tych docinków, zawsze dbał o porządek wokół siebie, lecz życie z Norą wiązało się z włosami w dziwnych miejscach. Julia Middleton jednak tego nie zauważyła. – Dziwna dziewczyna. Podobna nieco do ciebie.
              
Nora postanowiła się z nim nie zgodzić.
- Pojawia się w najmniej oczekiwanych momentach. Dałabyś wiarę, że zszywałem ją już trzy razy? Tłucze wszystko, co popadnie.
              
„Kiedy ja ostatnio coś stłukłam?”. Jonathan nie odkrył jeszcze filiżanki, która straciła uszko. Cóż, niepotrzebnie stawiał ją na ścieżce Nory, dobrze wiedział, którędy chadzała.

- Jest uparta niczym osioł – ciągnął Jonathan w połowie do Nory, w połowie do siebie. Uporał się z garderobą i pociągnął przekornie Norę za ucho. „Ej!”. – Nic sobie nie robi z zaleceń lekarskich. Naprawdę beznadziejny przypadek.
              
Poszedł do kuchni, by zaparzyć sobie kawy. Był już późny wieczór, lecz na niego kawa wcale nie działała pobudzająco. Uwielbiał za to jej smak i czasem sobie folgował. Nora błyskawicznie zjawiła się na blacie w kuchni. To był jej ulubiony punkt obserwacyjny.
- W zasadzie oficjalnie nie podziękowała mi za ratunek – rzucił burkliwie, nalewając Norze mleka.  
Wydał z siebie krótkie: „Och!”, gdy znalazł w zlewie filiżankę z przetrąconym uszkiem. Zganił się za to, że ciągle wspominał ten epizod z Julią, jakby to było coś niezwykłego. Jednak niecodziennie można było zostać bohaterem. Cuchnącym piwem i papierosami bohaterem. Dlaczego wybrał się do pubu w środku tygodnia, choć zwykle tego nie robił? Zaraz jednak przypomniał sobie, że nowa pielęgniarka oddziałowa doprowadzała go do szewskiej pasji, musiał zatem odreagować.

- Ta Emma mnie wykończy – mruknął pod nosem. Pierwszy dzień i już jej nie lubił. Tęsknił za swoją Rosie, lecz ona z kolei nie wytrzymała z nim i postanowiła zmienić oddział. I szpital.
              
Jonathan Cavendish wyglądał całkiem przyzwoicie, gdy się odzywał brzmiał uczenie, a głos miał przyjemny, lecz w obejściu wcale nie był przyjemny. Sarkazmem smagał niczym piekielnym biczem i trzeba było grubego pancerza, by się nie obrazić. Mało kto miał w sobie tyle wytrwałości, by przebić się przez zbroję Jonathana, by dojrzeć w nim wrażliwego i miłego człowieka.
              
Dla współpracowników był niedostępny, był surowy, a za jego plecami nadawali mu niezbyt pochlebne pseudonimy. Był jednak panem i władcą swojego oddziału, więc nie musiał się tym zupełnie przejmować. Tylko dlatego wszystko chodziło jak w zegarku, ktoś musiał być tyranem.
              
I nagle pojawiła się Emma, kobieta z komicznym kucykiem, który majtał się na wszystkie strony, gdy chodziła po oddziale. Od razu zyskała sympatię wszystkich pielęgniarek, stając się ich ulubienicą. Zapanowała nad bałaganem, który pozostawiła Rosie i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie próbowała przejmować kompetencji ordynatora.
              
Zaczęła rozstawiać lekarzy po kątach, zmieniając organizację pracy na oddziale. Jonathan nie lubił, gdy burzono jego ład. Nie lubił, gdy podważano jego zdanie. „Jest pan pewien?”, to pytanie pojawiało się coraz częściej. Gdyby nie był pewien, nie byłby ordynatorem. Emma posunęła się nawet do tego, że zaczęła sama układać mu plan operacji. Rzekomo miało to usprawnić pracę oddziału, a tak naprawdę tylko go irytowało, przez co potrzebował większego skupienia, by odsunąć od siebie całą tą złość.
              
Jonathan pracował na oddziale chirurgii ortopedyczno-urazowej, skąd rzadko się wynurzał do innych oddziałów. Ostatnimi czasy jednak źle się podziało na szpitalnym oddziale ratunkowym, władze szpitala miały problem ze znalezieniem kogoś, kto zapanuje nad najbardziej dynamicznym oddziałem. Jonathan za nic w świecie nie zamieniłby swojej ortopedii na SOR, pomagał jednak, gdy tylko mógł. W końcu była to jakaś odmiana. Mógł pooglądać ludzi z poparzeniami, z bólami niezwiązanymi z narządami ruchu, a czasem kogoś pozszywał. Dlatego spotkał beznadziejny przypadek z etykietą: „Julia Middleton”.

- Widzisz? Ciągle myślę o pracy – rzucił Jonathan do Nory, stając przy oknie. Nora zgrabnie wskoczyła na parapet. – Leje, cóż za niespodzianka.
              
Zapadła ciemna noc, deszcz miarowo uderzał w szyby okienne. Nora mruczała i podtykała głowę do głaskania. Filiżanka przyjemnie grzała dłoń Jonathana. Można było uznać, że życie, które wiódł, było smutne i samotne. On wcale nie czuł się smutny, może czasem pozwalał ponieść się melancholii. I na pewno nie był samotny – Nora czasem podążała za nim nawet do toalety. Szkoda tylko, że nie sięgała do szafki z papierem. Musiał ją wyganiać ze zlewu, który uważała za niezwykle atrakcyjne miejsce do spania, gdy akurat jego nie było i nie mogła korzystać z jego kolan.
              
Zaczął przygotowywać się mentalnie na jutrzejsze spotkanie w szpitalu. Dyrektor zapowiedział wielkie zmiany w strukturze i organizacji. Czyżby znalazł kogoś na SOR? Kim miał być ten nieszczęśnik?


Komentarze

Popularne posty