CLXV Julia
Starała się,
jak tylko mogła, by spóźnić się na spotkanie z baronem. W myślach obliczyła,
ile czasu zejdzie na obiad z baronostwem. Miała nadzieję pojawić się, gdy
ceremoniały dobiegną końca, a goście będą zbierali się do wyjścia.
Zawiodła
się, bowiem wstępne grzeczności trwały dłużej, a w kuchni była drobna awaria,
która opóźniła obiad. W rezultacie Julia była wyczekiwanym gościem przy stole,
gdyż rozmowa zwyczajnie się nie kleiła. Od Jamesa Julia wiedziała, że lord nie
przepadał za baronem, w przeciwieństwie do samego barona.
Grace
odstawiła się jak na koronację, a Larissa niezmiennie jej wtórowała. Nawet
James był pod muszką, nie mówiąc już o wiecznie eleganckim Henrym. Pojawienie
się Julii zakłóciło aurę dostojności. Pierwsze, co zrobiła, to potknęła się o
wybrzuszenie dywanu. Na szczęście James wyszedł jej na powitanie i zdołał
uchronić ją przed upadkiem.
-
Wiedziałem, że na mnie lecisz, ale żeby tak…? – zakpił cicho. Julia
zaczerwieniła się. Nie tak wyobrażała sobie swoje wejście. – Przyszłaś za
wcześnie.
- Starałam
się – jęknęła Julia, poprawiając marynarkę, którą zakładała tylko na szczególne
okazje.
- Musisz
zatem poznać baronostwo. Uważaj na Ramsey’a.
Nastąpiła
chwila niezręcznych powitań, podczas których Julia czuła na sobie badawcze
spojrzenie Grace. Zapewne szukała pretekstu, by urządzić jej później awanturę.
Julia miała tylko nadzieję, że nie wyciągnie na wierzch jej „wieśniackiego”
pochodzenia.
Ramsey
Carrington był niepokojącym młodzieńcem o czujnych orzechowych oczach. Nie
odzywał się wiele, dzięki czemu Julia uniknęła kilku niezręcznych pytań.
Larissa zajmowała uwagę Ramseya, natomiast baronowa szczebiotała wraz z Grace.
Baron toczył zaciętą dyskusję wraz z Henrym, przez co Julia pozostała na łasce
Jamesa.
- Obawiałem
się, że się zacznie do ciebie dobierać – szepnął James, bawiąc się uszkiem od
filiżanki.
- Dobierać?
– zdumiała się Julia.
- Ramsey ma
to do siebie, że nie pozostawia żadnego kamienia nieodwróconego.
- Zawsze
sądziłam, że nie zasługuję na miano kamienia…
- Jules,
wyglądasz dziś całkiem przyzwoicie – rzekł James ze śmiertelną powagą, po czym
dodał z lekkim uśmiechem: - Nie jak worek na kartofle.
- Raczysz
mnie ostatnio samymi komplementami, James – prychnęła Julia. – Jeszcze zacznę
się rumienić.
- Jak udała
się prelekcja? – spytał nagle Henry, musiał się zmęczyć rozmową z baronem,
bowiem minę miał cokolwiek zbolałą.
- Cóż,
wzbudziła wielkie zainteresowanie… - powiedziała Julia nieśmiało, czując, że
mimo wszystko się czerwieni.
- Czyli
zasnęłaś w międzyczasie? – zakpił James. Nagłe ożywienie w jej otoczeniu
spowodowało, że orzechowe oczy Ramsey’a spoczęło na Julii. Nie było niczego
miłego w tym spojrzeniu.
- Cóż,
byłoby to dość niezręczne, zważywszy, że to ja prowadziłam tą prelekcję…
- Wykładasz?
– spytał nagle Ramsey miękkim głosem.
- Profesor
czasem się mną wysługuje – stwierdziła Julia. – Co nie oznacza, że nie jest to
swego rodzaju zaszczyt.
- Czego
dotyczyła prelekcja?
- Uważaj,
możesz tego nie pojąć, Jules robi doktorat – wtrącił James.
Mógł sobie
darować ten komentarz. Powoli na wierzch wychodziła jego antypatia w stosunku
do Ramsey’a i zaczynał brzmieć nieracjonalnie. James wcale nie miał większego
pojęcia o tym, czym Julia się zajmowała. To, że Ramsey zajmował się finansami,
nie oznaczało jeszcze, że nie mógł się interesować pracą Julii.
- Omawiałam
mechanizmy naprawy DNA, był to wykład dla drugiego roku biotechnologii –
powiedziała Julia. Ona na drugim roku już miała to dawno dla sobą, lecz ona nie
podążała standardowym tokiem nauczania.
- To brzmi
poważnie – stwierdził zdawkowo Ramsey. – Naprawdę robisz doktorat?
- Julia ma
osobny program - wtrącił Henry. Jako
sponsor uczelni odrobił lekcje i wywiedział się co nieco o Julii. Profesor
Duncan nie omieszkał o tym napomknąć. – Jest jedną z najzdolniejszych w swojej
dziedzinie.
Julii
zrobiło się ciepło na sercu, gdy słuchała tych komplementów z ust lorda
Dashwooda. James powinien uczyć się od niego obycia w towarzystwie, dotychczas
sprawiał wrażenie gburowatego. Julia starała się nie dopuszczać do siebie
myśli, że mógłby być o nią zazdrosny. W końcu znali się zbyt krótko.
- Jest wielu
zdolniejszych – powiedziała skromnie Julia, bawiąc się serwetką. – Lord zdaje
się przeceniać moje możliwości.
- Zwykłem
ufać mojej intuicji. – Henry uśmiechnął się lekko.
Zwykłeś ufać
swojej intuicji? Czy twoja intuicja nie mówi ci, że Grace jest złą kobietą?
- Larisso,
może zaprezentujesz gościom swój najnowszy projekt? – zagadnęła Grace, bowiem
konwersacja za bardzo skupiła się na Julii. Wyjątkowo była jej wdzięczna za
ratunek.
Larissa
zajmowała się projektowaniem ubrań, przyniosła zatem manekina z sukienką
własnego pomysłu. Była ciężka, przeładowana i najzwyczajniej w świecie
paskudna. Wspomniała jednak, że zamierza zaprezentować swoją kreację na balu noworocznym.
Miała zatem jeszcze dużo czasu na poprawki, a nawet na zrobienie czegoś
zupełnie nowego.
Grace piała
z zachwytu, jakby była ślepa lub kompletnie pozbawiona smaku. Baronowa
ośmieliła się dać młodej projektantce kilka wskazówek. Atmosfera rozluźniła się
na tyle, że Julia wymknęła się na chwilę do oranżerii lady Dashwood.
- Nieładnie
się tak ukrywać – stwierdził Ramsey, który najwidoczniej również poczuł
potrzebę schowania się przed zachwytem Grace.
-
Stwierdziłam, że Larissa również zasługuje na uwagę – odparła Julia, kręcąc się
między roślinami. – Co sądzisz o sukience?
- Uważam, że
jest paskudna – Ramsey nie owijał w bawełnę. – Ale czego my się spodziewamy po
Larissie?
- Znasz ją
długo?
-
Wystarczająco długo, by wiedzieć, że ma paskudny charakter. Nie wiedziałem, że
od teraz sponsorzy zapewniają zakwaterowanie we własnych siedzibach.
- To był
przypadek – powiedziała wolno Julia, lekko mrużąc oczy. Nie zamierzała zdradzać
się z tym, że była niemal bezdomna.
- Grace
wspominała, że pochodzisz z małej miejscowości…
- Oczywiście
nie mogła sobie tego darować – prychnęła.
- A jest w
tym coś złego?
- Grace
uważa, że osoba mojego pokroju nie może obracać się w takim towarzystwie.
- Osobiście
uważam, że osoba twojego pokroju wprowadza element świeżości do tego towarzystwa.
Julia nie
znała się na flirtowaniu, lecz była przekonana, że Ramsey z nią flirtuje.
Rzeczywiście musiała uzyskać rangę kamienia, skoro porwał się na jej
odkrywanie. Zaśmiała się w duchu, bowiem nie uważała, by miała cokolwiek do
zaoferowania.
- W przyszłym
miesiącu ma się odbyć pokaz koni w stadninie mojego ojca – powiedział Ramsey,
podążając uparcie za Julią. – Byłoby mi miło, gdybym mógł pokazać ci kilka
wspaniałych okazów. Oczywiście możesz zabrać ze sobą Jamesa, pilnuje cię jak
pies.
Kątem oka
dostrzegła młodego Dashwooda w pobliżu wejścia do oranżerii. Zapewne jej
szukał.
- Co o nim
sądzisz? – Ramsey był wyjątkowo dociekliwy. Było jeszcze za wcześnie na
myślenie czegokolwiek o Jamesie.
- Jest
całkiem miły…
- Nie wydaje
ci się nieco wyniosły? – zaśmiał się jej towarzysz. Musiała zabrzmieć naiwnie,
Julia nie zamierzała się otwierać przed obcym człowiekiem.
- Gdy się
postara, jest nawet zabawny.
- Zajmuje
się bodajże fizyką. To chyba nudne, co?
- We
wszystkim można znaleźć coś ciekawego. W finansach zapewne też.
- Punkt dla
ciebie!
Gdy w końcu
nie musiała odpowiadać na pytania Ramsey’a, bowiem rozgadał się odnośnie swojej
działalności, poczuła wewnętrzną ulgę. Zupełnie inaczej rozmawiało się z
Jamesem, z którym znalazła wspólny język oparty na złośliwych docinkach i
utajonym sarkazmie. Ramsey natomiast był sztucznie uprzejmy, stawiał na
galanterię słowną, by jej zaimponować, a kończyło się na tym, że nie widział
żadnej różnicy między „przynajmniej” a „bynajmniej”. Chyba już wolała
nieświadomą ignorancję Jamesa.
Złapała się
na tym, że porównuje obydwóch, jakby brali udział w jakimś konkursie i musiała
któregoś na końcu wybrać. Z radością uwolniła się od obecności syna barona, z
westchnieniem przyjęła chłód pościeli z dala od wszystkich.
- Jak
spodobał ci się nowy koleżka? – spytał James, wślizgnąwszy się do pokoju.
Powoli przeradzało się to w swego rodzaju tradycję. On nie pukał, a ona dopiero
po chwili zdawała sobie sprawę z jego obecności.
- Wygląda,
jakby urwał się z „Grey’a” – sarknęła Julia, powstrzymując się przed
zdzieleniem go poduszką w twarz.
- Być może
upatruje w tobie kolejnej Anastazji, kto wie? – Bezceremonialnie wpakował się
na łóżko i ułożył wygodnie obok niej. – Stać go na przelot prywatnym samolotem.
Nie chciałabyś się przelecieć?
- Stąpam
twardo po ziemi. Ramsey zaprosił mnie na pokaz w stadninie ojca.
- Każdą
zaprasza, to żadne wyróżnienie. Mówiłem ci, żebyś na niego uważała.
Zebrała do
kupy swoje notatki, by ukryć własne zakłopotanie.
- Wystarczy
na mnie spojrzeć, by wiedzieć, że…
- Podoba ci
się? – spytał James, przeczuwając, jaka myśl się zaraz wykluje.
- Nie jest w
moim typie.
- A jaki
jest twój typ?
Musiała się
zastanowić, lecz nie doszła do żadnych sensownych wniosków. Wiedziała, że nie
chciałaby się zadawać z kimś pokroju Ramsey’a. Z kim zatem chciałaby się
zadawać. Odpowiedź sama cisnęła się na usta, lecz nie pozwoliła jej się
wydobyć.
- Zamierzasz
przyjąć jego zaproszenie?
- Jestem
ciekawa, poza tym pojedziesz ze mną – stwierdziła, wpychając papiery bezładnie
do teczki. – Ciebie też zaprosił.
Komentarze
Prześlij komentarz