CLXVII Julia
Potrafiła
spać w przeróżnych miejscach i w przeróżnych okolicznościach. Spanie w autobusie?
Nie ma problemu, nie raz już przespała swój przystanek. Spanie w laboratorium w
oczekiwaniu na elektroforezę? Nie ma sprawy! Biblioteka, kino, ławka w parku,
wszystkie okoliczności sprzyjały spaniu. Zupełnie inaczej sprawa się miała w
nocy i w łóżku. Nie przyzwyczaiła się jeszcze do nowego łóżka i nowego pokoju,
w nowym domu czuła się niepewnie, by sen mógł ją zmorzyć.
Wierciła się
do późna, a sen nie nadchodził, jakby wyczerpała swoje zapasy. Wiedziała, że w
ciągu dnia będzie niemrawa, aż utnie sobie drzemkę w laboratorium. Słyszała
wszystko. Brzęk sztućców w odległej kuchni. Dreptanie psich łap po posadzce.
Dźwięk tłuczonego szkła i gorączkowy szept Grace, która zdawała się być całkiem
blisko niej. Julia usłyszała skrzypienie drewnianego parkietu, gdy ktoś po nim
chodził. Wiedziona nagłym impulsem, wstała z łóżka i wychyliła głowę przez
drzwi.
Korytarz był
ciemny, w końcu był środek nocy. Julia ujrzała słabe światełko na drugim końcu
korytarza. Wiedziała, że znajdowały się tam drzwi, lecz sądziła, że były to
nieużywane pomieszczenia. Przynajmniej tak poinformował ją James.
- Nie rób
tutaj sceny, bo wszystkich pobudzisz! – Głos Grace dobiegał zza tajemniczych
drzwi. Julia schowała się za drzwiami w samą porę, bowiem Grace opuściła pokój
i szybko zeszła po schodach. Najwidoczniej nieużywane pokoje nie bardzo były
nieużywane.
Julia
usłyszała cichy szloch. Wyszła cicho z pokoju. Boso przeszła ciemny korytarz i
przeszła do pokoju na jego końcu. Lampka, która powinna stać na stoliku nocnym,
znajdowała się na podłodze, jej klosz był potłuczony. Obok niej klęczała
dziewczyna, próbując pozbierać to wszystko do kupy.
- Wszystko w
porządku? – spytała ostrożnie Julia. Na jej widok dziewczyna zerwała się z
podłogi.
- Grace cię
wysłała…? – W oczach dziewczyny Julia dostrzegła prawdziwy strach. Julia, w
piżamie, pudrowym szlafroku, bez kapci raczej nie wyglądała na posłańca Grace.
-
Usłyszałam… - Co w zasadzie usłyszała? – Skaleczyłaś się może?
Na łóżku
stałą taca z resztkami z obiadu. Wszystko było poprzewracane, a sok ze szklanki
powoli wsiąkał w pościel. Dziewczyna spojrzała na Julię dużymi brązowymi
oczami.
- Grace coś
ci zrobiła? – spytała Julia, podnosząc lamkę z podłogi. Oświetliła na chwilę
zapłakaną twarz dziewczyny.
- Kim
jesteś? – spytała ta zamiast odpowiedzieć.
- Wybacz,
nie przedstawiłam ci się. Nazywam się Julia. – Dziewczyna się wzdrygnęła. –
Teraz twoja kolej.
- Kitty. To
znaczy Katherine, ale wszyscy mówią na mnie Kitty.
- Nadal nie
wiem, co takiego zrobiła ci Grace.
- Ona… -
Kitty zawahała się.
- Spokojnie,
Grace i ja raczej za sobą nie przepadamy, więc raczej nie jestem w jej obozie.
- Jesteś z
rodziny?
-
Zdecydowanie nie.
- Jak się tu
znalazłaś?
- Dzięki
uprzejmości lorda Dashwooda.
- Henry’ego?
- Tak, zdaje
się, że tak miał na imię. Widzę, że Grace uraczyła cię resztkami z obiadu.
Urocze z jej strony – sarknęła Julia.
Po raz
kolejny jej sarkazm okazał się być skutecznym lodołamaczem. Kitty uśmiechnęła
się lekko, choć nadal obydwie stały naprzeciwko siebie jak widły w gnoju.
Brzuch Kitty nagle zaburczał.
- Jesteś
głodna? – spytała Julia z troską.
- Wyglądam
na świnię, żeby dojadać czyjeś resztki? – Kitty westchnęła. – Pewnie napluła mi
do talerza.
- Istnieje
takie prawdopodobieństwo. Chodźmy do kuchni.
- Tak w
środku nocy? – zdumiała się Kitty.
- Jeśli
będziemy dostatecznie cicho, nikt nas nie nakryje. Zrobię ci jakieś jedzenie z
pierwszej ręki.
Kitty
zerknęła na potłuczoną lampę.
- Później
posprzątamy – zawyrokowała Julia. Wyciągnęła ją z pokoju, który potrzebował
porządnego wietrzenia.
Cichutko na
palcach zeszły na dół, mogąc odetchnąć dopiero w kuchni. Cały dom pogrążony był
we śnie, kuchnia jednak znajdowała się na samym dole przez co odgłosy rodzące
się w jej trzewiach były niesłyszalne dla reszty domowników śpiących w wyższych
regionach.
Julia
posadziła Kitty przy dużym drewnianym stole, sama zaś zabrała się za inspekcję
lodówki.
- Czego byś
się napiła? – spytała, oglądając półki zastawione produktami.
- Gdy nie
mogłam zasnąć, mama robiła mi kakao – powiedziała niepewnie Kitty.
- Zatem będzie
kakao.
Odmierzyła
mleka na dwie porcje i umieściła rondelek na palniku. Odszukanie kakao zajęło
jej dłuższą chwilę, lecz ani na chwilę nie zwątpiła w to, że kuchnia Dashwoodów
posiada ten składnik.
- Jesteś
dziewczyną Jamesa? – spytała nagle Kitty. Julia parsknęła śmiechem.
- Chyba nie
w tym życiu!
- Kim zatem?
- Odpowiem
na wszystkie twoje pytania, ale najpierw ty musisz mi wyjaśnić to i owo.
Dziewczyna
zmieszała się lekko, przygryzając dolną wargę.
- Jeśli
jednak nie chcesz o tym mówić, możemy poprzestać tylko na kakao.
- Na pewno
nie trzymasz z Grace?
Julia
zaśmiała się cicho. Zanim zdołała ostrzec Kitty, ta poparzyła sobie język
gorącym napojem.
- Wyczuwam
tu nutę cynamonu – stwierdziła zaskoczona.
-
Nieprzewidywalna, prawda? – odparła Julia. – Zawsze lubiłam takie subtelne
dodatki.
- Nie
chciałabym, żeby wuj Henry się na mnie złościł… - Nastąpił nagły zwrot w
konwersacji. Kitty zebrała się w sobie i postanowiła, że zmierzy się ze swoich
problemów. Julia miała w sobie coś takiego, że czuła, iż może jej zaufać.
- Wuj Henry?
– Brwi Julii powędrowały do góry.
- Tak, mój
ojciec i wuj Henry są braćmi. Byli.
- Byli?
- Moi
rodzice mieli wypadek. Samolot, którym lecieli, się rozbił.
- Kiedy to
było?
- Dwa
miesiące temu. – Kitty trzymała się nadzwyczaj dobrze. Być może już się
wypłakała w zaciszu swojego pokoju. – Od tego czasu mieszkam w rezydencji. Sama
widziałaś, w jakich warunkach.
- Dlaczego
jednak Grace traktuje cię, jak cię traktuje?
- Grace
mówi, że to przez to, że mój ojciec poślubił kobietę niższego stanu, znaczy
moją mamę. Cała rodzina się od niego odwróciła. Tylko wuj Henry, z którym był
zżyty… Zanim pojawiła się Grace, miałam dobry kontakt z moim kuzynem, Jamesem.
Teraz zachowuje się… Nie śmiej się, ale obaj zachowują cię tak, jakby Grace ich
obu wykastrowała.
- Wierz mi,
mają jeszcze swoje momenty…
Kakao się
skończyło, a uporczywe burczenie w brzuchu Kitty przypomniało Julii nadrzędną
misję, która je tu przywiodła. Postanowiła, że zrobi naleśniki, bowiem nic
lepszego nie przychodziło jej do głowy.
- Grace
trzyma mnie pod kluczem, twierdząc, że robi to dla mojego dobra – ciągnęła
Kitty, siadając na kontuarze obok kuchenki.
- A świnie
potrafią latać – sarknęła Julia. – Czy ktoś rozmawiał z tobą o twojej… stracie?
- Tylko wuj
Henry, ale on nie jest skłonny do zwierzeń…
- Nie
czujesz się przytłoczona całą sytuacją? W końcu nie uzyskałaś potrzebnego
wsparcia.
- Wuj na
pewno uregulował sprawy prawne.
- Nie mówię
o sprawach prawnych, tylko o twojej psychice. To ogromny cios. Powinien
porozmawiać z tobą jakiś psycholog.
- Grace
mówi, że nie będzie marnowała na mnie pieniędzy, gdyż zachowuję się
nieracjonalnie.
- Dobry
boże, straciłaś rodziców w katastrofie lotniczej, to naturalne, że zachowujesz
się nieracjonalnie – rzekła Julia z oburzeniem. – Grace jest może lekarzem?
Wykwalifikowanym psychoterapeutą? Widzi coś poza czubkiem swojego własnego
nosa?
- Bardzo jej
nie lubisz?
- Za to, co
zrobiła tobie, raczej jej nie polubię.
- Jak
właściwie się tu znalazłaś? Bo na pewno nie jesteś dziewczyną Jamesa?
- Z tego, co
wiem, ma zakaz sprowadzania dziewcząt do rezydencji.
- Niech
zgadnę – to wymysł Grace?
Zachichotały
razem, by po chwili się uciszać wzajemnie, by nikt ich nie usłyszał. W
międzyczasie Julia smażyła naleśniki. Mogłaby to robić z zamkniętymi oczami.
- Pewnego
dnia James zaprosił mnie na obiad do rezydencji – powiedziała Julia, wracając
myślami do spotkania w bibliotece.
- Ale na
pewno… - zaczęła Kitty.
- Na pewno!
Gdy się spotkaliśmy, byłam zasmarkana, bowiem moja uczelnia zrobiła mnie w
zgniłe jajo.
- Oblali
cię?
- Raczej
wyrzucili mnie na ulicę. Mam specjalny program nauczania, stypendium i własny
pokój w akademiku. To ostatnie do niedawna miałam. Lord Dashwood, który
przypadkiem jest również jednym z patronów mojej uczelni, zaoferował mi pokój w
rezydencji.
- Tak po
prostu? To aż niebywałe! Przecież nigdy wcześniej się nie spotkaliście!
- To nie do
końca prawda. Wpadliśmy kiedyś na siebie pod szpitalem. Lord przez przypadek
zabrał jedną z moich książek.
- Boże, to
na pewno nie spodobało się Grace!
- Oczywiście,
że nie! Jestem przecież człowiekiem drugiej kategorii, przedstawicielem plebsu
z zapyziałej wioski. Staram się to wszystko nadrabiać intelektem, lecz czymże
jest intelekt w obliczu tytułów i pieniędzy? To taka szczególna równowaga.
Larissa na przykład jest głupia jak mortadela.
- Kim jest
Larissa?
- Och, nie
poznałaś jeszcze uroczej córki Grace?
Kitty
wybałuszyła oczy. Na razie musiała znosić Grace, a tu się nagle okazało, że
miała ona klona.
- Muszę ci
ją przedstawić, na pewno ją polubisz – stwierdziła Julia.
- Ty tak na
serio? – załkała Kitty.
- Musisz się
jeszcze wiele nauczyć. Wprawnie posługuję się sarkazmem, a wykastrowany James
też go uskutecznia. Przecież nie możesz z nami rozmawiać, wierząc w każdą
rzecz, o której mówimy. Teraz jedz.
Julia
przyglądała się w milczeniu Kitty pochłaniającej jej naleśniki. Znikały w
szalonym tempie i Julia się obawiała, że będzie musiała ich jeszcze dorobić.
Dziewczyna wyglądała przekomicznie z policzkami wypchanymi jak u chomika. Nijak
nie zdołało to jednak odegnać myśli o tym, jak przedmiotowo została
potraktowana.
Zawsze miała
wrażliwe serce, choć zwykle pochylała się nad biednymi zwierzątkami. Tym razem
to Kitty była biednym zwierzątkiem, dlatego Julia musiała się zebrać na odwagę,
by powiedzieć lordowi, co o tym wszystkim sądzi.
Komentarze
Prześlij komentarz