L Michael

Odetchnął głęboko przed wejściem do kawiarni. Charles napisał, że się spóźni, od Harriett nie dostał żadnej informacji. Mogło się okazać, że spędzi chwilkę sam na sam z Elizabeth. Zaskoczyła go tym, że w ogóle zgodziła się na to spotkanie. Miała się znaleźć w towarzystwie, które nigdy jej nie sprzyjało. Trzy do jednego, na obcym terytorium, to nie do końca uczciwy układ.
              
Ciężko mu było sobie wyobrazić jej reakcje. Czy będzie przestraszona, sterroryzowana? Czy będzie gniewna i milcząca? A może zwyczajnie neutralna? Charles ostatnio zmiękł, więc to do Michaela będzie należało pogrążanie Elizabeth na każdym polu. Nie miał jeszcze określonego planu, to musiało być coś wystrzałowego. Znał setki sposobów na upokorzenie ludzi, problem polegał na tym, że miała to być przyjemność rozciągnięta w czasie. To musiało być coś subtelnego, a subtelności nie były jego mocną stroną.
              
Wszedł do kawiarni i rozejrzał się dookoła. Promienie słońca wpadały do środka przez wąskie okna, ziarna pyłków wirowały w świetlistych snopach. Lokal nie był przesadnie wypełniony, bez trudu dostrzegł Elizabeth siedzącą na narożnej kanapie obok regału z książkami. Na stoliku stała filiżanka z gorącą czekoladą.

- Jesteś za wcześnie – zauważył, gdy nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem. Elizabeth zawsze lubiła książki, wybierała maniakalne wpatrywanie się w zadrukowane stronice zamiast rozmowy.
- Nie sądzę – odparła Elizabeth, przewracając powoli stronę. Spotkanie umówione było na pierwszą, a było dopiero za pięć. Michael podejrzewał, że przybyła wcześniej na wszelki wypadek, gdyby Michael skłamał co do godziny. Zdążyła już zamówić sobie coś do picia.
              
Przybyła pierwsza i wynikały z tego pewne przywileje. Zajęła najdogodniejsze miejsce. Zapewne stała przed stolikiem dłuższą chwilę, kalkulując w myślach, by wybrać jak najlepszą opcję. Ponadto mogła osądzać spóźnialskich, a sama tym sposobem nie mogła się spóźnić.

- Charles się spóźni, coś go zatrzymało – poinformował ją, wciskając dłonie w kieszenie spodni.
- Typowe – prychnęła w odpowiedzi, kręcąc głową. – Co z Harriett?
- Powinna się zjawić, choć nie otrzymałem od niej żadnej odpowiedzi.
              
Michael złożył zamówienie i usadowił się obok Elizabeth na kanapie. Nie za blisko, ale też nie aż tak daleko, by mogła się czuć bezpiecznie.
- Co czytasz? – Wyrwał jej książkę z dłoni i obejrzał okładkę. – „Klatka Lucyfera”, oglądałem film, był naprawdę niezły. – Pokiwał głową z zadowoleniem, a po chwili nachylił się nad Elizabeth i szepnął: - Na końcu go poćwiartowali.
              
Odrzucił książkę z obrzydzeniem na bok, spodziewając się gwałtownej reakcji ze strony Elizabeth, która jednak nie nastąpiła. Skupiła się na swojej filiżance z czekoladą.
- Powiedz mi, Lizzie, czym się właściwie teraz zajmujesz? – zagadnął z ciekawością.
- Wykładam na Uniwersytecie – mruknęła niechętnie.
- Słyszałem, że stary Henderson załatwił ci pracę. To miło z jego strony. Nie ma nic złego w tym, że dostajesz pracę po znajomości. W końcu Charlie pracuje z ojcem, a ja przejąłem interes po rodzicach.
              
Zacisnęła dłonie ze złością, gdy usłyszała: „po rodzicach”.
- I jak ci idzie? – spytała, siląc się na spokój.
- Och, myślę, że całkiem dobrze! Mamy ręce pełne roboty! A jak idzie tobie?
- Też mogę powiedzieć, że całkiem dobrze.
- Widziałem dyplom u Marge, jesteś teraz poważną panią doktor?
- Do tej powagi jeszcze troszkę mi brakuje. – Uśmiechnęła się nieznacznie.
- Rozumiem, że tytuł naukowy zapewnił ci wstęp do elitarnego klubu…
- Klubu nudziarzy chyba. Wszyscy są ode mnie starci, większość to humaniści, co determinuje główny nurt dyskusji.
- No i jesteś jedyną kobietą w gronie. Różnica wieku i płci… Jak ty ich znosisz?
- Poniekąd do tego przywykłam. – Zawiesiła na chwilę głos. Elizabeth już wcześniej stała się częścią towarzystwa, skoro rówieśnicy nią pogardzali.

- Przez osiem lat chyba się zmienili…
- Przeciwnie, są tak samo nudni.
- Ale ty się zmieniłaś – rzekł z uznaniem. Nadal czuł lekki niesmak z powodu ich pierwszego spotkania. – Z brzydkiego kaczątka…
- W brzydkiego łabędzie, uhm…
- Ty to powiedziałaś.
- Wyjęłam te słowa z twoich ust, Michael.
- Jak długo zamierzasz tutaj zostać?
- Zwarzywszy, że znalazłam sobie pracę… To nie są odwiedziny.
- Będziesz mieszkała u Randy’ego, dobrze rozumiem?
- Zauważyłam, że zburzyłeś stary dom.
- Był już stary, a ja nie lubię zapachu starych domów. Dlatego buduję nowe.
              
Przeczesał włosy ze zniecierpliwieniem. Zaczynał czuć się nieswojo w obecności tej odmienionej Elizabeth. Podobno nadal brakowało jej kilka klepek, była jednak chłodna i wyniosła jak nie ona. Nie wspominając o tym, że wyrosła na całkiem ładną kobietę, choć nadal nie była w jego typie.

- Mógłbym pomóc znaleźć ci jakiś ładny dom – zaoferował się.
- Jeszcze długo nie będzie mnie stać na kupno czegokolwiek – odparła uprzejmie. – Mimo wszystko dziękuję.
              
Jeszcze chwila i zacznie wymiotować tą uprzejmością. Nie mógł wytrzymać tego, jak się do niego zwracała. Przemycał drobne stwierdzenia, które miały ją zranić niczym szpile wbijane wprost w serce, i otrzymał podziękowania. Niegdyś wygląd był jednym z poważniejszych kompleksów. Wszyscy naśmiewali się z jej postawy, brzydkich włosów i okropnych piegów na twarzy. Dawna Elizabeth kuliła się, garbiła, zasłaniała twarz włosami, przemykała, by nikt jej nie widział, chowała się po kątach i w ostatnich ławkach, byleby nikt na nią nie spoglądał. Dziś miał do czynienia z Elizabeth, która siedziała wyprostowana, miała starannie ułożone włosy, lekki makijaż i – o boże – założyła sukienkę. Niegdyś to było nie do pomyślenia.
              
Zburzenie jej domu rodzinnego nie zrobiło na niej wrażenia. Gdy państwo Blackwood wyprowadzili się do Stanów, Michael osobiście nadzorował rozbiórkę. Pierwotna wersja zakładała jedynie przebudowę wnętrza i Michael nawet sam wyburzył ściany. Było coś niezwykle oczyszczającego w tej czynności. Wyładował całą swoją złość, tłukąc ciężkim młotem w ściany. Później się jednak okazało, że przebudowa to za mało, by wprowadzić odpowiednio świeżą nutę w star mury, podjął zatem decyzję o rozbiórce. Sam zaprojektował nowy budynek i pilnował, by robotnicy trzymali się planów. Nie dość, że Michael otrzymał od rodziców Elizabeth dom, to jeszcze go zburzył i postawił nowy, a Elizabeth najwidoczniej miała to gdzieś.
              

A jeszcze kilka dni temu chciała uciekać przed nim w markecie.

Komentarze

Popularne posty