LVII Michael

- Mój drogi Charlie, chyba masz mi coś do opowiedzenia, nie sądzisz?

Michael zaskoczył Charlesa w jego gabinecie, w którym panował niezmienny bałagan. Jak na kogoś niezwykle uporządkowanego w głowie, Charles miał dziwny nieporządek we wszystkich sferach zewnętrznych. Jeśli był zaskoczony, nie dał tego po sobie poznać. Wszedł do gabinetu, powiesił swój płaszcz i poprosił Judy o filiżankę kawy.

- Za kwadrans przychodzi moja pierwsza pacjentka – rzekł Charles, zerknąwszy na zegarek na nadgarstku. Poza paroma stałymi osobami, przeważną część pacjentów stanowiły kobiety. Charles upatrywał w tym ręki swego ojca.
- Z tego, co wiem, przesunęła wizytę – odparł Michael, szczerząc się szeroko. – Będziemy mieli chwilkę na rozmowę.
- Jak tam sobie chcesz…
- Czy ja cię do czegoś zmuszam, Charles?
- Nie, skądże – mruknął Charles z niezadowoleniem. Judy przyniosła kawę i ostrożnie zamknęła za sobą drzwi. Michael zaczął się zastanawiać, czy już przyłożyła do nich ucho.
- Dzwoniłem do ciebie, jaka szkoda, że nie raczyłeś odebrać.
              
Charles wyciągnął telefon z kieszeni spodni, zerknął na telefon i jęknął cicho.
- Wybacz, byłem nieco zajęty – rzekł przepraszająco.
- Czym mógł być zajęty Charles Wright w niedzielne popołudnie?
- Tylko nie zaczynaj mi tu przesłuchania!
              
Fakt, że tak szybko się zirytował, niezbicie świadczył o tym, że Charlie miał coś za uszami. Michael był ciekaw przede wszystkim jego wrażeń po spotkaniu z Harriett, bowiem miał wrażenie, że było ono cokolwiek niezręczne.

- Charles, miałem nadzieję normalnie z tobą porozmawiać – westchnął Michael, sadowiąc się na sofie dla pacjentów.
- Zatem porozmawiajmy normalnie. Zwłaszcza o tym, o czym chciałeś ze mną porozmawiać wczoraj, gdy do mnie wydzwaniałeś – powiedział Charles poddańczym tonem. Po raz kolejny dał Michaelowi tę szczególną satysfakcję z tego, że postawił na swoim.
- Jak spędziłeś niedzielne popołudnie, że byłeś tak „nieco zajęty”? – Charles rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie. To nie miało być przesłuchanie. – Ja pojechałem z Harriett do miasta, gdzie natomiast ty się podziewałeś?
- Obrałem zupełnie inny kierunek.
- Pojechałeś na pola podziwiać naturę?
- Tak po prawdzie to byłem nad morzem.
- Byłeś nad morzem – skwitował Michael, kiwając głową. – Samotny wypad? – Udał, że myśli intensywnie. – Och, to nie był samotny wypad.

Michael doskonale widział, że Charles nie był wtedy sam. Spłoszył się nienaturalnie i lekko poróżowiał na twarzy. Michael uważał, że to nie w porządku, to całe ukrywanie się przed przyjacielem. Czyżby Charlie czegoś się obawiał? Może tego, że Michael skrytykuje jego związek? A może zwyczajnie podniecała go cała ta tajemnica?

Ostatnimi czasy Charles był nie do poznania. Ukrywał się przed przyjacielem ze swoimi problemami, miał huśtawki nastrojów i do tego z małego buntownika powoli wyrastał całkiem duży buntownik.

- Charlie, nie poznaję cię. Nie jesteś mistrzem spontaniczności, a tu taki spontaniczny wypad nad morze? – zdumiał się Michael. – Z dziewczyną, jak mniemam.
- Daleko jej do tego – mruknął Charles z niezadowoleniem.
- Niemniej dążysz do tego, prawda?
- To dużo bardziej skomplikowana sprawa.
- Uwielbiasz utrudniać sobie życie. Rozumiem, że nie chodzi o Harriett.
- Błyskotliwa dedukcja, Sherlocku. Zważywszy, że podrzuciłeś ją do miasta i siłą rzeczy nie mogła być ze mną, nie chodzi o Harriett. Musiałaby się teleportować.

- Charles, nie podoba mi się twój ton. Nie tak powinieneś ze mną tak rozmawiać.
- Cóż, masz rację. Nie chodzi w tym wszystkim o Harriett.
- Zechcesz powiedzieć mi, o kogo zatem?
- Wolałbym na razie utrzymać to w tajemnicy. Nie chciałbym jej spłoszyć.
- Niegdyś dziewczyny waliłyby drzwiami i oknami.
- Mylisz się, to dotyczyło zawsze ciebie.
- Ale nie na studiach. Ile ich w końcu miałeś?
- Przestałem je mieć, gdy zacząłem postrzegać je jak przedmioty. Zbytnio zboczyliśmy z kursu.

Michael przemilczał fakt, że to nie Charles był kapitanem na tym statku. Było coś niepokojącego w zachowaniu jego przyjaciela. Zaczynał już nawet podejrzewać, że najzwyczajniej w świecie się zakochał. Charles zawsze miał miękkie serce, odziedziczył to po matce, a jednocześnie miał mocny tyłek, na co wpływ miał jego ojciec. Gdy stracili ze sobą kontakt na jakiś czas, Charles uległ przemianie i z każdym dniem było to coraz bardziej widoczne. Jak również to, że wiele z tych zmian uaktywniło się, gdy wróciła Elizabeth.

- Harriett wspomniała mi, że chciałaby odnowić dawne stosunki – rzekł beztrosko Michael, uważnie obserwując Charlesa.
- Stosunki, dobre sobie – parsknął Charles pod nosem. – Zapewne uważa, że może sobie wrócić do Cambridge i udawać, że wszystko jest jak dawniej.
- A dlaczego by nie? Co takiego stoi na przeszkodzie?
- Nie jesteśmy już wyrośniętymi dzieciakami, Michael. Czasy się zmieniły, nasze priorytety się zmieniły, my się zmieniliśmy. Osiem lat to kupa czasu.
- Powiedz mi, dlaczego właściwie zerwałeś z Harriett i to jeszcze przed samym balem maturalnym?

Charles zamyślił się na chwilę, jakby zastanawiał się, czy powinien udzielać szczerej odpowiedzi. Coraz ostrożniej ważył słowa we wspólnych rozmowach.

- Harriett doskonale wiedziała, czego oczekuje – rzekł w końcu, porządkując karty pacjentów na biurku. – Miała szczegółowy plan na naszą wspólną przyszłość.
- Owa wspólna przyszłość tak cię wystraszyła, że postanowiłeś z nią zerwać. Wielkie tchórzostwo z twojej strony, Charles. – Michael zganił przyjaciela, lecz przygana miała charakter żartobliwy. Sam na jego miejscu postąpiłby identycznie.
- Czynienie tak wielkich postanowień na progu dorosłości nie wydało mi się stosowne. Nie chciałem się angażować w coś wielkiego…

- Teraz sprowadzasz ją do kuli u nogi – zauważył Michael.
- Wiesz, czego nigdy nie lubiłem u Harriett? – Charles nagle się ożywił. Zaczął przewracać papiery na biurku ze zdwojoną intensywnością. – „Spójrzcie, jakiego mam cudownego chłopaka!” – zaczął przedrzeźniać Harriett. – „Jesteśmy tacy szczęśliwi!”, „Charles i ja…”, zawsze ujmowała nas jako jedność.
- I co w tym złego?
- W pewnym momencie przestała mieć jakąkolwiek osobowość. Gdy pytałem, dokąd pójdziemy na randkę, ona odpowiadała: „Gdzie tylko chcesz”. Co byś zjadła? „To co ty”. Ustalała wartość swojej osoby poprzez pryzmat mnie.

Michel spojrzał zdezorientowany na przyjaciela. Nie bardzo rozumiał, co ten chciał mu przekazać.
- Nie mogłem zawsze myśleć za nas oboje. Postanowiłem zakończyć to, nim będzie za późno.
- Za późno na co?
- Obawiałem się, że Harriett zamieni się w bezmózgą istotę. Cóż, jej umysł nigdy nie był zbyt skomplikowany, jak na blondynkę przystało, jednak z każdym dniem była coraz bardziej zależna ode mnie. Mogło się zdawać, że beze mnie była nikim. Zrobiłem to dla jej dobra.
- Zrywasz z dziewczyną przed samiutkim balem maturalnym, na który przygotowywała się chyba od pierwszej klasy, i mówisz, że zrobiłeś to dla jej dobra?!

Komentarze

Popularne posty