LXXVII Michael

To było najdziwniejsze przyjęcie, na jakim kiedykolwiek był. Poważny doktor Wright i jego dziewczyna w wieku jego syna. Ponury Charles i jeszcze bardziej ponura Elizabeth, która wyglądała, jakby siedziała tu za karę. Zdezorientowany Michael i wyniosła, lecz nie mniej zdezorientowana Harriett. Nijaka Joanne i jej mąż Stephen – dziwnie pomarszczony, dziwnie nadpobudliwy kuzyn Charlesa.
              
Benjamin i Mary poznali się na studiach w Londynie, choć on pochodził z Cambridge, a ona z Porthtowan. Ich ślub wzbudził wiele emocji w małym, konserwatywnym kornwalijskim środowisku. Matka Mary nie pochwalała tego związku, lecz nie mogła bronić córce szczęścia, skoro taka była jej definicja. Wyjazd z Porthtowan równał się spaleniu wielu mostów. Benjamin nie chciał zadawać się z rodziną swojej żony, chowając urazę do pani Darcy. Latami utrudniał kontakty Mary z matką, kontrolował jej korespondencję i jej rozmowy. Charles nie znał zbyt dobrze rodziny ze strony matki. Pamiętał jedynie Stephena, gdy doktor Wright miał lepszy okres i postanawiał wysłać syna na wakacje, by przez chwilę mieć spokój. Sam nigdy ponownie nie zawitał do Kornwalii.
              
Michaela szczerze zaskoczyła propozycja Charlesa, podejrzewał jednak, że była podyktowana naciskami Stephena. Młody Wright poczuł w sobie buntownika, mimo sprzeciwu ojca pojechał na ślub dawno niewidzianego kuzyna. Pojechał do miasta rodzinnego zmarłej matki. Poznał jakąś dziewczynę i nie chciał o niczym opowiadać. Nagle kuzyn przyjeżdża do Charlesa i proponuje rodzinne wyjście.
              
Marge powitała całą zgraję wymownym uniesieniem brwi. Zaprowadziła ich do zamówionego stolika i podała karty z menu. Przy okazji obejrzeli dyplom doktorski Elizabeth i kilka dziecięcych obrazków nabazgranych przez szkraby kolorowymi kredkami.
              
Stephen i Joanne spędzili miesiąc miodowy we Francji, szybko odnaleźli wspólny temat do rozmów z Zoe. Stephena również interesowała osoba Harriett, jakby chciał wybadać, dlaczego w ogóle pojawiła się na spotkaniu. Michaela bardziej zastanawiało, dlaczego Elizabeth dołączyła do ich grona. Czyżby Charles miał jakiś przewrotny plan?

- Powiem ci, Stephen, że na twoim weselu Charlie poznał jakąś dziewczynę i od tamtego czasu zachowuje się zupełnie inaczej – rzucił niewinnie Michael, czując na sobie spojrzenie Charlesa.
- Nieodpowiedzialnie – burknął pod nosem doktor Wright, czując się pominięty, skoro Zoe paplała w najlepsze z Joanne. Harriett nastawiła uszu, choć słuchanie o innej na pewno nie było jej miłe. Michael nagle zdał sobie sprawę z tego, że miała to być ich mała tajemnica. No cóż, nie udało się.
- Och, przypominam sobie – odparł pogodnie Stephen. – Charles nie mógł oderwać od niej wzroku. Jak jej tam było na imię, Charlie?

- Julia – odparł szybko Charles. – Miała na imię Julia.
- Aż się dziwię, że zapamiętałeś jej imię, skoro gapiłeś sią na nią jak na świętą figurkę – zarechotał Stephen.
- Cyknąłeś sobie z nią fotkę? – chciał wiedzieć Michael. Tylko posiadając dowód, mógł ocenić tajemniczą towarzyszkę Charlesa.
- Zdjęcia są na razie u fotografa, ale nie omieszkam ich wysłać, by Charlie mógł sobie lepsze sztuki oprawić w ramki.
- I tak wiem, że wybierzesz te najbrzydsze – sarknął Charles.
              
Kuzyni traktowali się z przyjacielską złośliwością, przez co Michael poczuł delikatne ukłucie zazdrości. To on miał wyłączność na Charlesa, tylko on mógł mienić się jego przyjacielem. Ostatnio jednak łączące ich więzi lekko się poluzowały, Charles sprawiał wrażenie zmęczonego ich przyjaźnią, zatem nie nalegał na regularne kontakty. W wolnych chwilach spotykał się z Julią.
              
Charles napomknął, że całkiem przypadkiem okazało się, że Julia mieszka w Cambridge i drogę powrotną spędzili razem. Mieli wiele czasu na rozmowy.
- Elizabeth! Nic nie mówisz! – zagrzmiał Stephen.
- Nadal próbuję rozgryźć, dlaczego w ogóle się tu znalazłam – odparła Elizabeth chłodno. – Nie należę do rodziny, nie przyjaźnię się z żadnym z was…
- A to nie jest tymczasem twoje miejsce? – spytał Charles. – Wiesz, podczas waszych uniwersyteckich spotkanek…
- Sugerujesz, że przyrosłam do niego?
- Ty mi powiedz.
              
Elizabeth wyglądała, jakby miała zaraz zwymiotować na Charlesa. Miło było wiedzieć, że nadal darzyła go tak głęboką antypatią. Było w tym nawet coś uroczego.
- Poważnie się zastanawiam, gdzie ta Julia miała oczy – rzuciła zjadliwie Elizabeth. – Spójrz tylko na siebie.
- Wyglądasz jak małpa – dodała Harriett, która zawsze lubiła gładko wygolonego Charlesa.
- W końcu ktoś mnie rozumie – westchnął doktor Wright.
- Czepiasz się, skarbie – wtrąciła Zoe, odrywając się na chwilę od ożywionej rozmowy z Joanne. – Charles wygląda dobrze, nawet gdy wygląda źle.
- Moja kobieta cię komplementuje, nie może się mylić. Niemniej wolę, gdy nie jesteś taki owłosiony. Pacjenci czują się z tym nieswojo.
- Będą mogli przynosić mi maszynki do golenia zamiast kwiatów – rzucił Charles, pragnąc, by ten wątek umarł śmiercią naturalną.
              
Harriett tradycyjnie próbowała przejąć nad wszystkim kontrolę, lecz kuzyn Charlesa był godnym przeciwnikiem. Zabawiał zebranych opowieściami ze szczenięcych lat Charlesa, a najśmieszniejsza w tym wszystkim była historia o drzewie i kocie. Michael zauważył, że wzmianka o babci Darcy nieco spłoszyła doktora Wrighta. Spojrzeli po sobie niepewnie w nadziei, że nikt niczego nie zauważył. Elizabeth obrzuciła ich obu podejrzliwym spojrzeniem. Jako jedyna mogła czegokolwiek się domyślać.
              
Mogło się czasem wydawać, że zdołała przejrzeć Michael na wylot, poznać jego grzeszki i nieczyste zamiary. Szybko jednak okazywało się, że była tylko zagubioną dziewczynką z brakami w interakcjach społecznych. Może i miała ten swój tytuł doktora, jednak należała do jednostek, które wybierały izolację i sprawiały wrażenie lekko niecywilizowanych. Ominęło ją bardzo wiele rzeczy w życiu.
              
Zniknęła na chwilę, zapewne ukryła się gdzieś za fartuszkiem Marge. Znajdowała się na swoim terytorium, jednak towarzystwo wcale nie było jej. Musiała zachować najwyższą ostrożność. Obawiał się, że będzie musiał wyruszyć na jej poszukiwania, gdy Stephen zauważył jej nieobecność, choć nie odzywała się zbyt wiele. W zasadzie mogli się obyć bez niej.

- Niemożliwe, martwiłeś się o mnie? – spytała, udając zdziwienie, gdy wróciła. Dłonie nadal miała nieco wilgotne, musiała być w toalecie.
- Każda chwila bez ciebie jest jak dzień bez słońca – odparł Stephen z lekkim przekąsem.
              
Michael miał wrażenie, że coś mu umknęło w międzyczasie. Między Elizabeth a Stephenem utworzyła się niewielka nić porozumienia. Niemożliwym było, by stało się podczas jednego wieczora. Czyżby natknęli się na siebie wcześniej? Czyżby Charles znów coś przed nim zataił? Elizabeth spojrzała na niego z wyrazem triumfu odmalowanym na twarzy, jakby czytała mu w myślach.

***

- Uwielbiam takie akcje – stwierdził Michael z niemałą satysfakcją. Harriett właśnie zmywała głowę Charlesowi za te wszystkie rzeczy, których jej nie powiedział. 
- Charles sprawia wrażenie rozbawionego – zauważyła Elizabeth, niecierpliwie przestępując z nogi na nogę. Wolałaby zakończyć tę farsę jak najszybciej. Stephen pożegnał się ze wszystkimi wylewnie, nie omieszkując ścisnąć w objęciach doktora Wrighta. Nie mieli czasu omówić tego aspektu, lecz Elizabeth wiedziała, że kuzyn Charlesa miał jego ojca za pretensjonalnego dupka.
- Prawda? – odparł Michael z zadowoleniem.
- Zastanawia mnie, dlaczego rości sobie jakiekolwiek prawo do jego osoby. Od wielu lat nie są już razem. 
              
Harriett najwidoczniej nie miała zamiaru odpuścić, choć minęło już ponad osiem lat. Czasy się zmieniły, oni się pozmieniali i nie było już miejsca na dawne sentymenty.
- Harriett tak naprawdę nigdy z nim nie zerwała. 
- Miała narzeczonego, na litość... 
- A Charles całe mrowie dziewczyn. W niczym to nie przeszkadza chyba, co? 
- Zatem uważasz, że po prostu zrobili sobie przerwę w związku? 
- Spójrz tylko na nią. Robi mu awanturę, jakby już byli małżeństwem. 
- Chyba już wiem, dlaczego nie powiodło się jej z narzeczonym. 
- Doprawdy, Lizzie? Sądzisz, że możesz cokolwiek o tym widzieć? 
- Nie trzeba mieć wcale doktoratu z psychologii, żeby wiedzieć, że Harriett ma na punkcie Charlesa niezdrowa obsesję. Być może jej narzeczony miał dosyć bycia kimś innym dla niej. 
- Wyobrażam sobie jego minę, gdy wymskło się jej nie to imię, co trzeba. 
- Jesteś obrzydliwy. 
- A ty pruderyjna. To jedna z cech starych panien. 

Elizabeth z obojętną miną obserwowała starcie Charlesa i Harriett. On słuchał jednym uchem, a drugim wypuszczał, ona - produkowała się odnośnie związkowych banałów. Czy Elizabeth czerpała satysfakcję z takiego obrotu spraw? Czy cieszyła się z jałowych wysiłków Harriett? A może z tego, że mimo powodzenia Charles nadal pozostawał sam? 

Cóż, Charles obrał tę samą drogę co Michael. Nie chciał uwiązywać się do jednego słupka i po prostu korzystał z życia. Jaką drogę obrała Elizabeth? Wiecznej samotniczki? 

- Po prostu nie mogę uwierzyć, że nie zabrałeś mnie na ślub kuzyna! – mówiła Harriett, czerwieniąc się coraz bardziej. Nie robiło to na Charlesie najmniejszego wrażenia. 
- Nie spodobałoby ci się tam – stwierdził tylko, powstrzymując się od śmiechu. 
- Nie możesz za mnie decydować. 
- No coś takiego! Ja nie mogę, a ty możesz? 
- Charles, doprowadzasz mnie do rozpaczy! 
- Nie ciebie jedną! – zarechotał paskudnie Charles. – Harriett, daj sobie spokój. Nic tym nie wskórasz. Ja nie chcę ciebie, ty nie chcesz mnie, choć jeszcze o tym nie wiesz. Nie masz pojęcia, jakim potrafię być dupkiem. 

Tym przemiłym akcentem zakończył ich rozmowę. Uśmiechnął się szeroko do Michaela, a do Elizabeth rzucił: 
- Hej, Brzydka Betty, podrzucić cię do domu? – Elizabeth zmarszczyła czoło, lecz posłusznie poszła za Wrightem. Z ich dwojga wolała towarzystwo Charlesa, nie dał się jej tak we znaki jak Michael. Michael uznał, że to niesprawiedliwe, że tyle rzeczy się działo wokół Charlesa. Gadatliwa Harriett, milcząca Elizabeth, nadpobudliwy kuzyn. Miał powodzenie, nie ma co.

- Myślisz, że utrzymuje z nią kontakt? – spytała nagle Harriett.
- Z kim? Z Elizabeth? – odparł głupio Michael, nie wiedząc, co dokładnie miała na myśli.
- Z tą całą Julią!
- Myślę, że tylko się z nią przespał. – Harriett wydęła usta. – Niespecjalnie chce o niej mówić. Jednorazowy numerek i koniec. A nie, czekaj… Wymknął się z klasowego spotkania, by się z nią zobaczyć.
- Nie mówisz poważnie…
- Jestem śmiertelnie poważny. Spytaj Charlesa przy którejś okazji.
- Jesteś jego przyjacielem, na pewno wiesz lepiej.
- Szczerze powiedziawszy, nie wiem już nic. Zbyt wiele się zmieniło. Charles za bardzo się zmienił.


Komentarze

Popularne posty