LXXX Michael

W milczeniu zjedli śniadanie, Michael bez słowa ubrał się do pracy, a potem odwiózł ją do domu jej rodziców, gdzie obecnie stacjonowała. Czy czuł wyrzuty sumienia? Absolutnie nie, Charles powtarzał, że przecież dawno z nią zerwał. Harriett była po prostu jedną z wielu i Michael traktował to jako jednorazową przygodę.

- Proszę, nie mów nic Charliemu – poprosiła błagalnie Harriett, nim opuściła jego samochód.
- To raczej ty musisz się pilnować – odparł znudzonym głosem Michael. Nie czuł potrzeby spowiadania się z każdej przygodny przed zdystansowanym przyjacielem. A już na pewno z przygód z jego byłą.
- Nie chciałabym, żeby się dowiedział…
- Spokojnie, nie pisnę ani słówka.
              
Chyba że będę musiał, dodał w myślach. Harriett i jej dziwna mania powoli zaczynały irytować Michaela, który musiał obecnie pełnić funkcję powiernika najciemniejszych tajemnic Harriett. Dziewczyna była beznadziejnie zakochana w Charlesie, lecz w swoim afekcie cofnęła się do czasów szkoły średniej, jakby żywiła nadzieję, że obydwoje będą mogli wymazać z pamięci czasy, gdy nie byli razem.
              
Charles zainteresowany był jednak Julią i w pewien sposób Elizabeth. Doszło do ocieplenia stosunków między nimi, lecz nie na tyle, by mogli czerpać rzeczywistą przyjemność ze wzajemnych kontaktów. Julia natomiast była jedną wielką niewiadomą, Charles nie zamierzał się otwierać w tej kwestii. Michael musiał przeprowadzić własne śledztwo, lecz nie wiedział, jak się do tego zabrać. Przecież nie może śledzić Charlesa przez cały dzień. A może jednak…?
              
Zamiast śledzić przyjaciela, postanowił dowiedzieć się tego i owego u Elizabeth. Michael odniósł wrażenie, że Stephen traktuje ją w szczególny sposób. Dzień był wyjątkowo pogodny i przerwę w pracy Elizabeth spędzała na świeżym powietrzu. Wybrała drewnianą ławkę stojącą nieco na uboczu, nadal jednak mogła obserwować wszystkich przechodniów. Michael poczekał, aż grupka studentów się od niej oddali.

- Mogę się przysiąść? – spytał uprzejmie Michael, z satysfakcją obserwując, jak wyraz samozadowolenia zastępowany był przez panikę.
- Cóż, jeśli nie ma żadnych innych ławek – westchnęła, starając się zachować spokój. Poczęstowała go nawet pomidorkami koktajlowymi. – Co się do mnie sprowadza?
- Musimy poważnie porozmawiać o Charlesie.
- A dlaczego w ogóle potrzebujesz porozmawiać o nim ze mną?
- Czy tego chcesz, czy nie, jesteś częścią naszej paczki.
- Paczki, dobre sobie – prychnęła. Zajęła się na chwilę swoją sałatką i Michael słyszał tylko miarowe pochrupywanie. – To całkiem zabawne stwierdzenie. Ja, ty, Charles i Harriett, paczka przyjaciół ze szkolnych lat.

- Odnoszę wrażenie, że nie przepadasz za Harriett – zaryzykował stwierdzenie Michael.
- Bo tak jest, zawsze uważała się za lepszą od innych.
- Podczas gdy to ona wróciła do Cambridge z podkulonym ogonem, prawda? – Elizabeth skinęła głową. – A dlaczego ty wróciłaś?
- Nie wiesz tego?
- Nie mam zielonego pojęcia.
- Cóż, ode mnie się tego nie dowiesz – powiedziała złośliwie i wróciła do jedzenia.
- Zostawmy to na chwilę. Kuzyn Charlesa chyba cię polubił.
              
Elizabeth udała, że się namyśla, ale nie zaszczyciła Michaela odpowiedzią. Przyjrzał się jej i musiał przyznać, że wyglądała inaczej niż zwykle. I nie dlatego, że zapamiętał ją jako piegowate kaczątko. Elizabeth, która wróciła do rodzinnego miasta w niczym nie przypominała dawnego kaczątka. Wyrosła na kobietę delikatnej postury, choć Michael wróżył jej wieczną nadwagę. Miała ładną twarz, lekko zarysowane kości policzkowe, błyszczące oczy i tylko jej gęste brwi się nie zmieniły. Zmieniła się za to moda i to, co kiedyś było obiektem drwin, obecnie stanowiło ostatni krzyk mody.

- Nie powiem, bym była z tego szczególnie zadowolona – stwierdziła Elizabeth po chwili milczenia. – Uważam, że chce tylko zrobić na złość Charlesowi.
- Charles stara się zwęszyć jakiś podstęp. Ty i Charles bylibyście uroczą parką.
- To tak jak ty i Harriett. – Michael wzdrygnął się, gdyż na twarzy Elizabeth błądził tajemniczy uśmieszek, jakby o wszystkim wiedziała. Upomniał się w myślach, że nie była jasnowidzką.
- A jednak nie zaprzeczyłaś – zauważył.
- Prędzej znajdę coś wartościowego w Charlesie niż w tobie.
              
Michael poczuł się dogłębnie urażony. Zawsze uważał Charlesa za nieco gorszą wersję siebie. To on był tym przystojniejszym, mądrzejszym, sprytniejszym. Uznał, że Elizabeth tylko się z nim droczy, nie cierpiała ich obu jednocześnie. Wszystko się mogło jeszcze zmienić.

- Mogę ci udowodnić, że nie jestem dupkiem, za którego mnie masz – powiedział Michael.
- Doprawdy? Udowodnisz, że jesteś skończonym kretynem? – sarknęła Elizabeth. Była twardym przeciwnikiem.
- Jeśli to ci odpowiada… Dziś u Marge?
- Co: „Dziś u Marge”?
- Ja, ty, może butelka wina…
              
Elizabeth roześmiała się serdecznie, aż w jej oczach pojawiły się łzy.
- Do tego jeszcze marzyciel! – Poklepała go po ramieniu, wręczając puste opakowanie po sałatce. – Niezła próba, ale pozostało mi jeszcze kilka szarych komórek.
- Zatem się zgadzasz? – spytał niezrażony.
- Nawet w innym życiu bym się nie zgodziła.
- Ale na obiad u doktora ze mną poszłaś.
- I nadal tego żałuję.

Komentarze

Popularne posty