CI Michael

Michael i doktor Wright podskoczyli w fotelach, gdy Zoe trzasnęła drzwiami wejściowymi. Benjamin lekko się skrzywił, nie lubił, gdy praktykowano takie barbarzyńskie zwyczaje w jego domu.

- Pokaż, co tam sobie kupiłaś! – zawołał doktor. – Widziałem, ile kasy puściłaś na zakupach.
Zoe pojawiła się w salonie z kompletnie pustymi rękami.
- Wcale nie musisz ukrywać… - westchnął Benjamin, po czym machnął z niecierpliwością ręką.
- Niczego nie ukrywam, po prostu nic sobie nie kupiłam – rzekła Zoe rozbrajająco. – Poszłyśmy z Harriett wyposażyć Elizabeth, by w końcu wyglądała, jak prawdziwa kobieta.
              
Doktor zakrztusił się własną śliną.
- Hej, robię to dla ciebie – dodała Zoe, wskazując palcem Michaela.
- Mam ci oddać? – mruknął ten półgębkiem do doktora.
- Jakoś to przeżyję -westchnął Benjamin, przysłaniając dłonią oczy. – Zoe, muszę ci wytłumaczyć…
- Poza tym widziałam Charlesa! – zapiała radośnie. – Był u jubilera.
- I co z tego?
- Nie rozumiesz, był u jubilera.
- Zoe…
- Wybierał pierścionek.
- Ma prawo kupować swojej dziewczynie, co chce.
- Ale to był ten pierścionek.
- Zaręczynowy?
              
Michael roześmiał się głośno, aż łzy zatańczyły mu w kącikach oczu.
- Naprawdę sądzisz, że ma zamiar się zaręczyć?
- A co w tym dziwnego? – obruszyła się Zoe, zwłaszcza że doktor też się zaśmiał.
- A z kim niby?
- Z tą całą Julią?

- Julia nie istnieje – stwierdził Ben. – Być może była jakaś na weselu, ale nie oznacza, że jest takowa w Cambridge. To tylko zasłona dymna, byśmy nie wiedzieli za dużo szczegółów.
- Zatem pewnie chodzi o Harriett – skwitowała Zoe. – Są na tyle blisko, a skoro mówicie, że Charles stosuje zasłony dymne, to może nie chciał się zbytnio afiszować… Może wymyślił Julię, by wywołać w niej zazdrość, choć nie wiem, dlaczego miałby to robić.
- Między Charlesem a Harriett niczego nie ma – rzekł Michael tonem znawcy. – To znaczy jest bardzo wiele z jej strony, ale z jego strony… no cóż… Nawet ze sobą nie spali, a mieliby się pobierać? Wybacz, Zoe, ale ponosi cię wyobraźnia.
              
W gruncie rzeczy Zoe była prostą kobietą i nie rozumiała pewnych złożonych kwestii. Z drugiej strony Michael też nie rozumiał, dlaczego Charles wymyślił Julię. Chyba nie sądził, że tym zniechęci do siebie Harriett? Trzeba było czegoś więcej. Michael dostrzegł światełko w tunelu – Charles tylko udawał miękką bułę, a tak naprawdę w subtelny sposób znęcał się nad Harriett. Ona z kolei była zbyt głupia, by go za to winić. Jednocześnie był miły dla Elizabeth, co najprawdopodobniej mogło się skończyć dla niej tragicznie. Michael w duchu zacierał dłonie. Finał mógł być całkiem widowiskowy.

- Oczywiście doceniam twoją dobroduszność względem Elizabeth – powiedział Michael z krzywym uśmiechem.
- Uważaj, bo jeszcze Zoe zmusi cię do oświadczyn – rzucił żartobliwie Benjamin.
- To byłaby ostatnia rzecz…
- Nie lubisz Elizabeth? – zdumiała się Zoe.
- Zdradzę ci sekret: nienawidzę jej. Ale to dość skomplikowana sprawa, nie zrozumiesz tego.
- Masz rację, nie rozumiem tego – powiedziała Zoe chłodno. Michael nie wiedział, że zamierzała wyjaśnić sobie to wszystko z Elizabeth wieczorem u Marge.

- Im dalej w las, tym więcej drzew – rzucił sentencjonalnie doktor, gdy Zoe zostawiła ich samych sobie. – Ta kobieta mnie kiedyś wykończy. Wyobraź sobie, że ostatnio męczyła mnie w temacie Mary.
- I co jej powiedziałeś? – spłoszył się Michael.
- To co zwykłem powtarzać, że miała tętniaka w mózgu, który pękł, a że znajdowała się na schodach, to z nich spadła i się potłukła. Nie dało się jej uratować. A o tobie nic nie wspominałem.
- I bardzo dobrze. – Swego czasu Michael wydał sporo pieniędzy, by zatuszować okoliczności incydentu, który doprowadził do śmierci Mary Wright. Poczuł się w obowiązku pomóc przyjacielowi, lecz wymógł na nim obietnicę, że ciężar moralny tego wszystkiego udźwignie sam. Wolał, by jego rola nie została odkryta.
- Na szczęście zadowoliła się tym wyjaśnieniem.
- A gdyby się nie zadowoliła?
- Zapewne musiałaby wrócić tam, skąd przyjechała.
              
Uczucia uczuciami, ale doktor wolał nie ryzykować, że z powodu czyjegoś gadulstwa ktoś postawi go w stan oskarżenia.
- I jak się z tym wszystkim czujesz? – spytał Michael po chwili milczenia. Nie wiedział, czy dobrze postępuje, poruszając ten temat. Zauważył jednocześnie, że Charles radził sobie z tym o wiele lepiej, może dlatego że nie znał szczegółów śmierci matki.
- Paskudnie, poczucie winy jest takie przytłaczające – wyznał doktor. – Czasem mam ochotę powiedzieć prawdę Charlesowi.
- Ani mi się waż…
- Nie jestem aż tak głupi. Wiem, że mój syn nie pała do mnie ciepłymi uczuciami w tej kwestii. Obawiam się nawet, że byłby pierwszym, który wbiłby mi nóż między żebra.

- Daj spokój, Charles jest nieszkodliwy!
- Chce, żebyśmy tak myśleli. Charles nie mówi ci wszystkiego ostatnio, prawda? Pragnie zachować pewną autonomię i kto wie, co mu się tam czai w głowie.
- Będę musiał poważnie z nim porozmawiać.
- To nic nie da, zamknie się w sobie jeszcze bardziej. Musiałbyś poczekać, aż pęknie i sam ci wszystko wyśpiewa, choć wątpię, by to kiedyś nastąpiło. Wbrew pozorom to twardy chłopak.
- Nie rozumiem, dlaczego tak bardzo się zmienił…
- A ja ci powiem, dlaczego. To wszystko wina Elizabeth.

Komentarze

Popularne posty