CVI Charles
Rozkładanie wszystkiego na
czynniki pierwsze, analizowanie, szukanie błędów w końcu go zmęczyło i przestał
się zupełnie przejmować. Musiał się po prostu pogodzić z sytuacją. Z
niewiadomych przyczyn Elizabeth nie odpowiadała wizja wspólnego życia, choć
przysięgał jej, że ją kocha. Już niczego nie był pewien.
Michael uznał, że była to
intryga mająca na celu pogrążenie Elizabeth i wrzucenie jej do otchłani, z
której udało się jej wypełznąć. Charles nie wyprowadził go z błędu, nie miał
siły i ochoty ze wszystkiego się tłumaczyć. Lepiej, by racja leżała po stronie
Michaela.
Harriett dobijała się do
Charlesa, lecz on ją ignorował. Nie chciał z nikim rozmawiać, a już tym
bardziej z Harriett. Dopiero teraz uderzyła go jej głupota, najzwyczajniej w
świecie jej nie znosił, lecz nie odważył się powiedzieć jej tego prosto w
twarz.
Skoro przegrał wszystko, z
najwyższą obojętnością przyjął pogróżki ojca odnośnie wydziedziczenia w
połączeniu z jego rzekomymi planami matrymonialnymi. Elizabeth była uparta, zatem
na pewno nigdy nie zgodzi się za niego wyjść. To był jej pomysł, żeby się
ukrywać i to ona zdecydowała, że nic z tego nie będzie.
Choć na zewnątrz grał chłodnego
i opanowanego, w środku był zdruzgotany. Był zawiedziony, wierzył, że ich
związek zdoła przetrwać. Może i nie był typem romantyka, część niego uznała
szalony plan babci Darcy za całkiem odpowiedni. Najwidoczniej Elizabeth nie
kochała go tak, jak on kochał ją. Gorycz trawiła go od środka, tłumiąc zdrowy
rozsądek. Postawił ją w bardzo niezręcznej sytuacji – wywlókł na widok
publiczny coś, co było udziałem tylko ich dwojga i w owej intymności krył się
cały urok.
W końcu dotarł do niego
najważniejszy argument – musiała mieć powód. Nie była fanką spontaniczności,
być może po prostu ją zaskoczył swoimi oświadczynami i w pierwszym odruchu mu
odmówiła. A może po prostu pewne kwestie przemyślała sobie już wcześniej i
doszła to takich, a nie innych wniosków. Nawet jeśli miała swoje powody, nie
był gotów na to, by je poznać.
***
Elizabeth wstała z łóżka i
poczłapała do łazienki. Jej widok przyprawił ją o mdłości. Od wielu dni nie
miała nic w ustach i teraz odczuwała tego skutki. Umyła się i zeszła na dół,
żeby w końcu coś zjeść.
- Nie strasz mnie! – zawołał
Randy na jej widok. – Myślałem, że mamy ducha w domu!
Uśmiechnęła się posępnie, po
czym znienacka przytuliła się do wuja. Owa nagła zmiana nastroju przeraziła
Randy’ego, który przyzwyczaił się do tego, że trzyma coś na kształt zwłok w
pokoju na piętrze.
- Jak się czujesz? – spytał z
troską Randy, balansując między radością a rozpaczą.
- Okropnie – wychrypiała
zmienionym głosem. – I jestem nieco głodna.
- Tylko nieco? – zdumiał się
Randy. – Przez kilka dni leżałaś sztywna jak kłoda…
- Nieważne, muszę porozmawiać z
Charlesem…
- To chyba nienajlepszy pomysł.
Charles nie przyjął tego najlepiej. Choć i tak ma się lepiej od ciebie.
- Randy, to naprawdę ważne.
- Nie będę cię zatrzymywał.
W końcu nic nie zjadła, była
natomiast bardzo zaaferowana żółtą teczką, którą postanowiła zabrać na
spotkanie z Charlesem. Jack doczekał się w końcu pieszczot ze strony swojej
pani, które przyjął z histeryczną wręcz radością. Randy nie dał tego po sobie
znać, lecz cieszył się nie mniej od psa.
***
Charles pogrążył się w
popołudniowej zadumie, w którą popadał od czasu nieudanych oświadczyn. Miał
wrażenie, jakby postarzał się o kilka lat. Noce spędzał nad rozmyślaniem o
powodach, które kazały Elizabeth powiedzieć „nie”. Było to jałowe i nie
przynosiło niczego nowego. Charles czuł się tym wszystkim zmęczony –
współczuciem znajomych, dezaprobatą ojca, nieuzasadnionymi pochwałami Michaela,
natarczywością Harriett. Po raz pierwszy tak naprawdę zrozumiał, dlaczego
Elizabeth potrzebowała uciec z tego miejsca.
Nagle rozległ się dzwonek do
drzwi. Charles nie spodziewał się gości, co więcej byli oni niepożądani. Uznał,
że uda, iż nikogo nie ma w domu. Dzwonek jednak uporczywie dzwonił, dodatkowo
zawtórowało mu pukanie w drzwi. Komuś musiało naprawdę zależeć na spotkaniu.
Charles podejrzewał Randy’ego, lecz to nie jego zobaczył za drzwiami.
- Elizabeth… - sapnął ciężko na
widok jej wymizerowanej twarzy. Zaraz jednak przypomniał sobie o wszystkich
nieprzyjemnościach. Elizabeth powstrzymała go przed zamknięciem drzwi. – Nie
mamy o czym rozmawiać.
Wcale nie dziwiło go, że nie
skorzystała z kluczy, które je podarował. Dzięki nim mogła go zaskoczyć, lecz
nie zrobiła tego. Poczłapał z powrotem do kuchni, gdzie rozmyślał nad filiżanką
zimnej herbaty. Elizabeth podążyła za nim powoli, ściskając w dłoniach lekko
wymiętoloną żółtą teczkę.
Unikał jej wzrokiem, nie chciał
oglądać jej mizerności, która tylko wzbudziłaby w nim współczucie, a przecież
to on był tym poszkodowanym.
- Chcesz herbaty? - spytał z czystej grzeczności. Skinęła
głową. – Wiesz, gdzie są filiżanki.
Machnął ręką i oparł się o framugę,
podczas gdy Elizabeth starała się dosięgnąć górnej półki w szafce. Ciszę
rozdarł szum gotującej się wody.
- Po co przyszłaś? – spytał z
rozdrażnieniem.
- Porozmawiać – odparła krótko,
trzęsącą się ręką nalewając wody do filiżanki.
- Nie mamy o czym rozmawiać –
prychnął. Elizabeth przez chwilę bawiła się sznureczkiem od torebki herbaty.
- Co ty sobie właściwie
myślałeś? – powiedziała w końcu cicho. Musiał się wysilić, by ją dosłyszeć.
- Kochałem cię i postanowiłem
spędzić z tobą resztę życia. Ty najwyraźniej miałaś inną opcję.
- Jak długo ze sobą byliśmy?
- To bez znaczenia, skoro i tak
wszystko skończone.
- Wiesz, jak podchodzę do
pewnych kwestii. Zbytnio się pospieszyłeś.
- To właśnie chciałaś mi
powiedzieć?
- Nie, Charlesie, chciałam ci
wyjaśnić…
Gniewał się na nią, lecz sposób,
w jaki wymówiła jego imię, ponownie poruszył delikatną strunę w jego wnętrzu.
Nie mógł znieść tej przepaści, którą sam pogłębiał swoją urażoną dumą. Miał
świadomość tego, że postępował jak skończony głupiec, ale owa świadomość nijak
nie wpływała na jego czyny.
- Zatem zamieniam się w słuch.
- Lepiej będzie, jeśli
usiądziesz – odparła Elizabeth, po czym skinęła głową w kierunku stołu.
- Sam wiem lepiej – prychnął,
lecz usiadł przy stole i spojrzał na nią wyczekująco. Elizabeth położyła na
blacie teczkę i przesunęła ją w jego stronę. – Co to jest?
Nie odpowiedziała mu, zatem
musiał przekonać się sam. Otworzył teczkę, która zawierała dużo luźnych kartek
oraz zdjęć. To nie były zwyczajne zdjęcia z wakacji. Charles ujął ostrożnie
kopię płachty zdjęć z tomografu komputerowego. Kilka z klatek zostało
zakreślonych markerem, obok nich postawiono wykrzykniki. Ostrożnie odłożył
kartkę i przeszedł do następnej. Wypełniona była przedziwnymi skrótami, które
musiały symbolizować jakieś wskaźniki, obok bowiem pojawiały się liczby. Całość
zatytułowana była: „Markery”.
„Diagnoza”, „Schemat leczenia”,
„Rokowania”. Te zwroty gwałtownie przyspieszyły bicie serca Charlesa. Czyżby
oglądał czyjąś kartę medyczną? Każdy dokument opatrzony był danymi: „Elizabeth
Swallowtail”.
- W Stanach miałam wypadek –
powiedziała Elizabeth pustym głosem, ściskając w dłoniach filiżankę. Charles
przeniósł spojrzenie z kartek na jej białą twarz. – Nic poważnego, lecz
doznałam lekkiego urazu głowy i trzeba było mnie zbadać. Na obrazie z tomografu
pojawia się… struktura, która kazała lekarzom przetrzepać mnie od stóp po sam
czubek głowy. Wszystkie wyniki masz przed sobą.
- Zapominasz, że nie jestem
lekarzem – burknął Charles.
- To gwiaździak anaplastyczny,
Charles. Nowotwór mózgu.
Niewidzialna pięść uderzyła
Charlesa prosto w mostek, pozbawiając go tchu.
- Można powiedzieć, że miałam
szczęście, że udało się wykryć go tak wcześnie, a jednocześnie nie miałam
szczęścia. Wystąpienie takiego nowotworu w moim wieku nie wróży niczego
dobrego.
- Jak poważna jest sprawa…?
- Jest bardzo poważna, to guz o
trzecim stopniu złośliwości. Stoję na skraju progresji do glejaka
wielopostaciowego.
Charles nie bardzo znał się na
onkologii, choć nazwa „glejak” nie była mu obca. Poszczególne elementy
zaczynały układać się w logiczną całość. Elizabeth miała te swoje dziwne
wahania samopoczucia i mocne leki przeciwbólowe.
- To dlatego wróciłaś do domu?
- Gdy przyszłość jest na tyle
niepewna, że ilość lat, które zdołasz przeżyć, możesz policzyć na palcach
jednej ręki… Chciałam wrócić do domu i rozliczyć się z pewnych spraw. Chciałam
znów zobaczyć pewne osoby.
Komentarze
Prześlij komentarz