XCVIII Michael

Nigdy nie uczestniczył w bardziej drętwej imprezie, już nawet pogrzeby były atrakcyjniejsze. Po latach zebrali się w rodzinnym gronie, a grono to było cokolwiek duże. Michael zaczynał żałować, że w ogóle to wszystko zorganizował.
              
Martin i Violet postanowili odwiedzić Cambridge w zasadzie po raz pierwszy od momentu przejęcia firmy przez Michaela. Cieszył się na tą wizytę, w końcu po wielu latach walczenia z biurokracją przybrał nazwisko Blackwood, by cieszyć się przywilejem bycia ich synem. Oczekiwał pochwał pod swoim adresem i nie zawiódł się. Martinowi szczególnie podobało się to, jak przebudował stary dom rodzinny. Nawet się nie zasmucił na wieść, że Michael w zasadzie zburzył stary i na jego gruzach postawił swój nowy dom. Michaela dodatkowo cieszyło to, że Blackwoodowie ani słowem nie wspomnieli o swojej córce. Zupełnie jakby nie istniała.
              
Skoro przyjechali jego rodzice, Michael poczuł się w obowiązku zaprosić ich dobrego znajomego, doktora Wrighta. Doktor miał się ostatnio nie najlepiej, po prostu to był ten czas w roku, gdy ponownie przeżywał śmierć swojej żony. Benjamin przyszedł ze swoją dziewczyną, która wyglądała na nieźle naburmuszoną. Nikt nie skomentował, że była czarnoskóra, ani że była niewiele starsza od Michaela.
              
Zaproszenie obejmowało także Charlesa, choć ten był w podobnym nastroju co ojciec. Tym razem nie zjawił się z Harriett, co zdziwiło Michaela. Towarzyszyła mu poważna starsza pani, a jej podobieństwo do Mary mogło świadczyć tylko o jednym – oto była matka świętej pamięci pani Wright. Doktor wyraźnie się spłoszył na jej widok. Szybko się jednak pozbierał i traktował ją z właściwym sobie chłodem. Sam Charles wyglądał tak, jakby musiał przyjść tu za karę.
              
By dopełnić uroczego obrazka Michael sprowadził również Randy’ego, a ten przyszedł tylko dlatego, że Michael życzył sobie obecności Elizabeth. Zjawili się zatem oboje, Randy w tweedowej marynarce jak na starego literata przystało, Elizabeth zupełnie odmieniona w prostej czarnej sukience i lekkim makijażem, uczepiona ramienia Randalla z niepewnością wymalowaną na twarzy.
              
Harriett zjawiła się nieproszona, choć Michael nie miał jej tego za złe. Stanowiła część jej paczki, a jej szósty zmysł wykrywał wszystkie okazje, by móc się pokazać przed szerszym gronem.
              
Randy i Martin powitali się raczej sztywno, nikt na pewno nie wziąłby ich za braci. Elizabeth natomiast została pominięta, jakby była kimś zupełnie obcym. Niespodziewanie zaopiekowała się nią Harriett, która skomplementowała jej prostą elegancję. Do damskiego kółka dołączyła Zoe, która szerokim łukiem omijała Charlesa i jego babcię. Rzucała mu przy tym spojrzenia pełne wyrzutu. Michaela zastanawiało, co też się wydarzyło w ich relacjach.
              
Biedny doktor został wplątany w konwersację z poważną panią Darcy, dla obojga była to wyjątkowo krępująca rozmowa. Randy zainteresował się Charlesem i tak wyglądał rozkład sił przed podaniem posiłku.
              
Zoe pragnęła być doskonałą panią domu i nieustannie wszystkimi dyrygowała, by było jak najlepiej. Wedle jej wizji. Michael doceniał jej pomoc w kuchni, dzięki czemu miał większą kontrolę nad wydarzeniami w jadalni. Harriett również przejęła inicjatywę, wciskając się między Charlesa i panią Darcy, która skomentowała krótkim: „Niewychowana dziewucha”. Michael celowo umieścił Elizabeth blisko siebie, by pohamować jej złośliwości, na które sobie czasem pozwalała, gdy czuła się zbyt pewnie. Violet prychnęła z dezaprobatą, gdy dowiedziała się o jej zmianie nazwiska. Wolała tego nie komentować, żeby nie okazać, że czuje się w jakikolwiek sposób urażona, bowiem mogłoby to świadczyć o jakimś przywiązaniu. Randy marszczył czoło, jakby niewiele z tego wszystkiego rozumiał.
              
Całe szczęście Zoe zaangażowała się w wesołą paplaninę z Elizabeth, zatem Michael mógł skupić się na opowiadaniu Blackwoodom o swoich osiągnięciach. Miał wierną fankę w osobie Harriett, która działała na dwa fronty – jednym uchem wysłuchiwała słów Michaela, z drugiej strony próbowała wydusić cokolwiek z Charlesa obrażonego na cały świat. Niespodziewanie pani Darcy uznała Randalla za osobę godną konwersacji.

- Południowe słońce dobrze by ci zrobiło – mówiła Zoe, rozpływając się nad zaletami południowej Fracji. Doktor Wright pomrukiwał przytakująco między kęsami jedzenia.
- Wybacz mi, ale słońce nijak dobrze mi nie robi – odparła Elizabeth z krzywym uśmiechem, gmerając widelcem w talerzu. – Choć bardzo chętnie bym się wybrała gdzieś na wakacje.
- Elizabeth obieżyświat – zakpił Benjamin.
- Och, moglibyśmy sobie zrobić takie zbiorowe wakacje! – Zoe uśmiechnęła się z zadowoleniem. – Ja zabrałabym Bena, Charles mógłby wziąć Harriett, a ty oczywiście przyjechałabyś z Michaelem.
- Tak, śliczna z was para – rzucił doktor w zamyśleniu. Michael pokiwał głową.
- A więc niemożliwe stało się prawdą! – zapiała Violet nieco za wysokim głosem.
- Charlie, a ty? – Martin wychylił się na krześle, by mieć lepszy widok na młodego Wrighta.
              
Charles lekko się zaczerwienił, lecz pokręcił przecząco głową. Mina Harriett mówiła: „To tylko kwestia czasu”. Harriett mówiła, że Charles nieco zmiękł, postanowiła zatem zatroszczyć się o Elizabeth, by pokazać, że ma dobre serce.
- Charlie, mamy tu trzy ładne dziewczyny i żadna ci się nie podoba? – Charles nie odpowiedział. – Jesteś gejem?

Wszyscy zaśmiali się głośno, a najgłośniej sam Charles, choć nie miał ku temu powodów.
- A może cały czas rozmyślasz o tej Julii, którą poznałeś na weselu kuzyna?
              
Charles uśmiechnął się tajemniczo, potwierdzając przypuszczenia Michaela.
- Kiedy ją w końcu poznamy? – rzucił sennie doktor Wright. Elizabeth lekko się spięła. Byłoby coś niezwykle ironicznego w tym, gdyby się zadurzyła w Charlesie. Nie przypominał już dawnego siebie, a przedziwna miękkość, która mu ostatnio towarzyszyła, mogła podobać się dziewczynom takim jak Elizabeth. Pomysł połączenia tych dwojga wydał się Michaelowi wręcz znakomity.
- Prawdopodobnie nigdy – mruknęła Harriett pod nosem, mając nadzieję, że Charles wychwycił ostrzegawczą nutę w jej głosie.
- Czy moglibyśmy już ze mnie zejść? – jęknął Charles. Zgodnie z jego życzeniem rozmowa znów skupiła się na Michaelu i jego planach.

Komentarze

Popularne posty