CV Michael
- Słyszałem, że oświadczyłeś się
Brzydkiej Betty – rzekł doktor Wright, wszedłszy do gabinetu Charlesa z kubkiem
kawy. Był akurat zajęty porządkowaniem dokumentów oraz udzielaniem zdawkowych
odpowiedzi na pytania Michaela aż kipiące entuzjazmem.
- No i? – odparł Charles
zjadliwie, marszcząc czoło.
- Czy naprawdę cię muszę
upominać, żebyś się do niej nie zbliżał? – obruszył się Benjamin. – To byłaby
kompletna kompromitacja! Jeśli zamierzasz się z nią ożenić, możesz się nie
nazywać moim synem!
- Dobrze to wiedzieć – sarknął
Charles, nie podnosząc na ojca wzroku. Michael parsknął śmiechem. – Na
szczęście nie musisz się martwić, nie przyjęła mnie.
Michael nie wytrzymał i
roześmiał się na głos, pokładając się na brązowej sofie Charlesa. Młody Wright
w końcu zaszczycił ojca spojrzeniem, a kąciki ust gięły się ku górze w parodii
uśmiechu.
- Uwierzyłeś, że Charlie zrobił
to na serio?! – Michael był bliski
płaczu.
- Ja wcale… - Doktor podrapał się
po głowie. Był autentycznie zdezorientowany.
- Ty wcale. Charlie nas
wszystkich wykiwał. Brawo, Charlie.
Gdy po raz pierwszy o tym
usłyszał, pomyślał, że Harriett się upiła, bowiem tak nieskładnie gadała. Z
początku jej nie wierzył, lecz Zoe potwierdziła wersję zdarzeń. Charles
odstawił u Marge szopkę i oświadczył się Elizabeth, a ta najwyraźniej zwęszyła
podstęp, bowiem mu odmówiła.
Miał żal do Charlesa, że nie
uprzedził go o swoich zamiarach. Z drugiej strony rozumiał go, sam również nie
chciał wtajemniczać go w swoje plany. Zachodziła obawa, że Michael mógłby
czynić jakieś aluzje względem zamiarów Charlesa i cały plan szlag by trafił.
Respektował jego prawo do prywatności.
Żałował również tego, że nie
było go na miejscu, gdy to wszystko się wydarzyło. Dwie kobiety nie były zbyt
rzetelnym źródłem informacji, zważywszy, że nie widziały wszystkiego od
początku do końca. Sprzedałby jedną ze swoich nerek, by móc obejrzeć wszystko
na żywo.
W duchu śmiał się z Elizabeth,
która postawiona została w bardzo niezręcznej sytuacji. Jakież to emocje
musiały się kłębić pod jej delikatną powłoką… Dała całemu miastu mnóstwo
powodów do spekulacji.
Po pierwsze – jak to się stało,
że ona i Charles odnaleźli wspólny język? Przecież przez lata się nienawidzili!
Ich związek musiał w jakiś sposób dojrzewać, by wybuchnąć pewnego wieczora u
Marge. Nikt nie wiedział, że byli razem, a tu nagle Charles się oświadcza.
Jego plan oczywiście miał pewien
defekt – zrobił to zdecydowanie za szybko. Przez to się skubnęła i pozostawiła go
z niczym. Elizabeth nie bawiła w Cambridge nawet roku. Zakładając wariant
naprawdę optymistyczny – czyli to, że zeszli się niedługo po jej powrocie –
oświadczyny i tak były zdecydowanie zbyt szybkie. Dlatego efekt był taki, a nie
inny.
Michael zazdrościł nieco
pomysłowości Charlesa, choć po głowie chodził mu podobny pomysł. Dodatkowo
podziwiał jego niezłomność – potrzeba było wiele zacięcia, by wytrzymać choć
chwilę z Elizabeth, a co dopiero mówić o przebywaniu z nią w tym samym łóżku.
Michael myślał, że zdoła pogrążyć Elizabeth, pozorując pewne sytuacje, Charles
natomiast posunął się o krok dalej, nadawał wszystkiemu przerażającej
autentyczności.
Wszyscy dali się nabrać, łącznie
z naiwnym Randallem Blackwoodem. Niezależnie od tego, czy wzięła sprawę na
poważnie, czy też przejrzała Charlesa na wylot, owa kwestia na pewno mocno
uderzyła w Elizabeth, pozbawiając ją szczątkowej pewności siebie. Czy
kiedykolwiek zdoła się pozbierać po takim upokorzeniu? Jak dotąd był to
największy numer, jaki jej wywinięto. A jeśli naprawdę zakochała się w
Charlesie? Byłaby to prawdziwa wisienka na torcie!
- Całe Cambridge aż o tym huczy
– stwierdził Michael z zadowoleniem. Podejrzewał, że niechęć Elizabeth do niego
podyktowana była tym, że spotykała się z kimś innym. Charles natomiast unikał
Harriett, by nadać autentyczności swojemu utajonemu związkowi. Tajemnicza Julia
okazała się być nikim innym jak tylko Brzydulą.
- Zupełnie niepotrzebnie
ściągasz na siebie uwagę. – Doktor Wright wydął policzki. – To jakiś absurd.
- Nie wiedziałeś, jaki był finał
tego wszystkiego? – zaciekawił się nagle Michael.
- Jakoś to do mnie nie dotarło.
- Zoe ci nie powiedziała?
Przecież tam była!
- Nie jest ostatnio szczególnie
rozmowna.
- To jest dopiero podejrzane.
Kobieta, która nie papla.
- Skoro do niczego nie doszło,
to o czym tu deliberować? – rzucił Charles znad papierów.
- Trzymasz się jakoś? W końcu
zostałeś odrzucony…
- Nie żartuj sobie ze mnie.
Cieszę się, że wszystko się skończyło. Chyba bym nie wytrzymał.
- Elizabeth może zrobić teraz tylko
dwie rzeczy: wyjechać albo rzucić się z mostu.
- Dlaczego od razu miałaby się
rzucać z mostu? To wymaga nie lada odwagi. Nie oszukujmy się, Elizabeth jej nie
ma.
- Och, siedzi w domciu i płacze
wujowi w ramię! Tylko do tego się nadaje.
Charles uśmiechnął się
paskudnie. To był uśmiech starego Charlesa, nie jakiejś miękkiej buły. Widać
było po nim, że czuł satysfakcję z numeru, który wywinął Elizabeth. Jeśli było
coś lepszego od pogrążenia Elizabeth, był tym właśnie powrót Charlesa. W
wielkim stylu.
Komentarze
Prześlij komentarz