XCIX Charles
Charles odetchnął z ulgą, gdy Blackwoodowie
zaczęli wypytywać Michaela o firmę. Zoe rozejrzała się po zebranych, a jej
wzrok zatrzymał się na chwilę na babci Darcy. Zapewne oceniała podobieństwo
między nią a wnukiem, jednak skrzętnie omijała Charlesa. Po chwili zajęła się
Elizabeth i jej włosami, które „wymagały intensywnej pielęgnacji”.
Nim cały ten cyrk zajechał do miasta, Charles
natknął się na Zoe w sklepie. Zauważyła, że był przygnębiony jak ojciec i nie
przywiązywał wielkiej wagi do tego, co wpychał do koszyka.
- Jest przygnębiony? To ten czas – żachnął się
Charles, lecz Zoe nie wiedziała, o jaki czas chodzi. – W tym tygodniu wypada
rocznica śmierci mojej matki, a jego żony.
- Ale Ben mówił…
- Wiem, co mówił. – Charles podejrzewał, że
jego ojciec wciskał ten sam kit: że został porzucony. Najwyraźniej uważał, że
rozwodnicy są atrakcyjniejsi od wdowców. – Moja matka nie zostawiła mojego
ojca, po prostu umarła. – Charles powstrzymał się przed powiedzeniem: „On ją
zabił”.
- Dlaczego mnie okłamał? – spytała Zoe
wstrząśnięta tą rewelacją. Najprawdopodobniej współczuła teraz Charlesowi z
powodu straty matki.
- To jego musisz o to spytać. – Charles
wzruszył ramionami. Nie chciał dłużej rozmawiać o matce i na pewno nie chciał
robić tego w supermarkecie.
- Boże, Charlie, tak mi przykro…
- Zoe, daj spokój, nie rób sceny w sklepie.
Niestety zdołała go objąć i przytulić do
siebie. Charles poczuł się niekomfortowo.
- Jak już jesteśmy przy trudnych tematach… -
zaczął. Czuł, że musi poruszyć ten problem. – Muszę cię poprosić, byś nie
rozdawała swoich cennych rad na prawo i lewo.
Zoe zamrugała szybko oczami.
- Nie rozumiem, o czym mówisz – powiedziała
chłodno.
- Twoja ostatnia rada odnośnie zachowania
Elizabeth względem Michaela została przez nią poważnie potraktowana i mało nie
skończyła się tragicznie.
- Bardzo cię przepraszam, ale to sprawa między
mną a Elizabeth. Nie powinieneś się w to mieszać – obruszyła się Zoe. – I co
rozumiesz przez: „skończyła się tragicznie”?
- O ile wiem, odbyła wizytę w szpitalu. –
Charles maksymalnie uprościł fakty, by ukazać Michaela gorszym niż naprawdę
był, a przynajmniej w przekonaniu Zoe.
- I wymagasz ode mnie, bym zostawiła Elizabeth
w spokoju? Jaki masz w tym interes? Przecież traktujecie ją jak część waszej
paczki!
- Kto w ogóle używa sformułowania „paczka”?
zresztą nie ma to nic wspólnego z lubieniem jej, po prostu się nad nią
litujemy. Zawsze była tragiczną sierotą i pośmiewiskiem.
- Brzmisz jak skończony dupek, wiesz? Powiem
twojemu ojcu, co o tym wszystkim myślę.
- Śmiało, on też jej nie lubi.
Zoe tupnęła niczym mała dziewczynka i bez słowa
odeszła.
***
Teraz Charles rozumiał, dlaczego Zoe tak
interesowała się Elizabeth. Zwyczajnie robiła mu na złość, co było nawet
urocze. Zoe miała dobre intencje, nie była tak zepsuta jak Harriett, która
tylko udawała miłą, by mu się przypodobać. Być może całkiem nieoczekiwanie
Elizabeth znalazła sobie dobrą koleżankę. Być może tylko udawała miłą, by
dopasować się do środowiska. Charles wiedział, że potrafiła długo chować urazę
i z trudem przekonywała się do innych ludzi.
To chroniło ją przed Michaelem, lecz raz jej
system obronny ją zawiódł.
Niedobrze mu się robiło od pustych przechwałek
Michaela i z dwojga złego wolał rozmawiać z babcią Darcy. Zdołali odwiedzić już
grób Mary Wright, co raczej nie ociepliło ich relacji. Charles podejrzewał, że
babcia zapała cieplejszymi uczuciami jedynie w obecności Elizabeth. Obecnie
dzielił ich cały stół.
Elizabeth wyglądała na zmieszaną, zwłaszcza że
niejako została wplątana w związek z Michaelem i nikt nie protestował.
Oczywiście on również nie zaprotestował i czuł do siebie obrzydzenie z tego
tytułu. Nie wychylał się jednak, bowiem Elizabeth tego nie chciała, i tak
kręcili się w tym kółku wiecznych nieporozumień i niedomówień.
Blackwoodowie mieli pozostać w Cambridge
jeszcze kilka dni, natomiast babcia Darcy stwierdziła, że czym prędzej musi
wrócić do Porthtowan. Stwierdziła, że jest zdegustowana obecną sytuacją i nie
zamierza uczestniczyć w tym całym cyrku.
- Ile jeszcze będę czekał? – spytał Charles
cicho, gdy odwoził Elizabeth i Randy’ego do domu. Elizabeth nie zaszczyciła go
odpowiedzią, nawet się jej nie spodziewał.
Zaskoczył ją, dając jej klucze od swojego domu.
- Na wszelki wypadek, gdyby Randy znów wywinął
jakiś numer – powiedział, znacząco ruszając brwiami. – Poza tym chciałbym,
żebyś czuła się swobodnie. Co oznacza, że nie musisz wydzwaniać do drzwi, gdy
ja utknę w toalecie.
Nie wiedziała, co powiedzieć, lecz ten gest na
pewno ją wzruszył. Wątpił jednak, czy kiedykolwiek skorzysta z nadanego jej
przywileju.
- Jesteś głupcem, Charles – stwierdziła babcia
Darcy, gdy już się pożegnali z Randym i Elizabeth.
- Cóż, w to nie wątpię – burknął Charles,
kierując się ku hotelowi, w którym zatrzymała się babcia. – Ale co ja mogę na
to poradzić? Dbam o jej bezpieczeństwo. Sama tego chciała.
- Co nie oznacza, że ze wszystkim się musisz
zgadzać!
- I co mam niby zrobić?
- Oświadcz się jej, to będzie koniec tego
całego ukrywania i tych przedziwnych konfabulacji. Ten cały Michael nijak mi
się nie podoba.
- Ale, babciu, nie mogę się tak po prostu
oświadczyć! To zdecydowanie zbyt szybko!
- Nonsens, dawniej, gdy mężczyzna kochał
kobietę, brał ją sobie za żonę, a nie bawił się w dziecięce podchody.
- Czasy się zmieniły – zauważył Charles. –
Obecnie trzeba się wzajemnie wypróbować.
- Wy młodzi lubicie tak skakać z kwiatka na
kwiatek. No ale przecież zawsze można wziąć rozwód, prawda? Nawet o tym nie
myśl.
- Jakoś nie byłaś zaskoczona, gdy się okazało…
- Uważałam, że to tylko kwestia czasu.
Elizabeth na pożegnanie powiedziała mi: „Tak naprawdę kocham Charlesa”,
czekałam tylko, aż ty określisz się w swoich uczuciach. Charles, jeśli ci na
niej zależy, nie oglądaj się na konwenanse. Że nie wypada, że jest za wcześnie,
za szybko i inne takie. Miłość rządzi się swoimi prawami, nie ma w niej miejsca
na rozsądek.
- To będzie szaleństwo…!
- Może i tak. – Babcia Darcy uśmiechnęła się
tajemniczo. – Znaliśmy się z twoim dziadkiem przez całe życie, w końcu
mieszkaliśmy w jednej mieścinie. Pewnego dnia przyszedł do moich rodziców,
wyznał, że mnie kocha i poprosił o moją rękę. Nie było żadnych randek i wszystko
było bardzo proste, zważywszy, że i ja się w nim kochałam.
Bezpośredniość babci była nieco niezręczna,
lecz doceniał jej stanowczość. Dzięki temu utwierdzał się w swoich
przekonaniach. Postanowił zatem pewne rzeczy zrealizować nieco wcześniej.
- Michael wygląda na niezłego skurwiela –
zauważyła babcia Darcy.
- Wierz mi, jest nim! – zaśmiał się Charles.
- Fakt, że bawi się tak Elizabeth…
- On bawi się wszystkimi, babciu. Ja się nieco
wyłamałem, więc nazywa mnie „miękką bułą”. No i chyba uważa mnie za idiotę,
skoro sądzi, że nie zauważyłem, że kręci z Harriett.
- Ta dziewczyna też jest podejrzana, wygląda na
zwykłą latawicę. Co cię tak bawi?
- Trafność twoich obserwacji!
- A ci tak zwani rodzice Elizabeth? Traktowali
ją jak zupełnie obcą osobę.
- Na szczęście Randy zastąpił ich aż nadto. Co
o nim sądzisz?
- Uważam, że to całkiem przyjemny człowiek. Tak
bardzo się różni od swego brata… A twój ojciec to chyba na głowę upadł. Brać
sobie taką młódkę!
- Daj spokój, Zoe to przemiła dziewczyna. Choć
jeszcze nie wie wszystkiego o doktorku. Naprawdę musisz już jechać?
Zdał sobie sprawę, że całkiem dobrze rozmawiało
mu się z babcią Darcy i nie chciał, by tak szybko wyjeżdżała. Tak naprawdę
prawie nie znał swojej rodziny poza ojcem.
- Nie muszę, Charlesie – odparła pani Darcy po
chwili wahania. – Musisz mi tylko obiecać, że jak najszybciej skończysz z tym
absurdem.
- To zależy od Elizabeth…
- Nie, Charles, to zależy tylko i wyłącznie od
ciebie.
Komentarze
Prześlij komentarz