XIX Charles
Przez cały
weekend nie natknął się na Elizabeth. Specjalnie wybrał się na przebieżkę
trasą, którą uznał za standardową trasę na wyprowadzanie psa, bowiem
wielokrotnie nią podążała. Czyżby zmieniła trasę, unikając go?
Zastanowił
się dobrze i stwierdził, że jest gotów zmierzyć się z przeszłością i duchem
matki pod postacią babci. Poza tym autentycznie zatęsknił za kuzynem. Głupio mu
było jechać samemu, postanowił skombinować sobie jakieś towarzystwo.
Przy
skromnym śniadaniu jego myśli krążyły wokół jednej osoby. Zaproszenie jej było
bez sensu, bowiem z góry znał odpowiedź. Nie mógł się jednak pozbyć myśli,
która kazała mu chociażby spróbować.
Jadąc
samochodem do pracy, przejechał obok domu Randy’ego. Na podjeździe stała
Elizabeth z werwą pompująca koło od roweru.
- Pomóc ci?
– spytał, opuszczając szybę.
- Potrafię
sama napompować koło – odparła zawzięcie.
Mimo to
wysiadł z samochodu, by sprawdzić, czy na pewno nie potrzebuje jego pomocy.
- Niewiele
ci to daje – stwierdził, widząc, że powietrze cały czas uchodzi z opony. –
Chyba musisz wymienić dętkę.
- A masz
jakąś na zbyciu? – sarknęła. – Cholera, spóźnię się do pracy. Mam rano wykład.
- Mogę cię
podrzucić.
Spojrzała
smętnie na rower. Na pewno się wahała. Jednak przekonała się już o tym, że Charles
wcale nie ma zamiaru wjechać w coś i ich zabić, a na dodatek wykład był dla
niej ważny. Wepchnęła rower do domu, by nikomu nie przyszło do głowy go jej
ukraść.
- Widziałem
ostatnio Michaela… - zaczął, próbując rozkręcić rozmowę.
- Naprawdę
musimy rozmawiać o tym pacanie? – wtrąciła zdenerwowana.
- … z
nieciekawą twarzą. Przyłożyłaś może do tego rękę?
Zaśmiała się
cicho.
- Nie
poskarżył ci się? – spytała zdumiona.
- Nic
takiego nie miało miejsca.
- Więc
pewnie poszedł do twojego ojca.
- On też nic
mi nie mówił.
- Czyżby
tajemnica zawodowa?
- Myślę, że
Michael po prostu sobie tego nie życzył.
- Po prostu
się wstydził.
- Powiesz
mi, co takiego się stało?
- Och, tylko
złamałam mu nos.
Uniósł brwi.
Przyznał szczerze, że nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Wyobrażał sobie,
że ktoś stanął w jej obronie i poturbował Michaela. W życiu, by się nie
spodziewał, że potrafiła bronić się sama.
Po raz
kolejny zdał sobie sprawę z tego, jak mało o niej wie. Dojrzała w Stanach. Choć
była zupełnie nieprzygotowana na spotkanie z Charlesem i wyszło to, co wyszło.
Z Michaelem poradziła sobie doskonale.
Dobrze mu
tak, pomyślał. Co prawda, jeszcze nie dostał tego, na co zasłużył. Fanga w nos
nie wystarczyła. Jeśli Elizabeth była tak dobrze przygotowana, to co miała
jeszcze w zanadrzu?
- „Tylko
złamałam mu nos” brzmi całkiem poważnie – przyznał. – Jestem z ciebie dumny.
Spojrzała na
niego ze złością. Czyżby nie chciała, by był z niej dumny? A może fakt, że jest
z niej dumny, tak bardzo kłuł ją w oczy?
- Tobie też
mogę złamać, jeśli dalej będziesz w to brnął – warknęła.
- Tutaj? Gdy
prowadzę? Żebyśmy się rozbili?
Nie odezwała
się do niego już ani słowem, dopóki nie zajechał na parking uczelni.
- Powiesz mi
chociaż, dlaczego to zrobiłaś? – Ciekawość zżerała go od środka.
- Podrywał
mnie – odparła ze wstydem.
Charles
wybałuszył oczy, nie wierząc własnym uszom.
- Ale że jak
cię podrywał? Co takiego mówił?
- Przecież
znasz go nie od dziś, powinieneś wiedzieć! – oburzyła się, pragnąc jakoś
zamaskować swoje zakłopotanie. Mogła oszukiwać samą siebie, ale nie Charlesa
Wrighta, psychologa.
-
Zaproponował ci kolację ze śniadaniem? – Zaśmiał się teatralnie. – Dostał to,
na co zasłużył. Serio.
- Charles,
mam dla ciebie propozycję. – Błyskawicznie zdarł z siebie pelerynkę
rozbawienia. – Odwal się ode mnie, co?
- Ogłoszenie
nieco nie na miejscu, zważywszy, że jedziesz ze mną samochodem…
- Gdyby mi
nie zależało na pracy, nie doszłoby do tego – rzekła sucho.
- Zatem
jestem jedynie środkiem do osiągnięcia celu. Jeszcze nigdy nie czułem się tak
uprzedmiotowiony.
- Wiem, co
chcesz zrobić. Wiem, co wszyscy chcecie zrobić. Ja tego nie kupuję.
Z żałosną
miną zaparkował niezgrabnie pod samiutkimi drzwiami od jej wydziału.
Przeczuwał, że być może była to ich ostatnia wspólna wyprawa. Elizabeth była
ekstremalnie nieufna, lecz miała do tego prawo. Przeżyła ekstremalne rzeczy, a
trafiwszy do swojej strefy komfortu, nie zamierzała jej opuszczać. Zresztą
mogłoby to przynieść więcej złego niż dobrego.
- Elizabeth…
- podjął ostatnią próbę, ta jednak zakończyła się fiaskiem. Elizabeth trzasnęła
wymownie drzwiami i pognała do wnętrza budynku.
Poczuł
przedziwną pustkę w środku. Odjeżdżając spod uczelni, czuł, że zawalił na całej
linii. Być może zrujnował swoją ostatnią szansę, nieopatrznie zerwał delikatną
nitkę porozumienia. Porozumienia, dobre sobie. A mimo to, ta chwila podczas
posiłku, zanim zadzwoniła babcia, była całkiem przyjemna. Przede wszystkim
normalna.
To nie miało
być takie proste. Elizabeth nadal była półdziką dziewczynką z czasów młodości.
Charles długo rozmyślał odnośnie propozycji pani Darcy. Chciał zobaczyć
rodzinę, z którą stracił kontakt za sprawą ojca, jak również chciał, by ktoś mu
towarzyszył. Nie zebrał się jednak na odwagę. Za dużo jednego dnia.
Lecz jeśli
on nie potrafił się zebrać na odwagę, jak cokolwiek miało się zmienić? Podczas
nieobecności Elizabeth dał się poznać z innej strony. Jego znajomość z
Michaelem nieco się Rozluźniła, był teraz bardziej przyjacielem jego ojca,
aniżeli samego Charlesa. Charles natomiast znalazł nieoczekiwanego sojusznika w
postaci Randy’ego i jego stetryczałego kółka wzajemnej adoracji. Powoli wgryzł
się w towarzystwo, nie wiedział, że było to zaplanowane przez Randy’ego. Tylko
on jeden mógł wiedzieć o możliwym powrocie swojej bratanicy do domu. Powody,
dla których Elizabeth przyjechała ponownie do Cambridge, wymykały się pojęciu
Charlesa. Nie miał na nie żadnego pomysłu.
Dalej,
Charles, wykoncypuj coś…
Komentarze
Prześlij komentarz