XV Michael


Nie wierzę, że ominął mnie powrót Elizabeth, powiedział do siebie, wracając do domu. Wiele bym dał, by być w komitecie powitalnym na lotnisku. Chciał zobaczyć jej minę. Chciał zobaczyć ją samą jako dorosłą kobietę. Chciał zobaczyć, co wyrosło z brzydkiego kaczątka. Zakładał, że brzydka kaczka. Uświadomił sobie, że mimowolnie zatęsknił za nią, a raczej za dręczeniem jej.

Jak dotąd był dumny z tego, co osiągnął w życiu, nawet jeśli było mu to po prostu dane. Uważał, że w przyrodzie musiała istnieć równowaga. Skoro jemu coś się udawało, komuś we wszechświecie musiało być zawsze pod górkę. Zawsze tym jeleniem była Elizabeth. Jej największym osiągnięciem było przyjęcie na jakiś uniwersytet w Stanach. Nie doczytał na dyplomie, co to była za uczelnia. Jednakże na dyplomie widniał tytuł doktora. Cała teoria zaczęła się sypać.

Sypać, z tym że już jakiś czas temu, zaczęły się jego relacje z Charlesem. Pamiętał, jakby to było zaledwie wczoraj, jak się poznali na placu zabaw. Zajęty był wtedy budowaniem zamku w piaskownicy wraz z Elizabeth, ale gdy tylko spotkał się z zainteresowaniem chłopca w swoim wieku, szybko ją porzucił. Najwidoczniej brakowało mu towarzysza tej samej płci. Z dziewczynkami można było bawić się lalkami albo urządzać urocze przyjęcie z herbatką i ciastkami. Chłopcy jeździli wszędzie na rowerach, jakby chcieli wszystkim pochwalić się nowo nabytą umiejętnością, rzucali kamieniami w kaczki i rozrabiali.

***

Po przyjeździe do swego nowego domu wcale nie czuł się zagubiony. Wyparł z pamięci starych rodziców, którzy i tak nie traktowali go zbyt dobrze. Przystosował się idealnie do tej sytuacji. Co prawda państwo Blackwood nigdy nie mogli go adoptować, ale sąd zezwolił sprawować opiekę nad osamotnionym chłopcem do czasu odnalezienia jego rodziców. Co nigdy nie nastąpiło. Michael stał się szybko pełnoprawnym członkiem rodziny, co nie było w smak Elizabeth.

Mogła się tylko przyglądać, jak jej przyjaciel oddala się od niej. Mogła tylko przeklinać w myślach rodziców, którzy kazali jej wynieść się do pokoju, który znajdował się w piwnicy. Mogła tylko uciekać do swego wuja, który wydał się Michaelowi na tyle nieistotny, że po prostu go zignorował. Elizabeth stała się gościem we własnym domu. Nikt nie interesował się, gdy nie wracała na noc, dopóki dobrze się uczyła i nie sprawiała kłopotów. Elizabeth była w tym dobra.

Była dobra w znoszeniu upokorzenia. Na początku próbowała się skarżyć, ale ją ignorowano lub zarzucano kłamstwo. Próbowała się odegrać, ale Michael potrafił wszystko obrócić na swoją korzyść. Próbowała odzyskać Charlesa, ale on już dawno znalazł się poza jej zasięgiem. Prawie nikt nie zauważył, że z żywego, inteligentnego dziecka pozostała tylko nijaka skorupa z wiecznym ponurym grymasem na twarzy. Prawie nikt, poza Michaelem, który odnalazł sadystyczną przyjemność w gaszeniu ostatnich iskierek nadziei.

Nie było zaskoczeniem, gdy wyjechała. Kiedyś musiało to nastąpić. Michael bardzo zdziwił się, gdy wróciła. Co mogło być tak ważnego, by porzucić życie, na pewno lepsze od poprzedniego? Nie mógł być to Randy. Był jej wujem i ostatnią deską ratunku, ale przecież zdecydowała się go opuścić. Musiała istnieć we wszechświecie jakaś siła, która ją tu ściągnęła.

Musiała też istnieć siła, która popchnęła Charlesa na skraj szaleństwa. Zachowywał się, jakby stracił rozum. Z grzecznego chłopca pracującego z ojcem przekształcił się w buntownika opychającego się śmieciowym jedzeniem i urywającym się z pracy bez słowa wyjaśnienia.

Zawsze stanowili zgrany duet, coś w rodzaju Batmana i Robina. Wiadomo, kto był Batmanem. Teraz grzeczny Robin stał się kimś zupełnie innym. Kimś, w kogo zachowaniu trudno było doszukać się logiki. Kimś, kto uśmiechał się szeroko, od ucha do ucha, ale nie było nic miłego w tym uśmiechu.

Z tym wszystkim musiała mieć coś wspólnego Elizabeth. Jednakże jego relacje z Charlesem zaczęły się psuć przed jej przyjazdem. Więc albo wiedział, że wraca, albo było w tym wszystkim coś jeszcze. Z tego, co zrozumiał, Elizabeth nie potrafiła zachować się racjonalnie w obecności Charlesa, wykluczył zatem możliwość zajścia rozmowy pomiędzy nimi, a tym samym wyjaśnienia starych waśni i ewentualnego przekabacenia Charlesa na drugą stronę. Na stronę, po której nie było jego – Michaela.

***

Życie zaczynało robić się nudne. Ciągle ta sama rutyna. Ta sama praca, te same osoby. Powrót Elizabeth dawał mu nadzieję na rozrywkę. Już prawie nie pamiętał tych wszystkich numerów, które wykręcił dziewczynie, a jako dorosły człowiek miał kilka nowych w zanadrzu. Subtelniejszych, ale też i o wiele gorszych.

Nie mógł się zdać na Charlesa w tym temacie. Wyglądało na to, że temat Elizabeth był dla niego nieco drażliwy, ponadto kumplował się z Randym, więc możliwe, że wszystkie jego plany spaliłyby na panewce, gdyby wtajemniczył w nie swego przyjaciela. Tym razem postanowił działać sam.

***

Wiedział już, gdzie pracowała, choć nie znał dokładnej lokalizacji. Zadzwonił zatem na uczelnię, a kompetentna osoba pokierowała go dalej. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności doktor Elizabeth Swallowtail miała tego dnia wykład. Wślizgnął się do auli i usiadł na szarym końcu, oczekując na prowadzącą. Mimo tego, że siedział z tyłu, był doskonale widoczny, wszystko za sprawą architektury pomieszczenia.

Był ciekaw jak zareaguje na jego widok. Wejdzie do auli pewna siebie, bezpieczna, rozłoży notatki na mównicy, potem spojrzy na zebranych. Zobaczy jego. A wtedy? Cóż, nienawidziła go bardziej od Charlesa, bała się go bardziej, więc oczekiwał o wiele bardziej absurdalnej reakcji niż na widok Charlesa. Będzie się miotać pomiędzy paniczną ucieczką z sali a pozostaniem, by się nie zbłaźnić. Będzie jak przestraszone zwierzę zagnane w róg. Czy sparaliżuje ją strach, czy też może rzuci się do ucieczki, tratując wszystko na swojej drodze?

Ku jego rozczarowaniu w auli pojawił się wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Przedstawił się jako Drake Henderson. Na jego widok na pewno podniosło się ciśnienie żeńskiej części widowni. Drake miał poprowadzić dziś wykład w zastępstwie za doktor Swallowtail. Kilku studentów mruknęło z niezadowoleniem. Czyżby Elizabeth cieszyła się jakąś popularnością?

Miał wrażenie, że już gdzieś widział Drake’a. Całkiem możliwe, że Charles mu go kiedyś przedstawił, ale uznał go za mało istotnego i tym samym zepchnął do głębin podświadomości, skąd teraz docierały do niego jakieś przebłyski.

Gdyby teraz wyszedł, wyeksponowałby się. Ewentualnie Drake zapytałby go, dlaczego wychodzi. Możliwe, że miał lepszą pamięć do Michaela i na pewno doniósłby Elizabeth o jego pojawieniu się na wykładzie. Chcąc nie chcąc, musiał wysiedzieć pół godziny słuchając jakichś biologicznych bzdur, z których nic a nic nie rozumiał.
Już prawie myślał, że umrze z nudów, gdy wykład niespodziewanie się skończył. Studenci podnieśli się z miejsc i skierowali do wyjścia. Wmieszał się między nich i wyszedł.

***

Jakie istniało prawdopodobieństwo, że to zastępstwo nie było przypadkowe? Że jakimś sposobem wyczuła, że przyjdzie na wykład? Popadam w paranoję, upomniał sie w myślach. Nic takiego nie mogło mieć miejsca. Czysty przypadek. Postanowił udać się bezpośrednio do katedry. Spytał jakiegoś studenta o drogę. Jednak istniało niebezpieczeństwo, że natknie się na Dana Hendersona, który był jednym z niewielu ludzi wspierających Elizabeth w jej dziecięcych latach. Nie miał bezpośredniej przyjemności z profesorem, ale podejrzewał, że nie będzie mile widziany w jego miejscu pracy.

Znów zadzwonił do sekretariatu uczelni. Kobieta o ciepłym głosie przekierowała go do katedry. Tam powiedziano mu, że doktor Swallowtail jest nieosiągalna.
- Nie ma jej w pracy? – zdziwił się.
- Nie chodzi o to, że nie ma jej w pracy – rzekł szorstki głos w słuchawce. – Chodzi o to, że jest nieosiągalna.

Nic z tego nie rozumiał. Jest, ale jej nie ma. Gdy podał się za kogoś z jej rodziny, został delikatnie spławiony. Pierwszy raz zdarzyło mu się, by jego czar nie podziałał. Działał zawsze, nawet przez telefon.

Z tą zagwozdką wyszedł z uczelni. Podziwiał miejsce, w którym pracowała. Miało długą i bogatą historię, a ponadto należało do najsłynniejszych ośrodków naukowych na świecie. Pogratulował Elizabeth sukcesu, w końcu coś jej się w życiu udało. Jakże przyjemniej będzie to wszystko zburzyć.

Komentarze

Popularne posty