XXIV Randy

Randy spojrzał na ekran swojego telefonu. Oczekiwał połączenia, wiadomości, czegokolwiek. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Marnował jedynie wolne chwile, które mógł spędzać choćby na dłubaniu w nosie.


- Uważam, że sobie poradzi – stwierdziła Marge, podając mu talerz ciasteczek.
- Chcesz mnie chyba utuczyć, co?
- Skądże, mój drogi. Dbam o ciebie, a ty mi nawet za to nie dziękujesz. Stary niewdzięcznik.
              
Uśmiechnął się niezbyt ładnie, gdyż tylko na tyle było go stać.
- Rozumiem, że się denerwujesz, gdyż wypuściłeś swoją małą dziewczynkę w szeroki świat…
- Elizabeth nie jest już małą dziewczynką, a Porthtowan to rzut beretem w porównaniu ze Stanami.
- Więc czego się obawiasz? Że Charles znów coś jej zrobi?
- Oboje dobrze wiemy, że z tego wyrósł, Marge. Nikomu tak nie ufam, jak jemu. Poza tobą oczywiście.
              
Chwycił obojętnie ciastko, lecz kątem oka dostrzegł, że kobieta nieco się zmieszała.
- Obawiam się tego, co może między nimi zajść w Porthtowan – rzekł z pełnymi ustami, ale Marge go nie skarciła za to.
- A co mogłoby się stać?
              
Randy zamyślił się. Czy powinien mieć jakiekolwiek obawy?
- Nie jestem pewien, jak zareaguje pani Darcy. Wiesz, chyba obwinia Charlesa o śmierć córki.
- Gdy Mary umarła, Charlesa nawet nie było w Cambridge – zauważyła Marge.
- A może właśnie wtedy powinien być? Nie mówiliśmy o tym z Elizabeth, lecz pewnie oboje wiemy swoje: to nie był wypadek. A jeśli to nie był wypadek… Charles w jakimś stopniu ponosi za to wszystko winę.
- Nie bardzo jednak wiem, jak to się ma do twoich obaw.

- To raczej skomplikowana kwestia. Elizabeth pojechała z Charlesem, lecz na pewno czuje się u jego boku niepewnie.
- To zrozumiałe…
- Znajdzie się wśród obcych sobie ludzi, a jedynym łącznikiem będzie właśnie Charles.
- Będzie na niego zdana. Na jego łaskę i niełaskę.
- Już nie przesadzajmy. Charles przestał być mściwym dupkiem.
- Gdyby jednak Elizabeth coś się wymsknęło…

Komentarze

Popularne posty