XXVIII Charles

Zaczęła bawić się kosmykiem włosów. Gdy dziewczyny robiły to w jego obecności, znaczyło to tylko jedno – leciały na niego. Wszelkie reguły dotyczące przeciętnych dziewczyn kompletnie się wypaczały w obecności Elizabeth. Nie mógł powiedzieć, że była przeciętną dziewczyną.
              
Zauważył, że musiała robić coś z rękami. Krzyżowała je na piersi, bawiła się rąbkiem swetra, kosmykiem włosów, drapała się po nosie, pstrykała palcami, albo zrywała źdźbło trawy i przez chwilę je miętoliła. Przyjmowała zamkniętą postawę, separując się od jego osoby. Unikała kontaktu wzrokowego, mówiła cicho i powoli, starannie dobierając słowa.

- W takim miejscu mogłabym spędzić spokojną starość – mówiła . – Oczywiście, gdyby mi była dana.
- Sądzisz, że coś mogłoby stać na przeszkodzie? – zdumiał się Charles, bowiem nie był pewien, jak miał rozumieć jej słowa. Były przepełnione melancholią. Elizabeth idealnie wkomponowywała się w środowisko. Jako ponura osoba świetnie by się czuła na takim odludziu, nie czuła potrzeby spotykania się z innymi ludźmi, a najchętniej zanurzyłaby się w ciekawej książce.

- Charles, różne wypadki chodzą po ludziach, nie każdy ma szczęście w życiu.
- Jesteś okrutną pesymistką.
- Nie, jestem po prostu realistką. Biorę pod uwagę wszystkie zmienne. Zakładanie, że znajdujesz się w grupie szczęśliwych wybrańców losu, jest zwyczajną głupotą.
- A nie próbowałaś czasem pomyśleć, że może nie będzie tak źle?
- „A próbowałaś nie być smutna?”, Charles Wright, anno Domini 2016. Charles, wygrałeś właśnie nagrodę psychologa roku.
              
Zrobiło mu się autentycznie głupio. Co prawda nie stosował bezpośrednio takich pytań, lecz nie raz próbował narzucić pacjentom szukanie pozytywów w sytuacjach, które wywołują u nich stres, a ten prowadzi do innych zaburzeń.

- Powiedz mi, czy kiedykolwiek poszłaś na terapię? – spytał, by rozwiać nieco własne zakłopotanie. Toczyli obecnie całkiem zacięty pojedynek, wymieniali się ciosami po równo.
- Byłam na jednym spotkaniu, jeszcze za czasów studiów – odparła, nawijając kosmyk ciemnych włosów na palec.
- Opowiedziałaś o wszystkim swojemu terapeucie?
- Zważywszy fakt, że byłam u niego raz, nie mogę go chyba nazwać swoim terapeutą.
- Unikasz odpowiedzi.
- Nie muszę podawać ci wszystkiego na tacy.
- Nic mu nie powiedziałaś.
- Facet nie był na to przygotowany.
              
Charles prychnął z dezaprobatą.
- Chyba ty nie byłaś na to przygotowana…
- To chyba oczywiste. Nie cierpię kontaktów z innymi ludźmi.
- Kłóci się to lekko ze specyfiką twojej pracy.
- Wykłady to mały wycinek moich obowiązków. Najczęściej zamykam się w laboratorium. I wtedy…
- Wtedy co?
              
Widział, jak kłóci się sama ze sobą. Nie wiedziała, czy może być wobec niego szczera.
- Wtedy czuję się najlepiej. Wykłady są fajne, gdy spotykasz się z ogólną akceptacją, ale po dwóch godzinach tak czy siak jestem wyczerpana.
- Czy odczuwasz zmęczenie po spotkaniu ze znajomymi?
- Hej, nie próbuj mnie tu teraz przesłuchiwać! – Elizabeth się obruszyła. Oznaczało to, że wkroczył na zakazany teren, lecz nie miał zamiaru cały czas poruszać się w bezpiecznej strefie. Jeśli mieli do czegokolwiek dojść, musiał zaryzykować.
- Elizabeth…

- Skończyliśmy ten temat! – Odwróciła się na pięcie i ruszyła w dół klifu. Przez chwilę wpatrywał się w jej plecy. Najlepszym rozwiązaniem byłoby rzucenie się z klifu tu i teraz.
- Prędzej czy później… - wysapał, zrównując się z nią.
- Nie baw się w mojego „terapeutę”. Z terapeutą trzeba być szczerym.
- Dlaczego nie możesz być szczera ze mną? Elizabeth, praktycznie się nie znamy…
- Ponieważ porzuciłeś mnie na rzecz Michaela! Myślisz, że czułam się wspaniale, gdy nawet się nie obejrzałeś i poszedłeś się bawić z nowym koleżką? Żadnego: „Cześć, na razie, do zobaczenia”. Po prostu poszedłeś i już nigdy nie chciałeś mieć ze mną do czynienia. Zakochałeś się w swoim nowym przyjacielu i świata poza nim nie widziałeś.
              
Zatrzymała się wzburzona, a Charlesa nawiedził niedawno zakopane wyrzuty sumienia. Z perspektywy czasu wiedział, jak okrutnie to musiało wyglądać. Cóż, dzieci pod pewnymi względami potrafią być okropne. Wtedy nie wydawało mu się to takie straszne, nie przejmował się konsekwencjami. Niczym się nie przejmował, w końcu był dzieckiem.
              
Teraz, gdy spoglądał na dawnego siebie, czuł wstyd. Tamten epizod zapoczątkował spiralę jego upadku. Niegdyś podziwiał Michaela, zwłaszcza gdy wkroczyli w wiek młodzieńczy. Nieświadomie go naśladował z nadzieją, że jego rodzice docenią go tak, jak Blackwoodowie doceniali swego przybranego syna. I tylko całkiem przypadkiem wyrósł na skurwiela.
              
Nie było nocy, żeby nie analizował swoich poczynań, starając się wczuć w rolę Elizabeth. Zmiana płci jednak nie szła mu dobrze, podejrzewał, że wszystkie jego założenia były z gruntu złe. Pomylił się nawet do tej jednej rzeczy – reakcji Elizabeth na jego odejście. Jej wybuch oznaczał, że mocno to przeżyła. Utraciła bliską osobę, a jej przywiązanie do Charlesa wprawiało go w jeszcze większe zakłopotanie. Gdyby nie jego głupota, miałby teraz oddaną przyjaciółkę.

- Nie sądzisz, że wyolbrzymiasz problem? – spytał ostrożnie. Elizabeth bywała nieprzewidywalna, nieraz to udowodniła.
- Charles, byliśmy dziećmi, to prawda, nie oznacza to jednak, że nie mieliśmy uczuć – odparła ze spokojem podszytym zdenerwowaniem. Głos lekko jej drżał, niemal niezauważalnie. – Może i byłam przewrażliwiona… Nie, wtedy jeszcze nie byłam przewrażliwiona. Niemniej bardzo to przeżyłam.
- Ja…
- Jeszcze jakoś bym zniosła konieczność dzielenia się tobą z Michaelem, ale ty kompletnie mnie odtrąciłeś. Musiałam poszukać sobie innego przyjaciela.
- Padło na Randy’ego. Gdybym tylko mógł…
- Na szczęście nie musisz się tym przejmować. – Poklepała go lekko po ramieniu. Był to bardzo ironiczny gest. – To już przeszłość.
              
Charles zaprzepaścił wszystkie swoje szanse. „To już przeszłość” czyli „Nasza przyjaźń należy do przeszłości”. Dlaczego zatem przyjechała z nim do Porthtowan? Czyżby jakieś duchy starych dziejów nie dawały jej spać w nocy?

- Wyjaśnij mi zatem, co tu robisz. Ze mną.
- Sam powiedziałeś, że jestem sentymentalna – odparła obojętnie.
- Usilnie starałaś się zaprzeczyć.

- Mylisz się, sądząc, że przyjechałam tu dla ciebie. Po prostu chciałam zobaczyć miejsce, w którym dorastała Mary.

Komentarze

Popularne posty