XXVII Michael
Wyglądało na
to, że Charles zrobił sobie wakacje. Jego ojciec stanowczo sprzeciwiał się
wyjazdowi, lecz koniec końców musiał ustąpić. „To mnie zwolnij” działało na
niego uspokajająco. Benjamin Wright tylko teoretycznie mógł się obyć bez swego
syna w gabinecie.
Nie płacił
mu źle, żeby tymczasem nie postanowił poszukać sobie czegoś bardziej
dochodowego. I tak spory ułamek tej pensji przekazywany był pod stołem – doktor
Wright oszczędzał na czymś innym. Starał się traktować go z szacunkiem, by nawet
przez myśl mu nie przyszło, że mógłby udać się gdzieś indziej. Doktor Wright
nie zdawał sobie sprawy, nawet przez myśl mu nie przyszło, że Charles się męczy
w tak bliskiej relacji prywatno-zawodowej z własnym zaborczym ojcem. Praca
przez osiem godzin, sześć dni w tygodniu wysysała z niego wszystkie siły
witalne, a dodatkowe wizyty w niedziele wykańczały go doszczętnie.
Charles
znosił to dzielnie, nie skarżył się, lecz ostatnio przejawiał buntowniczy
nastrój, jakby coś w nim dojrzewało. Michael potrafił połączyć pewne wątki.
Wszystko zaczęło się wraz z powrotem Elizabeth.
Owa
okoliczność wypełniała go dziwnym podekscytowaniem. Nie mógł się doczekać, aż
zwierzy się Charlesowi ze swoich planów i był więcej niż pewien, że tym razem
Wright nie będzie mu w tym towarzyszył. Opowie smutną historyjkę o tym, że
wydoroślał i nie bawią go takie podchody. Michael miał nadzieję, że przemówi do
rozsądku, o który ostatnio było trudno, Charlesowi i namówił go na wspólną
zabawę. W końcu kiedyś to uwielbiał.
Musiał się
postarać o coś subtelnego, a jednocześnie spektakularnego. Oczywiście miał
zamiar nieco podbudować pewność siebie Elizabeth tak, by myślała, że nic jej
nie grozi z jego strony. Chciał uśpić jej czujność. Do tego świetnie nadawał
się Charles. Dlaczego pogodził się z Randym? To była bardzo ciekawa kwestia.
Być może i mały Charlie grał w swoją małą grę? Wtedy wszystko składałoby się
idealnie.
Charlie
mógłby się zabawić w przyjaciela Randy’ego, stary pryk na pewno uwierzyłby, że
młody psycholog się zmienił. Charlie znał pewne sztuczki, umiał wpływać na inne
osoby, mógł z łatwością przekonać Randalla, że się zmienił. Najprawdopodobniej
już to zrobił. W takim razie pozytywne bodźce napływać będą z dwóch źródeł.
Jeśli Michael się postara, wywrze na małej Lizzie pozytywne wrażenie i jej
stalowa antypatia osłabnie. Uśpi jej czujność, przetrzebi jej obronę i wtedy
uderzy.
Jeszcze nie
wiedział dokładnie, jak to wszystko rozegra, potrzebował porady Charlesa. Albo
jego ojca.
***
- Powiedz
mi, że i ty zauważyłeś niepokojące zachowanie Charlesa.
- Powiedz mi
coś, co nie jest oczywistością – odparł doktor Wright, ściągając okulary. –
Powrót Elizabeth wyzwolił w nim… sam nie wiem. Zawsze był posłusznym chłopcem.
Zdaje się, że przeżywa drugi okres dojrzewania, buntu i eksperymentów.
-
Eksperymentów z chipsami chyba.
Benjamin
Wright zbył to ruchem dłoni.
- Z tym
buntem się jednak zgodzę – rzekł Michael.
- To do
niego niepodobne – zgodził się doktor. – Urwał się z pracy, jakby w ogóle go
nie obchodziło, że mógłbym się zmartwić.
- Powiedział
ci, gdzie był?
- Przecież
powiedział, że był w Londynie…
- Londyn to
nie jakaś pipidówka! Są setki miejsc, do których mógł się udać w Londynie!
- Nie
zapominaj, że studiował w stolicy.
- Dlatego
zerwał się z pracy i urządził przejażdżkę. Coś mi tu wybitnie nie pasuje.
- Ta jego
nonszalancja, kompletny brak odpowiedzialności, zerwanie z utartymi nawykami…
Doktor
zamyślił się nad książką. Wydawał się być bezradny w związku z synem. Myślał,
że znał go na wylot, to on go w końcu ukształtował, on go stworzył.
Najwidoczniej istniała jakaś luka, maleńka wyrwa, szczelina, przez którą
wypływał prawdziwy Charles. Niepokorny chłopak chcący zrobić na złość ojcu. Nie
mógł znaleźć lepszego sposobu na dokopanie staruszkowi, więc zachowywał się jak
dzieciak.
- Nie jest
to takie rzadkie wśród mężczyzn – rzekł po chwili doktor.
- Jeśli mi
zaraz powiesz, że Charles przechodzi pewien kryzys…
- A kiedy
wszystko zaczęło się psuć? Mam na myśli twoją relację z moim synem. Wiem, że
najchętniej połączyłbyś to z powrotem Elizabeth, ale przyznałeś mi się, że to
zaczęło się jeszcze przed jej
powrotem.
-
Sugerujesz, że mogli się ze sobą kontaktować wcześniej?
- Tego nie
sugeruję, może niepotrzebnie krążymy wokół Lizzie…
Michael
zaczął rozumieć, do czego dążył doktor. To wprost niewiarygodne, że Charlie
miał przed nimi sekrety, a już tym bardziej sekrety tego kalibru.
- Spójrz na
mnie – ciągnął doktor. – Zdarza mi się odwiedzić moją dziewczynę we Francji…
Michael
przewrócił oczami. „Dziewczyna” w ustach Benjamina brzmiała tak groteskowo.
- A jak już
mówimy o niej, Zoe przyjedzie pod koniec przyszłego tygodnia.
-
Sprowadzasz ją do Anglii? – spytał z niedowierzaniem.
- Cały czas
mi jęczy, że chce zobaczyć Anglię.
- Sądziłem,
że nie chcesz się z nikim wiązać.
- Liczę na
to, że nasz klimat oraz ruch lewostronny nieco ją odstraszą. Wracając jednak do
Charliego, prawdopodobnie przyczyna jego szaleństw jest całkiem trywialna.
- Ciekawe,
kiedy nam ją przedstawi…
- Nie jest
zbyt chętny do zwierzeń? Może Randy coś wie?
- Z nim nie
będę rozmawiał.
- Możesz
spróbować z Marge, jesteś w końcu jej ulubieńcem. – Doktor zaśmiał się cicho.
Komentarze
Prześlij komentarz